UWAGA.

Mój tumblr, z którego dowiedzie się co aktualnie planuję i nad czym pracuję - tutaj. - możecie tu zadawać pytania i śledzić wszystko co wychodzi z pod mojej ręki. xx

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Op.2

Dni powoli robiły się coraz krótsze, a każda kolejna noc była dłuższa. Każdy czuł zbliżającą się zimę, a razem z nią święta. Ten radosny czas, w trakcie którego czułem się znowu jak dziecko. Kochałem to. Szał zakupów, obdarowywanie się, biały puch otulający wszystko i ta życzliwość, radość płynąca z nawet najtwardszych serc. Budząc się pewnego listopadowego poranka do moich nozdrzy dobiegła słodka woń śniadania. Nie wiedziałem co to było, ale sama myśl, że loczek kręci się teraz po kuchni szykując nam posiłek, powodowała szeroki uśmiech na mej wciąż zaspanej twarzy. Przewróciłem się na drugi bok i przez myśl przebiegło mi, aby znów zapaść w sen. Niestety dużo bardziej kuszącą propozycją było śniadanie zjedzone wspólnie z Harrym. Wstałem i narzucając na siebie dresowe spodnie, zwlokłem się powolnie do kuchni. Tak jak podejrzewałem Styles krzątał się po niej smarząc naleśniki. Gdy tak wiercił się przy blacie kuchennym, w samych bokserkach, delikatnie kiwając biodrami na wszystkie strony jakby tańczył, ogarnęła mnie niesamowita ochota wtulenia się w niego. Choć na chwilę zanurzenia twarzy w tych jego bójnych lokach. Z dnia na dzień wariowałem coraz częściej. Odetchnąłem ciężko i usiadłem przy stole czekając, aż chłopak poda mi moją porcję. Loczek odwrócił się i mimo zaspania wypisanego na jego twarzy, wydawał się niesamowicie szcześliwy. Jakby wygrał los na loteri. Chociaż z drugiej strony... On zawsze taki był. Rozradowany z byle czego, żywiołowy i zupełnie beztroski, jak małe dziecko. Kochałem każdą ceche jego charakteru, nawet gdy był taki pewny siebie i lekko arogancki. Myślę, że spokojnie mogę go nazwać typem playboy'a. Kochał kobiety, szczególnie te piękne. Dlatego byłem pewien, że za nic na świecie, nie wybrałby mnie, zamiast nich. Spostrzegłem nagle, że przestał smarzyć i usiadł naprzeciwko mnie. No tak, Liam pewnie pojechał do Danielle, a Niall i Zayn wyjechali już do Irlandi. Zostaliśmy sami. Z rozmyśleń wyrwał mnie jego głębowi głos, kóry tak cholernie kochałem. Boże, wystarczyło jedno słowo, a przez moje ciało przelatywały ciarki.
-Zbliżają się święta. 
Nie byłem w stanie się odezwać. Skinąłem jedynie głową i czekałem, aż kontynuuje swoją myśl.
-Lou, co powiesz, żebyśmy spędzili je wspólnie?
Oszalałem. Oczy otworzyły mi się szerzej i z truden próbowałem odczytać z jego twarzy co oznacza słowo 'wspólnie'. Nie, to przecież niemożliwe, żeby miał na myśli tylko nas dwoje... Samych... Sam w to nie wierzyłem i nie myliłem się. 
-No wiesz... Całe One Direction. Byłoby fajnie, jakbyśmy chociaż raz nie rozjeżdżali się po rodzinach. 
Z jednej strony kochałem tą magię świąt, którą otoczona była w grudniu moja rodzinna miejscowość. Ale to równało się z rozłąką. Siedziałem chwile myśląc nad tym i analizując wszystkie plusy i minusy. Wreszcie podniosłem głowę i zapatrzyłem się w te jego parę soczyście zielonych oczu. 
-Może... Wiesz, musimy to jeszcze ustalić z resztą. Zayn pewnie się zgodzi, a Liam po prostu zaprosi Danielle, ale nie wiem jak Niall...
-No i oczywiście zaprosimy Eleanor. Tylko nie hałasujcie zbytnio w nocy.
Chłopak roześmiał się radośnie, a ja lekko się zmieszałem. Właśnie... El. Myślę, że powinienem do niej zadzwonić, albo coś... Siedziałem cicho zastanawiając się, czy zaprosić dziewczynę na wigilię. Zaraz po zjedzeniu śniadania poszedłem się ubrać i usiadłem na kanapie w salonie, włączając poranne wiadomości. Spojrzałem na telefon i dopiero teraz zauważyłem jedną nową wiadomość. Od niej. Trochę bałem się ją przeczytać, ale przecież musiałem. 'Lou, co się dzieje? Nie odbierasz ode mnie telefonów... Myślę, że musimy pogadać.' Szykowała się ciężka rozmowa. Po chwili zrozumiałem, o co chodziło, że nie odbierałem. Nawet nie zauważyłem, że dzwoniła. Normalnie mam telefon zawsze przy sobie i nie wiem jak to się stało, że go nie słyszałem. To był czysty przypadek. Poczułem jak obok mnie ktoś siada i oczywistym było dla mnie, że to Styles. Przechyliłem lekko głowę i z miny chłopaka poznałem, że musiałem wyglądać na naprawdę zmartwionego. Hazza poklepał mnie po ramieniu i chcąc mnie chyba jakoś odwieść od trosk, zaproponował, abyśmy pojechali na zakupy. Zgodziłem się, sam nie wiem dlaczego. Jego towarzystwo było w tym momencie najmniej potrzebną mi rzeczą. Wiedziałem, że jeśli zerwę z Eleanor, to będzie koniec wszystkiego. Dotychczas gdy miałem dość uczucia, którym darzyłem loczka, uciekałem do niej. Teraz straciłbym ostatnią deskę ratunku. Zupełnie sam będę musiał przyglądać się jak coraz to nowa dziewczyna ląduje w jego łóżku i ucieka z niego jeszcze szybciej. Samotne noce spędzone na słuchaniu jęków dochodzących zza ściany... Tak, to zapowiadało się naprawdę pięknie. Pokręciłem głową siedząc już w samochodzie chłopaka. Byłem zbyt przejęty tym wszystkim i chyba urwał mi się film, bo nie pamiętam dokładnie co się działo. Kiedy się ogarnołęm był już wieczór, a ja stałem naprzeciwko drzwi Eleanor. Lekko zirytowany tą całą dziwną sytuacją, zapukałem. Chyba miałem jakiś przebłysk i nagle powrócił do mnie zdrowy rozsądek. Zdałem sobię sprawę jakie niesamowite jest to wszystko. Gdyby jeszcze jakiś czas temu, ktoś powiedział mi, że będę dażył Harrego jakimś większym uczuciem, wyśmiałbym go. Przecież on był moim przyjacielem, to co teraz czuje było niedopuszczalne. A jednak stało się... Pewnego poranka ujżałem jego kolejną zdobycz, wymykającą się z pokoju i maszerującego zaraz za nią Styles'a, i poczułem to dziwne ukłucie w sercu. Wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że to zazdrość. Z czasem jednak to szło coraz dalej... Chciałem przebywać z nim non stop, czuć jego zapach, dotykać jego ciała. I zupełnie straciłem głowę, zapominając o El, która dawnymi czasy była dla mnie aniołem w ludzkiej skórze. Jeszcze jakiś czas temu dziękowałem bogu, że ją mam. Teraz liczyło się tylko to, by móc słysześ głos Styles'a i bawić się jego loczkami codzień. Z rozmyśleń wyrwała mnie dziewczyna, która pojawiła się właśnie w drzwiach. Wpuściła mnie i oboje udaliśmy się do salonu. Jak zwykle zaparzyła moją ulubioną cherbatę. Ta dziewczyna naprawdę była idealna. Zawsze wiedziała co lubię i czego mi trzeba. Zawsze unikała rzeczy nieprzyjemnych dla mnie i dbała o mnie. Czasami tylko nie rozumiała moich 'męskich odruchów', ale starała się jak mogła. Usiadła naprzeciwko mnie i sama rozpoczęła rozmowę.
-Louis... Powiedz mi, co się z nami dzieje?
-El to... To jest naprawdę skomplikwane. 
-Widzę. Możesz mi zaufać, proszę... Powiedz o co chodzi. 
-Ja... Po prostu potrzebuje czasu. 
-Czasu? Louis, ja ci dam czas. Dam ci tyle czasu, ile tylko będziesz chciał. Chcę tylko wiedzieć, co się dzieje. Martwię się o ciebie... Traktujesz mnie jak zupełnie obcą osobę, my już w ogóle nie rozmawiamy. Przychodzisz tylko po jedno...
Coś we mnie pękło. Zraniłem ją tak cholernie bardzo... Nienawidzę siebie za to. Starałem się jak mogłem i jakoś wybrnąłem z tej sytuacji. Udało mi się nie informować jej o moim nagłym popędzie do mężczyzn... Właściwie to nie tyle do mężczyzn, co do jednego. Siedzieliśmy dość długo rozmawiając, jak prawdziwi przyjaciele. Żartowaliśmy i wygłupialiśmy się w najlepsze, aż wreszcie zmęczona El usnęła na moich kolanach. Delikatnie przeniosłem ją na łóżko i postanowiłem wrócić do domu. Spojrzałem na zegarek i oniemiałem. Nie miałem pojęcia, że rozmawialiśmy aż tak długo... Wskazówki uparcie zatrzymały się na 1.42 i ani myślały się cofnąć. Wyszedłem z mieszkania i na wszelki wypadek zakluczyłem drzwi. Gdy dojechałem do naszego domu byłem w pełni zadowolony i zupęłnie zapomniałem o Hazzie. Miałem nadzieje, że będzie on już spał, lub zabawiał się z jakąś 'koleżanką', on jednak siedział spokojnie na kanapie oglądając, z tego co dobrze zauważyłem, trzecią część American Pie. Gdy tylko usłyszał jakiś ruch za sobą odwrócił się w moją stronę. 
-Lou, już wróciłeś? Tylko mi nie mów, że pokłóciłeś się z Eleanor...
-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
Szybkim krokiem udałem się do sypialni i włączyłem laptopa. Siedziałem właśnie na twitterze, odpisując faną, gdy do moich uszu dobiegł odgłos pukania. Wstałem aby otworzyć i już na pierwszy rzut oka, osłabłem jakoś. Stał tak naprzeciwko mnie, w samych szarych spodniach od dresu, z tą burzą loków i zaraźliwym uśmiechem. Oniemiałem. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wpuścić go do środka. Chociaż naprawdę bałem się, że nie wytrzymam... Chłopak stanął kawałek od łóżka, prawie na samym środku pokoju. Podszedłem do niego i czekałem wpatrując się w niego pytającym wzrokiem.
-Lou, widzę, że coś jest nie tak. Od jakiegoś czasu chodzisz struty. Niemal co noc wychodzisz do El, ale uciekasz z tamtąd nad samym rankiem. Nie rozmawiamy tak często jak zwykle i ogólnie czuje, że się oddalasz...
Proszę... Harry, chociaż ty mnie nie męcz. Uwierz, nie chcesz wiedzieć, co się dzieje. Gdybyś tylko się dowiedział, znienawidziłyś mnie. Karcenie się w myślach przerwał mi dotyk chłopaka. Chwycił delikatnie jedną ręką moją twarz, sprawiając, że cały w środku szalałem. W dodatku znów przemówił, przerywając tą piękną ciszę, swoim anielskim głosem.
-Lou, co się dzieje?
Nie wytrzymałem. W tym momencie byłem po prostu za słaby. Nawet myśl, że tym jednym czynem, mogę spieprzyć wszystko, nie stopowała mnie w żadnym stopniu. Obie ręcę wplotłem w jego włosy i zbliżyłem swoją twarz jeszcze bliżej jego. Wreszcie nasze usta się spotkały. To był moment tak cholernie upragniony przeze mnie. Zupełnie zapomniałem co się dzieje i po prostu zatopiłem się w jego wargach. Były idealne, pod każdym względem i sam ich dotyk przyprawiał mnie o skręt wszystkich wnętrzności. Nawet nie drgnął. Przez moment wydawało mi się, że oddał jeden z pocałunków, ale było to jedynie złudzenie. Wreszcie odepchnął mnie od siebie, a ja chciałem jedynie się gdzieś schować. Cholernie bałem się teraz na niego spojrzeć. Chłopak odkaszlnął jedynie, po czym już chciał wyjść, ale zatrzymałem go. Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się teraz wydusić z siebie cokolwiek. 
-Harry... Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca... Nie wiem co mnie napadło.
Chłopak kiwnął jedynie głową i tyle go było widać. Zostałem sam... Sam, z natłokiem myśli i smakiem jego ust, którego nie mogłem, lub nie chciałem się pozbyć.

7 komentarzy:

  1. Naprawdę mi się spodobało. W taki delikatny sposób opisałaś ten pocałunek. Ogólnie ładnie opisujesz. Mogłabyś mnie informować o nowych na moich twitterze? @GioviMonster
    Dodaję do obserwowanych, by niczego nie przeoczyć i zapraszam przy okazji na swoje dwa blogi:
    http://everything-about-u.blogspot.com/ (typowe love story z 1D)
    http://you-in-my-bed.blogspot.com/ (Bromance, głównym wątkiem jest Larry, ale jest to mieszane z Zarrym, zresztą, jakbyś chciała przeczytać to się dowiesz :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Niechże Lou zerwie z Elką, Harry niech się opamięta i będzie idealnie :D
    świetny odcinek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww ! No w końcu jakiś normalny blog w którym jeden jest świadomy swoich czynów i odtraca drugiego . W innych by dalej pisali że oboje rzucili się na siebie i opisywali by upojną noc po jedynym pocałunku z PRZYJACIELEM :o w końcu ktoś normalny, niech się akcja rozkręci i ps już Cie wielbię <3

    OdpowiedzUsuń