UWAGA.

Mój tumblr, z którego dowiedzie się co aktualnie planuję i nad czym pracuję - tutaj. - możecie tu zadawać pytania i śledzić wszystko co wychodzi z pod mojej ręki. xx

niedziela, 29 kwietnia 2012

Op. 5

Więc tak... na wstępie chciałabym powiedzieć, że ten rozdział chyba mi nie wyszedł... Pisałam go dość szybko i nie wiem... Jakoś tak nie jestem jego pewna, no ale dodaje.
No i naprawdę dziekuję za te komentarze... Może nie jest ich jakoś niesamowicie dużo, ale każde słowo jest dla mnie jakąś cholerną motywacją i aż chce mi się pisać :) 
Ach. I przepraszam za te błędy w poprzednim rozdziale... Pisałam go na szybko, bo akurat miałam wenę i nie chciałam, żeby uciekła... I zupełnie zapomniałam go potem sprawdzić. Obiecuje, że postaram się, aby to się nie powtórzyło :)  Miłego czytania, koty xx
_________________________________________________________________
Jak co weekend chłopcy zaproponowali wyjście do klubu. Oczywiście Harry był zbyt zajęty przesiadywaniem u siebie w pokoju, aby wyjść gdziekolwiek. Od czasu tamtej nocy... To było już tydzień temu... On zachowuje się dziwnie. Wiem aż za dobrze, o co chodzi. Zwyczajnie w świecie się brzydzi. To widać. Gdy uda się go wygonić z pokoju traktuje mnie jak powietrze... A za każdym razem gdy przez przypadek nasze ciała się dotkną, odskakuje jak oparzony. Styles, dupek z ciebie! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak to cholernie boli! Myślisz, że mi jest łatwo? Przeżyłem najpiękniejszą noc w życiu, ale w zamian dostałem twoje obrzydzenie do mojej osoby. Wolałbym cofnąć czas, żeby móc choć patrzeć w twoje tak piękne zielone oczy, oglądać ten uśmiech i słuchać głosu. Żałowałem, że wtedy go nie powstrzymałem. Przecież wiedziałem, jak to się skończy... Boże, błagam... zrób coś... Nie daje rady. Z każdym dniem brakuje mi go coraz bardziej, a każde jego zlanie mnie, łamie moje serce... Chociaż jeśli chodzi o moje serce, to z niego już chyba nic nie zostało. Czuję się taki... pusty, nijaki, gdy go nie ma. Już nawet nie mogę płakać, bo wszystkie łzy wypłakałem w poduszkę w pierwsze kilka nocy po imprezie. Co prawda Liam starał się jak mógł, by mnie jakoś pocieszyć... Ale nic to nie pomagało. Jego ramiona, głos, pocałunki w policzek, czułe słowa, zapach... One nigdy nie dorównają Hazzie. Nigdy nikt mu nie dorówna. Nie miałem sił na żadną imprezę, więc zostałem w domu. Liam poszedł w moje ślady. Nie chciał zostawiać mnie samego, chociaż niby w domu był też Harry. Niby, bo był tylko ciałem. Jego umysł odpłyną i nawet nie planował wrócić. Niall i Zayn wyszli już, a ja stałem właśnie w kuchni, gotując wodę na moją ulubioną herbatę, gdy poczułem jak ktoś przytula się do mnie od tyłu. To tak bardzo przypominało mi uścisk Harrego, chociaż czułem, że to nie on. Odwróciłem się i spojrzałem zdezorientowany na Payne'a. Chłopak stał naprzeciwko mnie z poważną miną, wciąż trzymając moje biodra. 
-Liam, o co chodzi?
Byłem trochę zdezorientowany. Nigdy nie byliśmy aż tak... blisko. I w dodatku ta jego powaga.
-Louis, zapomnij o nim.
Zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc co zrobić. Mówił mi to już tak często, a jednak teraz to było takie... inne. 
-To nie takie łatwe...
-To jest łatwe, ale ty po prostu nie chcesz... Lou... Czemu go kochasz? Przecież przez niego tylko cierpisz... Mógłbym... Ze mną było by ci lepiej.
Gdy tylko dotarły do mnie jego słowa, było już za późno. Chłopak wplótł rękę w moje włosy i czułem jak składa na moich ustak ciąg pocałunków. Nie powiem, to było miłe. Od niego biło ciepło i uczucie, którego ja teraz najbardziej potrzebowałem. Ale mimo to, wciąż nie był Harrym. Wreszcie udało mi się go od siebie odepchnąć, ale tylko na chwilę.
-Lou, chociaż daj mi spróbować...
I znowu... Jego ciepłe, miękkie usta. Były takie przyjemne... Nie odwzajemniałem pocałunków, ale też nie opierałem się jakoś specjalnie. Po prostu stałem jakby nie wiedząc, co zrobić. Dopiero gdy do kuchni wpadł jak burza Styles, odepchnąłem Liama od siebie, mając nadzieje, że może on nie zauważy tego pocałunku. Ale widział... Aż za dobrze. Niby nic nas nie łączyło, on nic do mnie nie czuł... Spojrzałem na niego i oniemiałem. Wyglądał, jakby chciał zabić Payne'a samym wzrokiem. Sam myślałem, że zaraz się na niego rzuci. Po chwili przeniósł swój wzrok na mnie i ani trochę nie zmienił wyrazu twarzy. Wciąż był cholernie wściekły, co naprawdę mnie zdziwiło. Czyżby czuł się... Nie, to nie możliwe. Zazdrosny?
-No, no. Co ja widzę. Chyba wam nie przeszkodziłem?
Jego głos był tak cholernie przesiąknięty sarkazmem. Staliśmy w milczeniu, a on ciągnął dalej, depcząc tym samy moje serce jeszcze bardziej.
-Brawo Louis. Wiesz, nie myślałem, że jesteś aż tak puszczalski. Nie ładnie tak lecieć na trzy fronty...
Zaniemówiłem. Chłopak nawet nie czekał, aż coś zrobimy. Po prostu wziął kartonik z sokiem pomarańczowym i jakby nigdy nic, wrócił do swojego pokoju. Czułem się tak cholernie głupio... Choć z drugiej strony cieszyło mnie to, bo jakby nie patrzeć można to uznać za okaz zazdrości. Nie mogąc wytrzymać tej ciszy, wybiegłem udając się do swojego pokoju. Przez moment powróciła do mnie nadzieje, że może jednak... może coś go ruszyło... może zaczęło mu na mnie zależeć. Chociaż wiedziałem, że to niemożliwe. Wciąż się łudziłem. Nadzieja matką głupich... Więc ja muszę być naprawdę debilem. Odetchnąłem ciężko zamykając drzwi na klucz. Nie miałem ochoty nikogo teraz widzieć. Natłok myśli nie pozwalał mi na nic... Leżałem na łóżku rozmyślając. A właściwie marząc... Jak dobrze byłoby mieć go tylko dla siebie. Jak małe rzeczy, przy nim pięknieją. Śniłem o rzeczach tak różnych... Od wspólnie spędzonych nocy, delikatnych scen zazdrości, aż po głupoty typu śniadanie zjedzone razem, lub  leżenie wtulonym w niego na kanapie i oglądanie Glee. To jest taka szara codzienność, która w jego obecności staje się piękna, kolorowa i milsza z każdą minutą. Nie wiem kiedy zasnąłem.
~~~~~~

Wstałem dość późno. Było około 12. Pół nocy nie spałem, wściekając się to na Louisa, to na Liama, to znowu na siebie. Co to miało być?! Jeszcze kilka nocy wcześniej spał ze mną, a teraz spokojnie lizał się z Paynem... Puszczalska dziwka! To samo Liam! A co z Danielle? Poza tym PO CHUJ SIĘ LIAM WCINA?! Kurwa, po co w ogóle ktokolwiek wcina się w Larrego Stylinsona?! Dopiero teraz... Po raz pierwszy głośno powiedziałem to sobie w myślach... Wiem, że to nie prawda, ale mimo wszystko... LOUIS JEST MÓJ! Jest mój i nikogo innego. Zawsze był i zawsze będzie. Wiem, on nie należy do mnie... Ale poczułem się tak cholernie zazdrosny. I dopiero teraz poczułem, że naprawdę mogę go stracić. Nie mogłem na to pozwolić. Nawet gdybym miał przez to spieprzyć wszystko... Przyjaźń z Liamem, naszą karierę... To i tak nie jest ważne. Po prostu jego osoba była dla mnie zbyt cenna... Na samą myśl, że on może być z Paynem... Czułem się niepotrzebny i jakiś przybity. Nie mogłem tak po prostu oddać Lou bez walki. Swoją drogą Louis jest naprawdę okropny! Czy on nie rozumie, jakie to dla mnie ciężkie? Nie mógł poczekać, dać mi trochę czasu? Nie mogę tak z dnia na dzień powiedzieć sobie 'Styles, jesteś gejem' i po prostu zmienić całe swoje życie. Z tym trzeba się... Oswoić. Może racja, trochę się przed tym broniłem. Nie chciałem, żeby tak wyszło... Nie chciałem zakochać się we własnym przyjacielu. Bałem się tego... Gdyby on dał mi ten czas... Ale nie, on musiał puścić się z Liamem. Z rozmyśleń wyrwał mnie hałas dochodzący z dołu. Pewnie reszta już wstała. Postanowiłem walczyć. Walczyć o Louisa... O naszą przyjaźń... i coś więcej. Wsunąłem na siebie jakieś jeansy i narzuciłem bluzę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, odsłoniłem okna i otworzyłem je na oścież. Do pokoju wpadło wreszcie słońce i mnóstwo świeżego powietrza. Szybkim krokiem udałem się na dół. Przyczyną hałasu okazał sie Zayn, próbujący przygotować śniadanie dla Niall'a. Blondyn siedział z roześmianą miną, chyba świetnie się bawił, obserwując męczącego się Malika. Minąłem kuchnię i udałem się do salonu. Chciałem jedynie rzucić okiem, czy Lou już wstał, ale na sam widok siedzącego obok niego Liama, przyśpieszyłem kroku. Tommo siedział na środku kanapy, a po jego lewej stronie znajdował się wcześniej wspomniany chłopak. Nie Payne, nie oddam ci go tak łatwo. Usiadłem po drugiej stronie udając, że zaciekawił mnie film. Ale kątem oka wciąż obserwowałem rękę Liama, która co jakiś czas palcami szturchała dłoń Louisa, jakby chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. To mnie tak cholernie denerwowało. Miałem ochotę po prostu wstać i zacząć się wydzierać na niego, żeby spieprzał i zostawił mnie i Lou w spokoju. Wreszcie spostrzegłem jak Payne chyba próbuje złapać Tommo za rękę i nie wytrzymałem. Nie myślałem zbytnio co robię, po prostu musiałem jakoś dać im do zrozumienia, do kogo należy Boo Bear.  Odruchowo moja ręka powędrowała na wewnętrzną stronę uda Louisa. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja ani myślałem przestać oglądać film, choć tak naprawdę nie wiem nawet o co w nim chodziło. Po chwili wstał jak oparzony i wybiegł do swojego pokoju. Przez moment miałem obawy... Co jeśli on nic do mnie nie czuje? Może zwyczajnie zaspokajał mną swoje potrzeby... Mimo to wstałem i udałem się w stronę sypialni Lou. Zapukałem i już chciałem wejść, gdy zauważyłem, że drzwi są zakluczone. Cholera. Zapukałem jeszcze raz i czekałem na otwarcie. Ale on chyba nawet nie planował mnie wpuścić.
-Lou, otwórz. 
-Daj mi spokój. 
-Nie, masz mnie wpuścić.
-Nie Harry. Idź stąd. 
-Po prostu otwórz!
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Nie wytrzymałem. Nie wiem czemu, byłem wściekły, że nie chce mnie wpuścić. 
-Louis, przestań pieprzyć! Masz natychmiast otworzyć te cholerne drzwi!
O dziwo podziałało. Już po chwili słyszałem jak przekręca klucz w drzwiach i wreszcie staną w progu. Patrzył gdzieś w bok, unikając moje spojrzenia. 
-Mogę wejść?
-Jeśli naprawdę musisz...
Musiałem. Właściwie wręcz wtargnąłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Chciałem coś powiedzieć, ale widząc, jak Lou ucieka wzrokiem w każdy możliwy kąt nie wytrzymałem. Jakby odruchowo chwyciłem jego twarz i po prostu... pocałowałem. Wreszcie, wreszcie czułem jego usta. Boże, nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to ciężkie było, ale za to jakie przyjemne. Chłopak przez moment opierał mi się, więc przygwoździłem go do ściany. Nie mogłem przecież tak po prostu pozwolić mu uciec. Poczułem jak z całych sił odpycha mnie od siebie. Mimo, że cholernie tego nie chciałem, wreszcie nasze usta się rozłączyły. 
-Harry... Proszę, przestań. 
-Nie Lou. To ty przestań. Nie pozwolę, by ktokolwiek mi ciebie ukradł. 
Dopiero gdy to usłyszał jakoś się do mnie... przekonał. Sam wplótł ręce w moje włosy i zaczął mnie całować. Czułem się tak... dziwnie szczęśliwy. Gdzieś w podświadomości czekałem na to tak cholernie długo. I wreszcie jest. Trzymam go w swoich ramionach i całujemy się bez żadnych oporów, żadnych przymusów. Gdy wreszcie zabrakło nam powietrza, oderwałem się od niego z lekko niezadowoloną miną. Nie wiem czemu, ale czułem, że jest mu... głupio? Wtulił się we mnie, by tylko nie musieć patrzeć mi w oczy. 

sobota, 28 kwietnia 2012

Op. 4

Gdy tylko dojechaliśmy do domu wyskoczyłem z taksówki jak oparzony i wleciałem do domu. Styles zachowywał się jakby był moim ojcem. A nie jest! Cholera! Chociaż raz to ja chciałem odreagować, na moment zapomnieć. Wiem, może się trochę zagalopowałem, ale miałem nad wszystkich kontrole. Po prostu dobrze się bawiłem. No i w przeciwieństwie do Harrego, byłem niemal trzeźwy. Wypiłem jednego, albo dwa drinki. Głównie tańczyłem, więc w sumie było dobrze. A on właśnie zataczał się przy schodach. Byłem na niego teraz tak cholernie wściekły. Skoro nic do mnie nie czuje, wręcz się mnie brzydzi... to po co się tak martwi? To jest jakaś jego debilna gra pod tytułem 'Zabawię się uczuciami Lou i będę udawał, że mi zależy'?! Nie, dzięki. Już zdąrzyłem przyjąć do wiadomości, że sama moja osoba go odpycha. Przyznaję bez bicia... Cholernie bolała myśl, że najważniejsza dla ciebie osoba, nie chce żebyś ją chociaż dotknął palcem. I myślę, że pewnie dlatego tak mnie poniosło... Po prostu tego wszystkiego jest za dużo... Za dużo myśli, za dużo rzeczy. Po raz pierwszy żałowałem, że go kiedykolwiek poznałem. Może, gdybym nie poszedł do tego głupiego X- factora, teraz spokojnie siedziałbym w domu, bez zmartwień typu 'czy mój przyjaciel może mnie kiedyś pokochać, albo czy w ogóle może wciąż być moim przyjacielem' Nie, nie może. Widziałem, jak bardzo on tego nie chciał. Nie zrobił nic... Ani słowa przeprosin. Więc on nie ma teraz prawa mi mówić co mam robić, jak mam postępować i ja się zachowywać. Zamknąłem za sobą drzwi od pokoju, głośno nimi trzaskając. Nie obchodziło mnie, czy obudzę cały dom, czy nie. Musiałem się na czymś wyładować. Wściekły rzuciłem się na łóżko nie wiedząc co dalej ze sobą począć. Chociaż zachowywałem się jakby go nienawidził, to jednak on był jedyną osobą, jaką chciałem teraz widzieć. Leżałem tak może z dziesięć minut, gdy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk pukania. Czyżby któryś z chłopaków z pretensjami, że byłem za głośno? Super, jeszcze tego mi było trzeba. Mimo szczerego braku chęci do rozmowy z kimkolwiek, zwlokłem się z łóżka i otworzyłem drzwi. O dziwo naprzeciwko mnie nie staną ani blondyn, ani mulat. Stał kompletnie pijany Styles. Wpatrywał się chwilę w podłogę, po czym spojrzał na mnie. Milczał, więc już chciałem zamknąć drzwi, gdy ten przytrzymał je ręką i już po chwili wręcz... Chwila, chwila, coś mi tu nie pasuje... Albo mi się wydaje, albo Harry Styles właśnie wpił się w moje usta, jakby nigdy nic. Mimo, że śmierdział alkoholem na kilometr, to jednak wciąż był on i na samą myśl o tym co właśnie się dzieje, uginały się pode mną kolana. Chłopak pchnął mnie delikatnie w głąb pokoju, po czym nogą zatrzasnął drzwi. Usadawiając jedną rękę na moim karku, a drugą na biodrze, przyparł mnie o ściane, wciąż nie zaprzestając pocałunków. Czułem się jak w niebie, chociaż dobrze wiedziałem, że to przez jego nietrzeźwość. Normalnie nigdy by tego nie zrobił. Mimo to starałem się oddawać każdy pocałunek i marzyłem, aby to się nigdy nie kończyło. Gdy tylko wplotłem dłoń w jego włosy, drugą kładac na jego ramieniu, czułem jak chłopak uśmiecha się między pocałunkami. Zdawało mi się, że naprawdę mu się to podoba, bo przyparł do mnie całym ciałem. Nie powiem, to było cholernie miłe. Odkleiliśmy się od siebie dosłownie na minutę, tylko po to, aby zaczerpnąć powietrza, po czym znów zaczął mnie całować, jakby jeszcze bardziej namiętnie i lekko agresywnie. Nawet nie zauwarzyłem, jak obrucił mnie o 180 stopni i po chwili stałem już przy łóżku. Wystarczyło jedno jego popchnięcie bym się nim znalazł, a on to pchnięcie wykonał bez żadnego dłuższego namysłu. Po chwili leżałem już na łóżku, zupełnie zatracając się w pocałunkach, które składał na mojej szyi. Albo mi się wydawało, albo co jakiś czas, gdzieniegdzie robił mi malinki. Boże, to jest za piękne. Czułem jak ściąga mi bluzkę i już po chwili robi to samo ze sobą. Wiedziałem... Wiedziałem aż za dobrze, że jeśli to teraz zajdzie za daleko, jutro rano on będzie na mnie wściekły. Ale gdy tak jeździł ustami po mojej klatce piersiowej, nie umiałem powiedzieć 'stop'. Nie byłem w stanie. Wreszcie chłopak wrócił do moich ust. Wpił się w nie po raz kolejny i czułem jak jego ręka odpina mi spodnie. Dosłownie czułem, jak cholernie napalony on teraz jest. Mimo, że zaraz miało się spełnić moje największe marzenie, nie mogłem zapomnieć, że to mój przyjaciel i tak po prostu wykorzystać jego pijaństwo. Siłą odepchnąłem go od siebie, a ten spojrzał ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. 
-Harry, przestań. Jesteś pijany, to idzie za daleko...
-Co jest... Nie podoba ci się?
Przez dosłownie ułamek sekundy wyglądał nawet na lekko zawiedzionego, jednak gdy tylko otworzyłem usta, aby zaprzeczyć, ten ponownie złożył na moich ustach pocałunek. Tym razem jeden krótki, który ja bez zastanowienia odwzajemniłem. 
-Więc przestań narzekać i po prostu leż...
*Uwaga. W poniższym fragmencie wystąpią sceny nieodpowiednie dla młodszej części czytelników. Jeśli nie chcesz, nie czytaj go :)*
Czułem jak jego pocałunki zjeżdżają coraz niżej, aż w końcu dojechał do lini moich spodni. Jakimś cudem, wciąż miałem je na sobie. Chłopak bez zastanowienia zmienił jednak ten stan rzeczy, po czym na ziemi zaraz za moimi spodniami, pojawiły się moje czerne, obcisłe bokserki. Leżałem zupełnie nagi, podczas gdy loczek w samych spodniach, tańcował nade mną, robiąc mi małe malinki, gdzie tylko dał radę. Wreszcię wrócił do mojego podbrzusza i przejechał po nim delikatnie czupkiem języka, przyprawiając mnie o ten niemiły skręt żołądka. Jęknąłem z podniecenia, błagając tym samy, aby wreszcie przestał się ze mną bawić. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwaniacko. Wreszcie zlitowawszy się nade mną, chwycił mojego penica w jedną rękę sprawiając, że ten automatycznie stanął na baczność. Wrócił do całowania mnie, jednocześnie jeżdżąc ręką z góry na dół. Czułem jak wszystko od środka mnie wręcz rozpierdala. Zupełnie zapominając o bożym świecie, zacząłem jęczeć z podniecenia. Anie trochę nie obchodziło mnie, czy reszta domowników usłyszy. Po chwili chłopak zaprzestał pocałunków, a jego głowa po raz kolejny powędrowała w dół. Odchyliłem głowę do tyłu czująs, jak coś ciepłego oplata mojego członka. Mimo, że chyba robił to po raz pierwszy, był w tym mistrzem. Wręcz nie mogłem złapać oddechu, a moje jęki i wykrzykiwanie jego imienia stało się jeszcze głośniejsze. Nie wiedziałem, że mogę się czuć tak dobrze. To było uczucie nie do opisania. Wplotłem rękę w jego włosy, nadając jego ruchom odpowiedniego dla mnie tempa. Czułem jak chłopak liże, ssie i oplata językiem mojego członka. Wreszcie ciśnienie we mnie podskoczyło jeszcze bardziej i wiedziałem, że długo już nie wytrzymam. Chłopak wykonał jeszcze kilka sprawdych ruchów głową w górę i w dół, a do jego ust dostała się biała ciecz. Jakby nigdy nic przełknął ją z uśmiechem, po czym całując mnie namiętnie, opadł obok mnie. 
*Od tego momentu możesz już spokojnie kontynuować czytanie :)*
Wtulił się w moją klatkę piersiową i zanim zdąrzyłem pomyśleć, on już spał. Dopiero teraz zaczęły mnie męczyć wyrzuty sumienia. A co jeśli on pomyśli, że go wykorzystałem? Znienawidzi mnie i nie będzie chciał nawet na mnie patrzeć. Mimo tych wielu trosk, które teraz mną zawładneły, zasnąłem niemal natychmiast po Harrym. 
~~~~~~~~

Obudziło mnie oślepiające światło, wpadające do pokoju przez okno. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć oczy, czułem jak moja głowa buzuje, jakby miała zaraz wybuchnąć. Przeciągnąłem się i poczułem, że coś, albo ktoś leży bardzo blisko mnie. Dopiero teraz zauważyłem, że spałem wtulony w plecy Louisa. Odsunąłem się lekko, zdając sobię sprawę z tego, że chłopak jest zupełnie nagi. Spojrzałem na mnie... Ok, mam spodnie. Jednak dużo bardziej przeraził mnie widok licznych malinek na ciele chłopaka. Boże, błagam... Tylko mi nie mówcie, że... Cholera! Kurwa, Styles coś ty odjebał?! W pomieszczeniu nie było nikogo innego, więc oczywistym było dla mnie, kto był sprawcą czerwonych znaczków, pokrywający niemal całe ciało chłopaka. Wtałem jak oparzony, póki Tomlinson jeszcze spał. Dziękowałem za to bogu, bo nie wiem czy udałoby mi się spojrzeć mu w oczy. Sama myśl tego, co się wczoraj stało... Przyprawiała mnie o skręt wszystkich narządów wewnętrznych. Delikatnie zamknąłem drzwi od pokoju i ruszyłem do kuchni. Zaparzyłem sobie kawę, po czym cały roztrzęsiony, usiadłem przy stoliku. Słyszałem jak gdzieś na górze otwierają się drzwi. W duchu modliłem się jedynie, aby był to ktoś inny niż Lou. Aż podskoczyłem, gdy do pomieszczenia zwlukł się właśnie on. Spojrzał na mnie, po czym uciekł gdzieś wzrokiem. Chyba było mu głupio, ale i tak nie tak bardzo, jak mi. Czułem się jakiś... poniżony. Dopiero, gdy odwrócił się do mnie plecami, wstawiając wodę na cherbatę, zdałem sobię sprawę z jego wyglądu. Miał na sobie jakiś czarny golf, na pewno nie mój. To mnie trochę zdziwiło, bo on nigdy nie miał takich rzeczy w swojej szafie, zawsze pożyczał moje. Do tego same bokserki... To wyglądało komicznie, ale domyśliłem się o co chodziło. Mogłyby paść różne dziwne, niestety słuszne twierdzenia, na temat sprawcy malinek. On sam widocznie nie widział powodu do dumy. Przełknąłem głośno ślinę, gdy w kuchni zjawił się Liam. Kiedy on w ogóle wrócił? Spojrzał Louisa, po czym na mnie, a na jego twarzy malowało się zdziwienie. 
-Lou, zrobisz mi też cherbatę? Byłbym ci wdzięczny.
Chłopak przytaknął jedynie. Gdy tylko Louis zalał cherbaty, Payne zabrał swoją i tyle go było widać. Zostaliśmy sami. Tommo stał przez chwilę nieruchomo jakby myśląc, co zrobić.
-Harry... Myślę, że powinniśmy porozmawiać.
-O czym?
-Nie udawaj, że nie wiesz. O wczorajszej nocy.
Nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Dużo bardziej wolałem udawać, że nic się nie stało. Ale on nie dawał za wygraną. 
-Nie ma o czym rozmawiać. To nie miało miejsca. 
-Jak chcesz... Ale wiedz, że... przepraszam.
Ostatnie słowo wręcz wyszeptał, ale w ciszy, która panowała teraz w kuchni, było je słychać idealnie. Bez problemu dostrzegłem jakąś skruchę i poczucie winy. Ale aż za dobrze wiedziałem, jaki jestem po pijaku. Nie myślę logicznie... Jestem pewien, że to ja mu się narzucałem... W końcu gdybym nie chciał, on nie byłby cały w tych... malinkach. Nawet nie zauwarzyłem, jak zaraz po wypowiedzeniu tych kilku słów, zniknął z kuchni. Postanowiłem położyć się jeszcze na chwilę spać. Kiedy się obudziłem było jakoś koło 16. Wziąłem prysznic po czym udałem się do salonu, gdzie znajdowała się już pozostała czwórka. Oglądali jakąś głupią bajkę, śmiejąc się przy tym w najlepsze. Nawet Lou... Jakby nigdy nic. Ja bym tak nie umiał. Cały czas, bez chwili przerwy, myślałem o tym co się stało. To mi nie dawało spokoju. Nie mogłem tak po prostu siedzieć z nimi, więc wróciłem do pokoju. Od razu wbiłem na twittera i poodpisywałem paru fanom. Po chwili jednak miałem dość. Zsunąłem się z łóżka na ziemie i nagle pusta ściana stała się bardzo interesująca. Z jednej z szufladek, swojącej przy łóżku komody, wyciągnąłem paczkę papierosów. Pamiętam bardzo dobrze jak kiedyś zabrałem ją Zaynowi, proszą by wreszcie z tym skończył. W tej chwili sam nie wiedziałem co robię i nawet nie zauwarzyłem jak jeden z papierosów znalazł się odpalony w moich rękach. Zaciągnąłem się nim raz, potem drugi i trzeci. Siedziałem tam gapiąc się w szarą przestszeń i paląc jednego za drugim. Próbowałem pozbierać myśli. Co się ze mną dzieje? Dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć o tamtej nocy? To było takie chore. Przecież on jest moim przyjacielem... Ja nie jestem gejem. Nie mogę nim być. To niemożliwe. Po prostu nie i koniec. Gdy zkasiłem piątego już papierosa, w moim pokoju znajdowało się pełno dymu... Było go tak dużo, że wyglądał jak gęsta mgła. Nawet nie myślałem o otwieraniu okna. Nie, w takim zaduchu, w tych ciemnościach, w tym dymie było mi dobrze. Aż za dobrze.

środa, 25 kwietnia 2012

Op. 3

Od pocałunku z Harrym minął już tydzień, a ja wciąż śnię o tym nocami. Styles zachowuje się jakby nigdy nic... Pewnie uznał to za kolejny z wygłupów Larrego Stylinson'a. Może tak było lepiej... Przynajmniej mam pewność, że z tego nigdy nic nie będzie. Właśnie siedziałem rozmyślając nad tą całą sytuacją, gdy do salonu wtargnął zupełnie pijany loczek z jakąś wytapetowaną blondynką u boku i oboje zataczając się, udali się do jego sypialni. Super, brawo Louis. Kiedy ty siedzisz tu i zamartwiasz się do późna, od świetnie bawi się w klubie. W tej chwili błagałem jedynie, by El jeszcze nie spała. Chwyciłem za telefon i zacząłem dzwonić. Od kilku dni nasze kontakty niesamowicie się poprawiły. Możnaby nas nawet nazwać przyjaciółmi, gdyby nie to, że sypialiśmy ze sobą. Ale, czy związek idealny to nie jest czasem przyjaźń połączona z seksem? Czy nie tak powinno być? Nie, na pewno nie. W to trzebaby wpleść jeszcze miłość, której z mojej strony jakoś nie było. Kilka sygnałów i nic. Cholera! Pewnie już śpi. No tak, jest w końcu trzecia w nocy. Skarciłem siebie w myślach, za chęć zakłucenia jej snu. Ciężko odetchnąłem. Minęło może pięć minut, a z pokoju Harrego zaczęły dobiegać jakieś krzyki i o dziwno, nie były to jęki zadowolonej dziewczyny. Wręcz przeciwnie, po chwili ujżałem ją pośpiesznie ubierającą się na przedpokoju i zanim zdążyłem ogarnąć co się dzieje, jej już nie było. Fakt, od jakiegoś czasu 'znajome' Harrego uciekały jeszcze szybciej niż wcześniej, można by rzec, że on wyrzucał je z pokoju zaraz po zaspokojeniu swoich podszeb. Ale teraz, to trwało zaledwie pięć minut, no bez przesady, Styles... Zacząłem się powoli martwić, ale uznałem, że to temat trochę zbyt intymny i nie wypada nawet o to pytać. Zwlokłem się z kanapy i wróciłem do swojego pokoju z zamiarem pójścia spać. Gdy już przysypiałem obudził mnie trzask drzwi Harrego. Musiał być naprawdę wściekły, a ja bałem się o niego coraz bardziej. Co jeśli po pijaku i w emocjach zrobi coś głupiego? Nie, teraz nawet nie mogłęm pomarzyć o minucie snu, za bardzo przejąłem się nim. Wstałem po raz któryś tej nocy i powędrowałem do kuchni. Styles stał oparty o blat stołu, w samych bokserkach i z głową spuszczoną. Podszedłem bliżej i zdobyłem się wreszcie na odwagę, aby odezwać się do niego. Choć od pocałunku, przychodziło mi to naprawdę z trudnością. 
-Wszystko w porządku, Harry?
Chłopak milczał, wciąż wtapiając wzrok w stół. Delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu, ale ten zareagował niemal natychmiast.
-Nie dotykaj mnie!
Boże... Błagam, nie... Czy on naprawdę się mną brzydzi? Czy po prostu tu przez to, że jest taki wściekły? Nie wiedziałem co zrobić, czułem jak moje serce krzyczy z rozpaczy i tak cholernie mnie to wszystko bolało. Postanowiłem nie męczyć go dalej, chociaż tak naprawdę męczyłem bardziej siebie, niż jego. Wróciłem do pokoju, aby całą noc rozmyślać o tym, co się stało. 
~~~~~~

Leżąc na łóżku byłem zupęłnie pochłonięty rozmyślaniami. Cholera, Styles! Co się z tobą dzieje?! Tracisz kontrolę, tak nie powinno być! I w ogóle co ty odwalasz?! Na mózg ci padło, weź się pozbieraj! Szlak... Po raz kolejny przeklinałem siebie w myślach... No, bo jak to jest możliwe? Jak największy podrywacz, król flirtu, nagle zupełnie nie ma na to ochoty? Przecież od kiedy jestem w One Direction, kobiety są moją największą miłością... A tu nagle, staje przede mną zupełnie naga i napalona bogini seksu... A ja nic... Ani drgnę. Przecież tak nie może być! I w dodatku... Ten pocałunek... Co to w ogóle miało być?! Jakaś pierdolona prowokacja, czy co?! Rozumiem, Larry Stylinson to Larry Stylinson, ale na boga, Louis! Bez przesady! To było takie... Chciałbym rzec obrzydliwe... Ale jakoś nie mogę. Wydaje mi się, że to powinno mnie obrzydzać... Ale to było... normalne, nie było w tym nic złego. Może przez moment... Przez ułamek sekundy nawet mi się podobało. Przypomniałem sobie to wszystko... Smak ust Lou i jego dłonie, wplecione w moje włosy. Jego zapach i to jak przylegał do mnie całym ciałem. A ja nie umiałem nic zrobić, nie byłem w stanie go odepchnąć. Nie mogłem, albo po prostu nie chciałem... Opanuj się! Zachowujesz się jak pedał! Nie, nie, nie! Ale... Co jeśli... Co jeśli Louis jest gejem? Nie jestem jakimś homofobem, ale to mój przyjaciel i co jeśli się we mnie zakochał? Myślę... Myślę, że naprawdę nie bałem się tego, że on się we mnie zakocha, ale dużo bardziej tego, że to ja zakocham się w nim. Jebie to! Boże, to jest jakieś chore! O czym ja myślę?! Styles, wypiłeś za dużo... Znów przewróciłem się na drugi bok z zamiarem zaśnięcia. Dzięki bogu udało się, byłem wykończony. Z rana poczułem, że coś się pali. No tak, pewnie Lou zgłodniał i postanowił sam coś przygotować, chociaż nie miał do tego zbytniego talentu. Wstałem i już chciałem iść na dół, gdy przypomniało mi się, że jestem zupełnie nagi. Normalnie, nie miałem z tym żadnego problemu, lubiłem chodzić nago, ale od jakiego czasu po prostu... Nie umiałem pokazać się tak Louisowi. Nie wiem czemu, jakoś zaczęło mnie to krępować. Wsunąłem na siebie szybko jakieś spodnie i zbiegłem na dół. Na schodach poczułem niesamowity, przeszywający mnie ból głowy. Tak Styles, znowu wypiłeś trochę za dużo. O dziwo w kuchni zamiast Tomlinsona, dostrzegłem blondyna radośnie podskakującego przy patelni. Po chwili zauważyłem też Zayna, który czytając jakąś gazetę, popijał sok pomarańczowy. Już wrócili?
-Och, Harry. Co tam? Nałożyć ci też jajecznicy?
Usmiech nie schodził Niall'owi z twarzy. Przytaknąłem, po czym usiadłem obok Malika, czekając na śniadanie. Do kuchni po chwili przyczłapał się Tommo, który wyglądał dosłownie jakby miał zaraz umrzeć. Chyba nie spał całą noc. Mulat spojrzał na niego po czym wybuchnął śmiechem, co nie było zbyt miłę. Sam zdychałem przez kaca, a tak głośne dzwięki nie pomagały.
-No, no, no... Widze, że Larry Stylinson wykorzystał ten tydzień po całości. 
Tommo lekko się speszył i o dziwo, ja również poczułem się jakoś... głupio. Sam nie wiem dlaczego, bo sam niedawno bez problemów żartowałem na temat Lerrego. Właśnie masowałem sobie skronie, z nadzieją, że to coś pomoże, gdy do moich uczu dobiegł delikatny głos Louis'a. On był taki lekki, że jako jedyny dźwięk, których pełno było w kuchni, nie powodował jeszcze większego bólu głowy. 
-Chcesz jakąś tabletkę? Myślę, że powinienem coś jeszcze mieć...
Bardzo dobrze pamiętałem, jak chamsko wczoraj go potraktowałem. Dlatego tak zdziwił mnie jego miły ton głosu. Zachowywał się jakby nigdy nic, a przecież nawet mnie zabolałoby takie zachowanie. Szczególnie w jego wypadku. Powoli zaczynałęm oswajać się z myślą, że mój najlepszy przyjaciel może być gejem. Chociaż nie miałem takiej pewności. Uśmiechnąłem się do niego, jakby chcąc się zgodzić, przeprosić i podziękować za razem. Nie, to co nastąpiło potem nie było 'typowym zachowaniem'. Lou odwrócił się jedynie i jakby totalnie mnie zlewając, pomaszerował do swojego pokoju. Po chwili wrócił z dwiema tabletkami i nalał mi wodu do szklanki. Chociaż na piewrszy rzut oka myślałem, że zachowuje się jakby nigdy nic, po głępszej analizie zauwarzyłem, że chłopak jest w stosunku do mnie zupełnie obojętny. Nie powiem, trochę mnie to zabolało. W końcu kiedyś mieliśmy tak świetny kontakt... Kochałem go jak brata. Po zjedzeniu wspólnego śniadania, całą czwórką udaliśmy się do salonu, gdzie Niall włączył jakiś mecz. Nie pamiętam dokładnie kto grał, bo szczerze mnie to nie interesowało. Mimo to zapatrzony byłem w telewizor. Co jakiś czas jedynie mój wzrok wędrował w stronę Louisa, który teraz radośnie żartował sobie z naszym blondaskiem. Boże, albo mi się wydaje, albo... Czy ja się czuję zazdrosny? Ale tylko jako przyjaciel, oczywiście. Przecież to ja się z nim najlepiej dogadywałem, to my byliśmy Larrym Stylinsonem! A tu naglę Tommo centralnie mnie zlewa i nawet nie raczy odpowiedzieć, gdy go o coś pytam... A na dodatek wkręca mi się jeszcze Niall. Co tu się kurwa dzieje... To jest jakieś chore! I dopiero teraz, gdy Louis raczył po raz pierwszy dzisiejszego południa, choć na sekunde obdarzyć mnie swoim spojrzeniem, zdałem sobię sprawę, że to ze mną jest coś nie tak. Przecież on nie był moją własnością i w każdej chwili mógł zaprzyjaźnić się bardziej z Niall'em, a mi nic do tego. Mogę jedynie siedzieć i patrzeć, jak blodnyn kradnie mi go sprzed nosa. Tylko na litość boga... Czemu to mnie tak bolało? Naprawdę zależało mi na tej przyjaźni. Cały dzień Lou nie odzywał się do mnie i nawet nie patrzył w moją stronę, a gdy już to robił, to tylko i wyłącznie z przymusu. Powoli denerwowało mnie to coraz bardziej. Rozumiem, może być zły, ale co to za fochy?! No bez przesady, Boo Bear. Pod wieczór miałem tego szczerze dość, więc postanowiłem udać się z kimś do klubu. Z początku miał to być Zayn, ten jednak wolał przesiedzieć ten wieczór z Niall'em, oglądając jakiś horror. Ale jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy do mojego samochodu wpakował się Lou, twierdząc, że z chęcią się zabawi. Przez całą drogę nie odezwał się nawet słowem, czym tylko nakręcił mnie jeszcze bardziej. Dziesięć minut później byliśmy już w klubie. Usiadłem spokojnie przy barze zamawiając dla siebie drinka. Tommo spotkał jakiegoś znajomego i zagadali się przy wejściu. Coś pognało mnie do toalety, a gdy z niej wróciłem, widok jaki zobaczyłem sprawił, że aż szczęka mi opadła. Nie pamiętam, by chłopak zrywał z Eleanor, więc nawet lekko zdenerwował mnie, tak klejąc się do tej laski. Może i sam nie byłem święty, ale El to naprawdę niesamowita dziewczyna i nie zasługuje na to. Chociaż z drugiej strony nie rozumiałem tego związku i to była jedyna rzecz, jaka zaprzeczała mojej tezie, na temat orientacji Tomlinsona. Podszedłem do niego i lekko puknąłem w ramię. Chłopak spojrzał na mnie poirytowany.
-Czy ty się czasem nie zapominasz?
-Akurat ciebie najmniej powinno to obchodzić. A teraz nie przeszkadzaj. 
Jak zwykle zbył mnie, ale tym razem jeszcze bardziej chamsko. Nic by się nie stało, gdyby on po prostu tańczył z tą laską, ale on jawnie się do niej kleił. Jeszcze kilka minut, a przeleciałby ją przy wszystkich. Mimo to odsunąłem się i sam zacząłem z kimś tańczyć. Nie wiem ile dokładnie tam byliśmy, ale oboje zdąrzyliśmy się nieźle zmęczyć tańczeniem i mieliśmy sporo wypite. W końcu widziałem, jak Lou startuje do chyba piątej już dziwczyny i po prostu nie wytrzymałem. On się zachowywał gorzej niż ja! Nie wiem, czy którąś zaliczył, ale ja sam TYLKO tańczyłem z dwiema, podczas gdy on flirtował z pięcioma! Nieźle wkurzony siłą wyciągnąłem go z baru i zamówiłem taksówkę. Wydawało mi się, że byłem dużo bardziej pijany, ale jakoś moje zachowanie było racjonalne, w przeciwieństwie do jego. Wsiedliśmy i w dość napiętej atmosferze wróciliśmy do domu. 

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Op.2

Dni powoli robiły się coraz krótsze, a każda kolejna noc była dłuższa. Każdy czuł zbliżającą się zimę, a razem z nią święta. Ten radosny czas, w trakcie którego czułem się znowu jak dziecko. Kochałem to. Szał zakupów, obdarowywanie się, biały puch otulający wszystko i ta życzliwość, radość płynąca z nawet najtwardszych serc. Budząc się pewnego listopadowego poranka do moich nozdrzy dobiegła słodka woń śniadania. Nie wiedziałem co to było, ale sama myśl, że loczek kręci się teraz po kuchni szykując nam posiłek, powodowała szeroki uśmiech na mej wciąż zaspanej twarzy. Przewróciłem się na drugi bok i przez myśl przebiegło mi, aby znów zapaść w sen. Niestety dużo bardziej kuszącą propozycją było śniadanie zjedzone wspólnie z Harrym. Wstałem i narzucając na siebie dresowe spodnie, zwlokłem się powolnie do kuchni. Tak jak podejrzewałem Styles krzątał się po niej smarząc naleśniki. Gdy tak wiercił się przy blacie kuchennym, w samych bokserkach, delikatnie kiwając biodrami na wszystkie strony jakby tańczył, ogarnęła mnie niesamowita ochota wtulenia się w niego. Choć na chwilę zanurzenia twarzy w tych jego bójnych lokach. Z dnia na dzień wariowałem coraz częściej. Odetchnąłem ciężko i usiadłem przy stole czekając, aż chłopak poda mi moją porcję. Loczek odwrócił się i mimo zaspania wypisanego na jego twarzy, wydawał się niesamowicie szcześliwy. Jakby wygrał los na loteri. Chociaż z drugiej strony... On zawsze taki był. Rozradowany z byle czego, żywiołowy i zupełnie beztroski, jak małe dziecko. Kochałem każdą ceche jego charakteru, nawet gdy był taki pewny siebie i lekko arogancki. Myślę, że spokojnie mogę go nazwać typem playboy'a. Kochał kobiety, szczególnie te piękne. Dlatego byłem pewien, że za nic na świecie, nie wybrałby mnie, zamiast nich. Spostrzegłem nagle, że przestał smarzyć i usiadł naprzeciwko mnie. No tak, Liam pewnie pojechał do Danielle, a Niall i Zayn wyjechali już do Irlandi. Zostaliśmy sami. Z rozmyśleń wyrwał mnie jego głębowi głos, kóry tak cholernie kochałem. Boże, wystarczyło jedno słowo, a przez moje ciało przelatywały ciarki.
-Zbliżają się święta. 
Nie byłem w stanie się odezwać. Skinąłem jedynie głową i czekałem, aż kontynuuje swoją myśl.
-Lou, co powiesz, żebyśmy spędzili je wspólnie?
Oszalałem. Oczy otworzyły mi się szerzej i z truden próbowałem odczytać z jego twarzy co oznacza słowo 'wspólnie'. Nie, to przecież niemożliwe, żeby miał na myśli tylko nas dwoje... Samych... Sam w to nie wierzyłem i nie myliłem się. 
-No wiesz... Całe One Direction. Byłoby fajnie, jakbyśmy chociaż raz nie rozjeżdżali się po rodzinach. 
Z jednej strony kochałem tą magię świąt, którą otoczona była w grudniu moja rodzinna miejscowość. Ale to równało się z rozłąką. Siedziałem chwile myśląc nad tym i analizując wszystkie plusy i minusy. Wreszcie podniosłem głowę i zapatrzyłem się w te jego parę soczyście zielonych oczu. 
-Może... Wiesz, musimy to jeszcze ustalić z resztą. Zayn pewnie się zgodzi, a Liam po prostu zaprosi Danielle, ale nie wiem jak Niall...
-No i oczywiście zaprosimy Eleanor. Tylko nie hałasujcie zbytnio w nocy.
Chłopak roześmiał się radośnie, a ja lekko się zmieszałem. Właśnie... El. Myślę, że powinienem do niej zadzwonić, albo coś... Siedziałem cicho zastanawiając się, czy zaprosić dziewczynę na wigilię. Zaraz po zjedzeniu śniadania poszedłem się ubrać i usiadłem na kanapie w salonie, włączając poranne wiadomości. Spojrzałem na telefon i dopiero teraz zauważyłem jedną nową wiadomość. Od niej. Trochę bałem się ją przeczytać, ale przecież musiałem. 'Lou, co się dzieje? Nie odbierasz ode mnie telefonów... Myślę, że musimy pogadać.' Szykowała się ciężka rozmowa. Po chwili zrozumiałem, o co chodziło, że nie odbierałem. Nawet nie zauważyłem, że dzwoniła. Normalnie mam telefon zawsze przy sobie i nie wiem jak to się stało, że go nie słyszałem. To był czysty przypadek. Poczułem jak obok mnie ktoś siada i oczywistym było dla mnie, że to Styles. Przechyliłem lekko głowę i z miny chłopaka poznałem, że musiałem wyglądać na naprawdę zmartwionego. Hazza poklepał mnie po ramieniu i chcąc mnie chyba jakoś odwieść od trosk, zaproponował, abyśmy pojechali na zakupy. Zgodziłem się, sam nie wiem dlaczego. Jego towarzystwo było w tym momencie najmniej potrzebną mi rzeczą. Wiedziałem, że jeśli zerwę z Eleanor, to będzie koniec wszystkiego. Dotychczas gdy miałem dość uczucia, którym darzyłem loczka, uciekałem do niej. Teraz straciłbym ostatnią deskę ratunku. Zupełnie sam będę musiał przyglądać się jak coraz to nowa dziewczyna ląduje w jego łóżku i ucieka z niego jeszcze szybciej. Samotne noce spędzone na słuchaniu jęków dochodzących zza ściany... Tak, to zapowiadało się naprawdę pięknie. Pokręciłem głową siedząc już w samochodzie chłopaka. Byłem zbyt przejęty tym wszystkim i chyba urwał mi się film, bo nie pamiętam dokładnie co się działo. Kiedy się ogarnołęm był już wieczór, a ja stałem naprzeciwko drzwi Eleanor. Lekko zirytowany tą całą dziwną sytuacją, zapukałem. Chyba miałem jakiś przebłysk i nagle powrócił do mnie zdrowy rozsądek. Zdałem sobię sprawę jakie niesamowite jest to wszystko. Gdyby jeszcze jakiś czas temu, ktoś powiedział mi, że będę dażył Harrego jakimś większym uczuciem, wyśmiałbym go. Przecież on był moim przyjacielem, to co teraz czuje było niedopuszczalne. A jednak stało się... Pewnego poranka ujżałem jego kolejną zdobycz, wymykającą się z pokoju i maszerującego zaraz za nią Styles'a, i poczułem to dziwne ukłucie w sercu. Wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że to zazdrość. Z czasem jednak to szło coraz dalej... Chciałem przebywać z nim non stop, czuć jego zapach, dotykać jego ciała. I zupełnie straciłem głowę, zapominając o El, która dawnymi czasy była dla mnie aniołem w ludzkiej skórze. Jeszcze jakiś czas temu dziękowałem bogu, że ją mam. Teraz liczyło się tylko to, by móc słysześ głos Styles'a i bawić się jego loczkami codzień. Z rozmyśleń wyrwała mnie dziewczyna, która pojawiła się właśnie w drzwiach. Wpuściła mnie i oboje udaliśmy się do salonu. Jak zwykle zaparzyła moją ulubioną cherbatę. Ta dziewczyna naprawdę była idealna. Zawsze wiedziała co lubię i czego mi trzeba. Zawsze unikała rzeczy nieprzyjemnych dla mnie i dbała o mnie. Czasami tylko nie rozumiała moich 'męskich odruchów', ale starała się jak mogła. Usiadła naprzeciwko mnie i sama rozpoczęła rozmowę.
-Louis... Powiedz mi, co się z nami dzieje?
-El to... To jest naprawdę skomplikwane. 
-Widzę. Możesz mi zaufać, proszę... Powiedz o co chodzi. 
-Ja... Po prostu potrzebuje czasu. 
-Czasu? Louis, ja ci dam czas. Dam ci tyle czasu, ile tylko będziesz chciał. Chcę tylko wiedzieć, co się dzieje. Martwię się o ciebie... Traktujesz mnie jak zupełnie obcą osobę, my już w ogóle nie rozmawiamy. Przychodzisz tylko po jedno...
Coś we mnie pękło. Zraniłem ją tak cholernie bardzo... Nienawidzę siebie za to. Starałem się jak mogłem i jakoś wybrnąłem z tej sytuacji. Udało mi się nie informować jej o moim nagłym popędzie do mężczyzn... Właściwie to nie tyle do mężczyzn, co do jednego. Siedzieliśmy dość długo rozmawiając, jak prawdziwi przyjaciele. Żartowaliśmy i wygłupialiśmy się w najlepsze, aż wreszcie zmęczona El usnęła na moich kolanach. Delikatnie przeniosłem ją na łóżko i postanowiłem wrócić do domu. Spojrzałem na zegarek i oniemiałem. Nie miałem pojęcia, że rozmawialiśmy aż tak długo... Wskazówki uparcie zatrzymały się na 1.42 i ani myślały się cofnąć. Wyszedłem z mieszkania i na wszelki wypadek zakluczyłem drzwi. Gdy dojechałem do naszego domu byłem w pełni zadowolony i zupęłnie zapomniałem o Hazzie. Miałem nadzieje, że będzie on już spał, lub zabawiał się z jakąś 'koleżanką', on jednak siedział spokojnie na kanapie oglądając, z tego co dobrze zauważyłem, trzecią część American Pie. Gdy tylko usłyszał jakiś ruch za sobą odwrócił się w moją stronę. 
-Lou, już wróciłeś? Tylko mi nie mów, że pokłóciłeś się z Eleanor...
-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
Szybkim krokiem udałem się do sypialni i włączyłem laptopa. Siedziałem właśnie na twitterze, odpisując faną, gdy do moich uszu dobiegł odgłos pukania. Wstałem aby otworzyć i już na pierwszy rzut oka, osłabłem jakoś. Stał tak naprzeciwko mnie, w samych szarych spodniach od dresu, z tą burzą loków i zaraźliwym uśmiechem. Oniemiałem. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wpuścić go do środka. Chociaż naprawdę bałem się, że nie wytrzymam... Chłopak stanął kawałek od łóżka, prawie na samym środku pokoju. Podszedłem do niego i czekałem wpatrując się w niego pytającym wzrokiem.
-Lou, widzę, że coś jest nie tak. Od jakiegoś czasu chodzisz struty. Niemal co noc wychodzisz do El, ale uciekasz z tamtąd nad samym rankiem. Nie rozmawiamy tak często jak zwykle i ogólnie czuje, że się oddalasz...
Proszę... Harry, chociaż ty mnie nie męcz. Uwierz, nie chcesz wiedzieć, co się dzieje. Gdybyś tylko się dowiedział, znienawidziłyś mnie. Karcenie się w myślach przerwał mi dotyk chłopaka. Chwycił delikatnie jedną ręką moją twarz, sprawiając, że cały w środku szalałem. W dodatku znów przemówił, przerywając tą piękną ciszę, swoim anielskim głosem.
-Lou, co się dzieje?
Nie wytrzymałem. W tym momencie byłem po prostu za słaby. Nawet myśl, że tym jednym czynem, mogę spieprzyć wszystko, nie stopowała mnie w żadnym stopniu. Obie ręcę wplotłem w jego włosy i zbliżyłem swoją twarz jeszcze bliżej jego. Wreszcie nasze usta się spotkały. To był moment tak cholernie upragniony przeze mnie. Zupełnie zapomniałem co się dzieje i po prostu zatopiłem się w jego wargach. Były idealne, pod każdym względem i sam ich dotyk przyprawiał mnie o skręt wszystkich wnętrzności. Nawet nie drgnął. Przez moment wydawało mi się, że oddał jeden z pocałunków, ale było to jedynie złudzenie. Wreszcie odepchnął mnie od siebie, a ja chciałem jedynie się gdzieś schować. Cholernie bałem się teraz na niego spojrzeć. Chłopak odkaszlnął jedynie, po czym już chciał wyjść, ale zatrzymałem go. Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się teraz wydusić z siebie cokolwiek. 
-Harry... Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca... Nie wiem co mnie napadło.
Chłopak kiwnął jedynie głową i tyle go było widać. Zostałem sam... Sam, z natłokiem myśli i smakiem jego ust, którego nie mogłem, lub nie chciałem się pozbyć.

piątek, 20 kwietnia 2012

Op. 1

Siedziałem właśnie w kuchni zapatrzony w park oddalony od domu o kilka minut drogi. Cały Londnyn spowity był mgłą. Gdzieś w oddali dostrzegłem jednego, zupełnie samotnego ptaka. Boże, jak ja chciałbym być takim ptakiem... Mimo ich jakże niskiej inteligencji, od jakiegoś czasu zazdrościłem im bardziej, niż komukolwiek w całym moim życiu. Tej wolności... W każdej chwili mogą rozwinąć skrzydła i odlecieć, gdzieś daleko. Uciec od problemów, chociaż one chyba ich nie miały. Głód lub zimno... W porównaniu z moimi problemami, te wydawały się być niesamowicie bezsensowne. A przecież wszystko mogłoby być takie proste... Czemu sam spieprzyłem sobie życie? Odetchnąłem ciężko i popiłem gorącej cherbaty. Przymknąłem oczy z nadzieją, że gdy je otworze, wszystko wróci do normy. Znów będę mógł spokojnie siedzieć z tą czwórką zwariowanych chłopaków na kanapie i żartować. Bo przecież mogłem... Ale sam sobie to utrudniałem. Poczułem jak czyjeś deliatnie palce przejeżdżają wzdłóż mojego ramienia, nie wywołując u mnie żadnego odruchu naturalnego. Kiedyś czując jej zapach, jej dotych, przez moje ciało przechodziła nagła fala gorąca lub dreszcze. Nic... Teraz nie czułem nic. Spojrzałem na nią z nadzieją, że to już ostatni raz tego dnia, chociaż była dopiero 6.50. Za każdym razem, widząc jej deliatną twarz, te idealne rysy, te długie rzęsy i piękne oczy... Czułem jak coś we mnie pęka. Myślę, że to sumienie gryzło mnie od środka. Ona nie zasługiwała na te kłamstwa... Ale tak ciężko było mi to skończyć. Nie chciałem tego, bałem się. Bałem się, że bez niej będę jeszcze słabszy... Chwyciłem jej dłoń i po raz kolejny w jej towarzystwie uśmiechnąłem się... Choć w duchu rozmyślałem, jakim cudem ona nie zauważyła jeszcze, jak sztuczny jest ten uśmiech. Ile w nim bólu i cierpienia. Swój wzrok po raz kolejny wlepiłem w tego ptaka, znikającego już gdzieś na choryzoncie. Moje oczy napotkały struszkę deszczu... Przeszły mnie ciarki i poczułem nagły przypływ zimna. Wstałem powolnie z krzesła i ruszyłem w stronę sypialni. Mijając ją spostrzegłem jak spuszcza wzrok... Czuła, że coś jest nie tak. Boże, proszę... Zrób to za mnie. Skończ to za mnie, bo ja nie dam rady... Przygryzając dolną wargę chwyciłem koszulkę leżącą gdzieś na podłodze i szybkim ruchem ubrałem się w nią. Następnie łapiąc za kurtkę, zacząłem wsuwać buty. Podczas wiązania sznurowadeł czułem na sobie jej wzrok, jakby chciała mi telepatycznie powiedzieć, że cierpi... Przepraszam kochanie, mnie też to boli... Ale nic na to nie poradzę. Gotowy do wyjścia wyprostowałem się i już chciałem wychodzić, gdy usłyszałem jej delikatny głos. Szeptała, ale w jej domu panowała taka cisza, że słyszałem każdy wyraz, które wypowiadały jej pełne i kiedyś tak pociągające, usta.
-Idziesz już?
Co miałem jej powiedzieć... Że z każdą nocą coraz bardziej brzydzę się samego siebie? Że z każdą minutą spędzoną tu, tęsknie coraz bardziej i nie mogę się doczekać, żeby znów go zobaczyć? Nie, nie powiem jej tego. Serce by jej pękło, a przecież w pewnym sensie wciąż ją kochałem... Jako najwspanialszą przyjaciółkę. 
-Przepraszam.- odparłem wreszcie i szybko wyszedłem, zamykając za sobą drzwi chyba trochę za głośno. Ona nawet nie była świadoma, za ile rzeczy ja ją wtedy przepraszałem... Za te kłamstwa, za to udawanie. Wsiadając do samochodu dziękowałem bogu, że pada. Nikt przynajmniej nie zauwarzy moich łez... Czemu płakałem? Sam już nie wiem... Mimo, że wmawiałem sobię, że mam jakieś urojenia... W głębi serca wiedziałem co się dzieje i to mnie bolało... Świadomość, że nigdy nie będę go miał i, że nigdy nie będzie już jak kiedyś... To mnie zabijało od środka. Podjechałem pod dom i czułem jak moje oczy napełniają się kolejną falą łez. Zaparkowałem kawałek dalej, aby ślady po łzach zostały ukryte przez deszcz, który spotka mnie w drodzę do drzwi. Już chciałem wysiąść, gdy poczułem nagłe ukłusie w sercu i rozkleiłem się na dobre. Siedziałem w samochodzie dobre 15 minut, zanim doprowadziłem się do całkowitego porządku. Wreszcie stanąłem lekko przemoczony naprzeciwko drzwi. Przekręcając klucz do mych uszu dobiegł nieprzyjemny zgrzyt. Wszedłem do domu i już na przedpokoju spotkałem pytający wzrok Liam'a. Chłopak podrzedł do mnie bliżej i chwytając moją twarz w swoje delikatne dłonie, szepnął:
-Co się stało?
Jemu nie potrzebne były żadne słowa, czy gesty. Od razu wiedział, gdy coś mnie gryzło. A ostatnimi czasy, życie nie dawało mi odpocząć. W tej chwili czułem się tak cholernie słaby, że nie obchodziło mnie czuje to ramiona, byle by choć na chwilę schroniły mnie przed problemami. Wtuliłem się w niego jak małe dziecko w matke i z trudem powstrzymałem płacz. Chłopak czuł, że nie jest dobrze. Pogłaskał mnie jedynie po głowie, dodając mi otuchy. 
-Chcesz o tym pogadać?
Zapytał jakby czytając mi w myślach. Skinąłem głową, wciąż tuląc się do jego klaty. Boże, co się ze mną dzieje? Zachowuje się jak nastolatka, szargana emocjami w trakcie dojrzewania. A przecież jestem dorosłym mężczyzną... Przecież na takiego wyglądam.... Szkoda, że tylko wyglądam. Gdy chłopak prowadził mnie powoli do mojej sypialni, spostrzegłem, że cały dom jeszcze śpi. Dzięki bogu. Wreszcie opadłem na łóżko, a Payne usiadł zaraz obok mnie. Milczał, czekając aż sam zacznę. Pewnie nie chciał naciskać... On jedyny tak cholernie o mnie dbał. Niby Harry też... Ale to było co innego. Liam był dla nas jak ojciec i byłem mu za to cholernie wdzięczny. Spuściłem wzrok, bojąc się na niego spojrzeć po tym, co powiem. Ale byłem pewnie, wiedziałem, że jemu mogę zaufać. Że on jako jedyny mnie nie odrzuci i nie wyśmieje. I wreszcie... Że zatrzyma to tylko i wyłącznie dla siebie.
-Liam... Ja już nie daję rady. Wariuję tu. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie wiem co robić...
-Może potrzebujesz wakacji? Pewnie po prostu jesteś przemęczony.
-Nie jestem. Tu nie chodzi o naszą pracę... Chodzi o... - nie mogło mi to przejść przez gardło. Nie, nie powiem tego.
-Chodzi o Eleanor? Nie układa wam się? 
Przytaknąłem, bo przecież to prawda. Zupełnie nam się nie układa, ale to nie ona jest problemem. 
-Wszystko będzie dobrz... To napewno zwykły kryzys... Kryzysy zdarzają się w związkach. 
-Nie Liam... Ja jej nie kocham. Jest... Jest ktoś inny...
-Jesteś pewien? Nie zmarnuj tego dla jakiejś tam dopiero co poznanej dziewczyny. 
-Liam... On nie jest 'jakąś tam, dopiero co poznaną dziewczyną'. 
Milczał. Mogłem się tego spodziewać... Chyba zbyt wyraźnie powiedziałem słowo 'on'. Chłopak jedynie chwycił moje ramię i całując mnie delikatnie w głowę wstał. Wychodząc z pokoju odwrócił się po raz ostatni i dopiero teraz odwarzyłem się na niego spojrzeć. O dziwo stał tam z tym przyjaznym uśmiechem, jakby to co powiedziałem, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
-Bedzie dobrze. 
Rzucił na porzegnanie i już go nie było. Zmęczony nie wiadomo czym, położyłem się i zasnąłem. Nie wiem ile spałem, ale gdy się obudziłem do mojego pokoju dobiegł hałas z dołu. Chłopcy pewnie już wstali i świetnie bawili się w salonie. Wstałem, gdy tylko mój słuch napotkał jego głos. Jakbym nie widział go z rok, a przecież jeszcze wczoraj życzył mi udanej nocy z El. Zszedłem do salonu i na sam widok jego roześmianej buzi, moje serce skakało z radości. NIE! Louis, ogarnij się! Na litość boską, on jest twoim najlepszym przyjacielem! O czym ty myślisz?! Gdyby on tylko wiedział, jak pociąga mnie jego głos... Tak cholernie bałem się, że zacząłby się mną brzydzić. Nie przeżyłbym tego. Chłopak spojrzał na mnie i chyba coś powiedział, ale byłem zbyt zajęty zachwycaniem się jego lokami i zupełnie straciłem kontakt z otoczeniem. Nie wiem jak to się stało, ale gdy wróciłem na ziemię, siedziałem już obok niego oglądając jakiś film i śmiejąc się z obrzerającego się Niallera. Jego dłoń na moim udzie z każdą chwilą doprowadzała mnie do szaleństwa, ale hamowałem się jak tylko mogłem. Nawet nie zauważyłem jak na wygłupach z nim, upłynął mi cały dzień. Wieczorem Niall poinformował nas, że wyjeżdża na weekend do Mullingar i Zayn jedzie z nim. Zastanawiałem się przez chwilę, od kiedy są ze sobą aż tak blisko, że jeżdżą razem do swoich rodzin, ale jakoś dużo ważniejsza dla mnie była obecność loczków Stylesa, który zachowywał się jakby nigdy nic. Racja... On o niczym nie wiedział, więc zachowywał się normalnie... Ja nie umiałem, mimo cholernych starań. 
_________________________________________________________
Znowu przepraszam za problemy, ale stwierdziłam, że wolę pisać op. jedynie o Larrym z elementami innych... Co wy na to? Jak podoba się 1 rozdział, koty? xx