UWAGA.

Mój tumblr, z którego dowiedzie się co aktualnie planuję i nad czym pracuję - tutaj. - możecie tu zadawać pytania i śledzić wszystko co wychodzi z pod mojej ręki. xx

środa, 27 czerwca 2012

Op. 17

Siedziałem na kanapie myśląc nad tym co dalej. Na szczęście wszyscy inni jeszcze spali i mogłem spokojnie pogrążyć się w rozmyśleniach. Co teraz? Ja i Niall... Oczywiście, że wciąż go kocham. Zależy mi na nim, ale nie umiem zapomnieć o tym... Nawet w trakcie koncertu, gdy tylko na niego spojrzałem miałem przed oczami tą dziewczynę. Włączyłem po cichu kanał muzyczny i dopiero teraz zauważyłem stojącego w drzwiach blondyna. Uśmiechnął się do mnie promiennie. Tak, cholernie kocham ten uśmiech. Mimo to... Nie umiem zapomnieć i wybaczyć. Zrobił najgorszą rzecz, jaką można zrobić będąc z kimś w związku. Nawet jeśli w tym czasie mieliśmy chwilową przerwę, to ja nie brałem tego na poważnie. Poczułem jak siada obok mnie i próbuje się we mnie wtulić, ale... chyba odruchowo odsunąłem go od siebie. Nie szło nie zauważyć jak bardzo po tym posmutniał. Musiał się poczuć trochę odrzucony, ale... Nie umiałem inaczej. Chciałem być blisko niego. Chciałem czuć, że wciąż mamy szansę... Ale jego dotyk sprawiał, że drżałem i po prostu było mi... źle. To nie było miłe. Odsunął się ode mnie kawałek i spojrzał z wyrzutem. 
-Zayn... Kiedy wreszcie mi wybaczysz? 
Milczałem. Sam przecież tego nie wiem.
-To nie powinno tak wyglądać...
Wciąż milczałem. Przysunął się bliżej mnie tak, że teraz ocieraliśmy się o siebie ramionami. I czułem to przyjemne ciepło, gdy nasze ciała tak delikatnie się dotknęły. 
-Zayn... Mogę cię przytulić?
Przecież nie powiem mu 'nie'. Ale nie umiałem też powiedzieć 'tak'. Może zwyczajnie nie chciałem... Albo po prostu potrzebowałem więcej czasu.
-Zayn, proszę... Tęsknię za tobą...
Potrzebował bliskości. Wiem to. On jest już tego typu człowiekiem. Nie umie żyć bez czucia, że komuś na nim zależy. Możecie go uznać za zbyt uczuciowego, miękkiego... Ale on po prostu jest... delikatny. Przymknąłem oczy i odetchnąłem ciężko. W odpowiedzi rozłożyłem jednie ręce odwracając się w jego stronę. Uśmiechnął się promiennie i wtulił we mnie jak jeszcze nigdy... Jakby naprawdę był spragniony naszych czułości. I wtedy... Kiedy był tak blisko... Poczułem jakieś ciepło. To przyjemne ciepło, które czułem na samym początku naszej znajomości. Zupełnie jakbyśmy obejmowali się po raz pierwszy. Przygryzłem dolną wargę próbując zapomnieć uczucie, które mną zawładnęło, gdy widziałem go z tą rudą. Chociaż ono wdzierało się w moje serce, wiedziałem, że tylko wszystko popsuję. I chociaż wciąż miałem gdzieś tam do niego żal, naprawdę starałem się o tym zapomnieć. Wplotłem rękę w jego rozjaśniane włosy i pocałowałem delikatnie w czubek głowy. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra. Płakał... znowu. Od wczorajszego poranka dość dużo płakał i wiem chyba nawet dlaczego. Faktycznie, odtrącałem go i nie pozwalałem się nawet dotykać. To musiało boleć, ale nie umiałem inaczej. Chociaż wiem, że się starał. 
-Niall, nie płacz już. 
Wtulił się we mnie jeszcze mocniej i pociągnął nosem. 
-Nie płaczę. 
-Kłamczuch. 
-Nie płaczę... Wydaje ci się. 
-Przecież czuję, że płaczesz.
-Źle czujesz...
Nie przyzna się. No tak, jego męska duma na to nie pozwala. Zaśmiałem się lekko pod nosem chyba automatycznie chcąc rozluźnić atmosferę. I gdy tylko chłopak podniósł głowę i posłał mi ten jego piękny uśmiech, poczułem jakby coś ciężkiego spadło mi z serca. Chociaż widziałem w jego oczach resztki łez, był radosny. Może już najwyższy czas mu wybaczyć? Mam na myśli... Postarać się, żeby było jak dawniej. Naprawdę tego chciałem.
~~~~~~
Spojrzałem na śpiącego obok mnie Niall'a. To cud, że udało mu się zasnąć w tym jakże niewygodnym fotelu. Pogłaskałem powoli jego włosy i usłyszałem cichy pomruk zadowolenia. Niall otworzył leniwie oczy i spojrzał na mnie. Wyglądał tak rozkosznie, gdy był taki zaspany.
-Dzień dobry, śpiąca królewno.
-No wiesz. Śpiącą królewnę budzili pocałunkiem. 
-Przepraszam. Obiecuje, że się poprawię.
-Mhm... Mam nadzieje. Gdzie jesteśmy?
-Hm... Nie wiem. Ale już niedaleko. 
Spojrzałem za okno, ale jedyne co ujrzałem to ciemność. No tak. Była noc a my lecieliśmy kilka tysięcy metrów nad ziemią. Nie wiem dokładnie ile, ale to było wysoko. Za wysoko. Odwróciłem głowę w stronę Niall'a, który uważnie mnie teraz obserwował.
-Hej, Niall. Pojedźmy jutro do Bradford. 
-Hm? Do Bradford? Po co?
-No tak po prostu... Odwiedzić ich... Potem pojedziemy do Irlandii, co ty na to? 
Chłopak zmieszał się trochę. Powiedziałem coś nie tak? Jeśli chce możemy najpierw pojechać do jego rodziny... Skoro tak mu na tym zależy.
-Nie chce tam jechać.
-Dlaczego?
Milczał. Widziałem, że coś go gryzło. Odwrócił wzrok i udał, ze znowu przysypia.
-Niall, dlaczego nie chcesz tam jechać? Jeśli wolisz, możemy najpierw odwiedzić twoich rodziców. To mi nie robi różnicy. Po prostu pomyślałem, że mieszkam bliżej, więc...
-Nie o to chodzi. Ja po prostu... Jedź tam sam.
-Dlaczego? Niall, nie rozumiem... 
-Ja... Twoi rodzice... Nie chce udawać, że nic nas nie łączy. 
No tak. Mogłem się tego domyślić. Pewnie boi się, że znowu go odtrącę. Ale ja naprawdę nie zamierzam tego robić.
-Nie chce tam jechać sam. Będę za tobą tęsknił.
-Heh. Jakoś przeżyjesz. Przepraszam... Po prostu tak nie umiem... 
Przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że ten moment kiedyś nadejdzie. Znowu będę musiał wybierać między rodziną a Niall'em. Chociaż z drugiej strony... To moja rodzina. Nie powinni odtrącać mnie. Powinni mnie spierać i cieszyć się moim szczęściem... Tak... Gdyby to było takie łatwe. Dla nich to jest... złe. 
-Dobrze więc. Powiem im o nas.
Chłopak spojrzał na mnie i widziałem w jego oczach... jakby zdziwienie zmieszane ze strachem. Bał się o mnie?
-Nie zrobisz tego. Nie możesz.
-Dlaczego nie? Ale ja chce.
-Nie chce, żebyś przeze mnie popsuł swoje relacje z rodziną.
-Trudno. Jeśli mam wybierać, wybieram ciebie.
Widziałem jak w jego oczach pojawiają się łzy. To musiało być dla niego ważne. W naszym wypadku było zupełnie inaczej niż z Lou i Harrym. Nie chcieliśmy, żeby cały świat o nas wiedział. Ale wiem, że Niall'owi zależało na tym, bym powiedział o nas rodzinie. Może dlatego, że to było dla mnie czymś najważniejszym i najtrudniejszym. Gdyby te fotele pozwalały na to, pewnie wtuliłby się we mnie. Widziałem, że ma na to ochotę. W końcu jednak chwycił moją dłoń i ścisną mocno. Chyba nawet trochę za mocno, ale pomińmy to. Dalszą drogę powrotną do Londynu przebyliśmy w ciszy. Ogólnie trasa właśnie się skończyła i wreszcie mieliśmy trochę wolnego. Niall był naprawdę zmęczony tą podróżą. Na lotnisku i w samochodzie zachowywał się jakby w połowie wciąż spał. A gdy tylko dotarliśmy do domu, opadł zmęczony na moje łóżko i spał dalej. Doprawdy... Ile można spać? On bije wszelkie rekordy. Całą pięciogodzinną drogę w samolocie, całą drogę lotnisko-dom i jeszcze w domu- całą noc. Gdyby mógł, pewnie spałby 24 godziny dziennie. No nie, może 22. Przez dwie pozostałe jadłby. Tak, to w jego stylu. Zaśmiałem się na tą myśl i po chwili leżałem już koło niego. Definitywnie udało nam się ustalić, że jutro z rana jedziemy do moich rodziców. Nawet jeśli po usłyszeniu 'Mamusiu, tatusiu. Macie syna pedała.' wyrzucą mnie z domu, to i tak to zrobię. Ziewnąłem przeciągle i wtuliłem się w cicho pochrapującego blondyna. Ładnie pachniał... Naprawdę ładnie. To może dziwnie zabrzmi, ale pachniał trochę jak dziewczyna. Mam na myśli... Ja używałem mocnych, wyrazistych perfum. On wręcz na odwrót. Delikatne i wręcz niewyczuwalne. No i słodkie. Jego perfumy były jakieś takie słodkie. Nie wiem dokładnie co to było, ale to mi się podobało. Nie wiem nawet kiedy zasnąłem. Rano obudził mnie Niall. Aż dziwne, że wstał przede mną. Wiem, że ranny ptaszek to z niego nie jest. Przywitał mnie promiennym uśmiechem, po czym spoważniał. I przez następne cztery godziny musiałem wyjaśniać mu, że jestem pewien tego co zamierzam zrobić. Bo byłem pewien. Zasługiwał na to. Parkując samochód ma podjeździe mojego starego domu czułem dziwny ucisk w brzuchu. Chyba faktycznie się tym denerwowałem. Przywitała mnie rozradowana rodzicielka, która z równym entuzjazmem, przytuliła też Niallera. Weszliśmy do domu i jak zwykle zanieśliśmy torby to pokoju. Jednego pokoju, co lekko zdziwiło moją matkę. Milczała jednak. Może już wtedy się czegoś domyślała? Zeszliśmy na dół i czekałem już tylko na ojca. Chciałem powiedzieć im o tym razem. Wieczorna kolacja okazała się być świetnym momentem. Moje siostry dość szybko udały się do swoich pokoi, a my wciąż siedzieliśmy popijając wino i rozmawiając. W pewnym momencie po prostu doszedłem do wniosku, że albo teraz, albo nigdy. Jak to się mówi- raz kozie śmierć. Tak? Ok... Więc zaczynam.
-Właściwie to... Skoro jesteśmy już ty całą czwórką to jest coś... O czym powinienem wam powiedzieć.
Zacząłem trochę niepewnie. Czując jednak rękę Niall'a, ściskającą moją pod stołem, jakoś nabrałem odwagi. Matka posłała mi pytające spojrzenie. Myślę, że wiedziała.
-No dalej Zayn, wyduś do z siebie.
Ojciec jak zwykle jednak nie pomagał. Wręcz przeciwnie. Utrudniał mi to.  
-Spotykam się z Niall'em. Jesteśmy parą. 
Powiedziałem to niemal na jednym tchu. Inaczej zaciąłbym się w połowie i nie dokończył. Ojciec spiorunował mnie wzrokiem, po czym oparł głowę na rękach.
-Ja to... Jesteście parą?
-No... Normalnie. Jestem... Gejem.
Milczał jakby niezbyt wiedząc co powiedzieć. Spuścił głowę i wpatrywał się w stół. Po jakichś dziesięciu minutach spojrzał na mnie i odetchnął ciężko. 
-Czego ode mnie oczekujesz, Zayn?
-Ja... Właściwie... No nie wiem... Zrozumienia? Akceptacji?
-Akceptacji? Mam zaakceptować to, że mój syn posuwa jakiegoś innego faceta? Tego chcesz, tak? Zayn, nie tak cię wychowaliśmy. 
-Yassar! Proszę cię, uspokój się.
-Jestem spokojny. Ale nasz syn własnie oświadczył nam, że jest gejem i liczy na jakieś błogosławieństwo. Zayn, postawiłeś mnie w kropce. Myślałem, że akurat z tobą nie będzie żadnych problemów.
-Przepraszam. Nic na to nie poradzę. Po prostu tak jest. Co mam z tym niby zrobić?
-Skąd mam wiedzieć?! Nie można tego jakoś leczyć?!
-Yassar! Przestań. 
Zamilkłem. Leczyć? To nie jest choroba... Spojrzałem wyczekująco na ojca, z którego miny nie mogłem niczego odczytać. Przeczesał ręką włosy i nasze wzroki się spotkały.
-To jest... Ciężkie. Zawiodłeś mnie, Zayn. Naprawdę mnie zawiodłeś, ale to nie zmienia faktu, że jesteś moim synem. Chyba nie mam innego wyjścia, jak tylko przymknąć na to oko. Ale nie życzę sobie, żebyście robili to pod moim dachem, gdzie w pokojach obok się ja i twoje siostry. Rozumiesz, prawda? 
Kiwnąłem głową. Czyli, że co? Jest dobrze? Nie każe mi wyjść i nie wracać? Nie wydrze się na mnie i nie powie, jak bardzo to jest obrzydliwe? Nim zdążyłem o coś zapytać już go nie było, a ja nie mogłem uwierzyć w tą rozmowę. Byłem przekonany, że mnie wyrzuci. A on jakby nigdy nic poszedł spać informując nas jedynie, żebyśmy nie pieprzyli się tu. Spoko, to da się zrobić. Szczególnie, że Niall był w równym szoku, co ja. Wyszło... Dobrze. Naprawdę wszystko poszło dobrze. 
~~~~~~
Dwa tygodnie później byliśmy już znowu w naszym domu w Londynie. Matka Niall'a dosłownie pobłogosławiła nasz związek bez żadnego sprzeciwu. Wręcz przeciwnie- życzyła nam szczęścia i dużo miłości. A Harry i Lou? Między nimi bywało różnie. Dość często kłócili się o byle gówna, ale nigdy nie mieli jakiegoś poważniejszego kryzysu. Czasami co prawda mogliby brać przykład ze mnie i Niall'a, bo my zawsze i wszędzie myliśmy razem, zgodni. Ale ich związek przynajmniej nie ociekał nudą i monotonią. Nie to, żeby nasz był nudny. Byliśmy szczęśliwi jak stare, dobre małżeństwo. I w sumie... Wow. Wszystko skończyło się dobrze. Niezwykle dobrze i ... słodko. Można by rzec- 'Och. Wow. Lovely.' A co do Liam. Spodziewa się dziecka. Mnie to wręcz zaszokowało. Danielle jest w trzecim miesiącu ciąży. Jeśli to będzie chłopczyk niech na mu na imię Ziall. Muszę z nim o tym porozmawiać. Teraz jest niestety zbyt zajęty opiekowaniem się swoją NARZECZONĄ, by spotykać się z nami codziennie. Tego się można było spodziewać po Daddym Directioner. 
__________________________________________________________
SPIEPRZYŁA. WIEM. 
Z góry przepraszam, że tak długo mnie nie było. Najpierw brak weny, później brak neta, a później kara na kompa -.- Ehh...
A jeśli chodzi o rozdział. Masakra... Jest najgorszy chyba... Totalnie go zjebałam i aż wstyd mi to dodawać. :c
Tak więc. DEFINITYWNIE koniec tego Larrego/Ziall'a.
Następne opowiadanie zacznę pisać już niedługo. Co powiecie na Ziall'a z domieszką Ziama? :D 
Zrezygnowałam z pomysłu na Larrego na rzecz tego co planuję tu pisać i mam nadzieje, że się wam spodoba. Może być trochę krótsze... no ale mam nadzieje, że nie będzie źle. A później już zapowiadam- będzie Larry. 

wtorek, 12 czerwca 2012

Op. 16

Chodziłem w kółko po pokoju, powstrzymując się, żeby czegoś nie rozwalić. Mówiłem mu, że ma nie przesadzać. Co go napadło, żeby się z nią przespać? Czy on do reszty zgłupiał?! Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Liama.
-Hej, zaraz wyjeżdżamy. Już prawie 17.
-A co z Zayn'em i Niall'em?
-Dobrze. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale Zayn zostaje i będzie na koncercie.
Ulżyło mi. Nie minęła nawet minuta a szedłem już z Harrym w kierunku samochodu. Chłopak cały dzień zachowywał się jakoś inaczej. Nie odzywał się do mnie i był jakiś taki... zdenerwowany. Jakby się czegoś bał. Dotarliśmy na miejsce. Występ mieliśmy mieć na jakimś stadionie. Na początku były próby, które szły nam nawet dobrze. Ćwiczyliśmy jakieś półtorej godziny. Potem poszliśmy się przebrać i zajęły się nami charakteryzatorki. No i wreszcie zaczął się koncert. Było wspaniale. To takie przyjemne kiedy robisz to co kochasz, a inni spierają cię tak jak nasi fani. Koncert wyglądał jak każdy inny. Zaśpiewaliśmy kilka piosenek, powygłupialiśmy się przed fankami. Po prostu świetnie się bawiliśmy. Wreszcie, gdy byliśmy na scenie już dość długo, poinformowano nas, że koncert dobiegł końca. Widziałem jak Niall, Zayn i Liam żegnają się z fankami, więc sam zacząłem do nich machać i mówić jak bardzo wspaniale się bawiłem w trakcie tego występu. Chciałem ruszyć za trójką przyjaciół w stronę zejścia ze sceny, gdy poczułem rękę Harrego ściskającą moją i ciągnącą bardziej na środek. Posłał chłopakom wymowne spojrzenie by i oni na chwile się cofnęli. Nie wiedziałem zupełnie co się dzieje. Spojrzałem pytająco na loczka i wtedy to zobaczyłem. Wpatrywał się w widownię uciekając wzrokiem ode mnie. Mocno zaciskał szczękę i dopiero teraz poczułem jak jego ręce drżą i pocą się bardziej niż zwykle. Chwila... Nie wierze... On chyba nie zamierza...?
-Ja... Ja i Louis chcielibyśmy wam coś ważnego powiedzieć...
 Jego głos drżał i widziałem jak lata mu szczęka. Mimo to kontynuował.
-Myślę... To może was zaskoczyć, ale myślę... Macie prawo to wiedzieć... Ja i Lou... Mam nadzieje, że to nie będzie wam przeszkadzać, ale... My po prostu... 
Moje serce zaczęło skakać. Nie mogłem uwierzyć, że on naprawdę zaraz to powie. 
-My jesteśmy ze sobą... Mam na myśli, że... Jako para. Jakby to ująć... My... Larry... Larry jest prawdziwy. 
Oszalałem. Naprawdę do zrobił. Powiedział o nas. To już... Tak zupełnie publicznie. Całe moje ciało zaczęło się trząść. Zawładnęło mną szczęście, którego nie umiem opisać. Nie umiałem się nawet uspokoić. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. To chyba ze szczęścia, prawda? Co innego miałem zrobić? Ścisnąłem jego rękę jeszcze bardziej i nie mogłem się powstrzymać, żeby się do niego nie przytulić. Przylgnąłem do niego całym ciałem, a po boisku rozniósł się jakiś dziwny dźwięk... Jakby kilka tysięcy fanek powiedziało jednocześnie krótkie 'Awww'. W sumie to mnie... Ucieszyło. Bałem się, że zaczną nas wyzywać od pedałów, czy coś w tym stylu. Oczywiście kilka osób krzyczało coś, ale znaczna większość nie miała nic przeciwko. Chyba cieszyli się naszym szczęściem. Wow. Mamy naprawdę wspaniałych fanów. Wreszcie gdy odkleiłem się od Harrego spojrzałem mu w oczy. Uśmiechał się. Zbliżyłem swoja twarz do jego i szepnąłem cicho:
-Nie wierze, że to zrobiłeś. 
-Myślałem, że tego chcesz.
-Oczywiście, że chce. Nawet nie wiesz jak się ciesze.
Znów się do niego przytuliłem szepcząc jedynie 'dziękuje'. Trwaliśmy w tym uścisku tylko chwilę. Zaraz bowiem zeszliśmy ze sceny i udaliśmy się do przebieralni. Nie mogłem dojść do siebie. Wiem jak wiele go to kosztowało... Zrobił to dla mnie. Dla mnie był w stanie zaryzykować karierę i właściwie całe swoje życie. Przebraliśmy się szybko po czym całą drogę do hotelu nie odstępowałem Harrego na krok. W samochodzie wtuliłem się w niego jak w misia i złożyłem delikatny, subtelny pocałunek w kąciku jego ust. Gdy dojechaliśmy o dziwo pod hotelem spotkaliśmy dwie fanki. Skąd wiedziały gdzie jesteśmy? Przecież do gazet i wszędzie wysłane zostały fałszywe dane hotelu. Oficjalnie mieszkaliśmy w jeszcze bardziej luksusowym hotelu, jakieś dwadzieścia minut drogi stąd. Dziewczyny wydały się jednak niezwykle miłe. Obie były podobnego wzrostu i miały chyba z 15 lat. Podeszły do nas roześmiane z książkami w ręku. Oczywiście mam na myśli nasze książki. Jedna z nich przemówiła swoim delikatnym głosikiem:
-Możemy prosić o autograf?
Wciąż ściskałem dłoń Harrego i nawet nie miałem zamiaru jej puszczać. Mimo to one wydały mi się jakieś urocze. Puściłem więc loczka i jako pierwszy odpisałem się na obydwu podanych mi książkach. Zaraz po mnie zrobiła to reszta chłopców. Gdy już skończyliśmy obie rzuciły się na mnie. Oczywiście odwzajemniłem uścisk. Wreszcie dziewczyny odkleiły się ode mnie i stanęły obok. Chwyciłem znów rękę Stylesa i już miałem zamiar oddalić się, gdy druga z nich się odezwała.
-Słyszałyśmy o Larrym. Naprawdę jesteście razem?
Uśmiechnąłem się jedynie unosząc nasze splecione ze sobą dłonie ku górze.
-To wspaniale! Nawet nie wiecie jak nas to cieszy! Obyście byli szczęśliwi!
-Jesteśmy. Jesteśmy kurewsko szczęśliwi.
Zachrypnięty, ale pewny już głos Harrego sprawił, że zadrżałem. Wyczułem w nim... ojej, zazdrość. To takie urocze. No i mówiłem już jak bardzo podnieca mnie ta jego chrypka? O tak, ona działa na mnie jak płachta na byka. Chłopak pociągnął mnie i zanim się obejrzałem byliśmy już w naszym apartamencie, a chyba nazbyt napalony Harry ciągnął mnie w stronę sypialni. Po chwili leżałem na łóżku, podczas gdy młodszy chłopak rozbierał mnie jakoś tak... natarczywiej. Gdy już oboje byliśmy w samych bokserkach, chłopak zbliżył twarz do mojego ucha i mrucząc wyszeptał:
-Lou, nawet nie wiesz, jak cholernie napalony na ciebie jestem.
O tak. To tylko nakręciło mnie jeszcze bardziej. Loczek już chciał wrócić do całowania mojego podbrzusza, gdy wplotłem rękę w jego włosy i przytrzymałem jego głowę obok mojej. 
-Harry, pamiętasz co mi wczoraj obiecałeś?
Chłopak odsunąłem się lekko ode mnie.
-Jesteś pewien? 
Wiedziałem, co podziała na niego najbardziej. Znów zbliżyłem głowę do jego ucha. Przygryzłem je delikatnie i najbardziej erotycznym tonem jakim tylko umiałem się posługiwać, wymruczałem mu do ucha:
-Weź mnie, Harry. Weź mnie jak nigdy nikogo innego.
Automatycznie poczułem jak całe jego ciało zadrżało. Wiem, co to oznacza. Był tak cholernie podniecony, że zacząłem się trochę obawiać o siebie. Mam nadzieje, że da radę się opanować... Gdy tylko moje bokserki znalazły się na ziemi, a członek Harrego dotknął delikatnie skóry moich pośladków, przeszły mnie ciarki. 
-Harry... Postaraj się być delikatnym...
Mój głos był cichy i łamał się... Zacisnąłem dłonie na plechach chłopaka i poczułem jak szybko i pewnie wchodzi we mnie. Nie mogłem się powstrzymać od wydania z siebie lekkiego okrzyku. Nie powiem, to trochę bolało. Styles zrobił to tak energicznie i mocno, że po prostu nie było opcji zduszenia tego w sobie. Mimo mojego cichego pojękiwania i coraz mocniejszego wbijania paznokci w jego plecy, ruszał się we mnie szybko i energicznie. Odchyliłem głowę do tyłu czując jak nieprzyjemny ból zmienia się w coś nie do opisania. Jeszcze nigdy się tak nie czułem, ale to było wspaniałe. Nawet nie przeszkadzało mi, że Hazza był taki... chyba mogę powiedzieć brutalny. Za każdym razem gdy to ja byłem na jego miejscu starałem się być delikatny. Zdecydowanie wolałem namiętny seks, ale nie przeszkadzało mi, gdy Harry wchodził we mnie w tak szybkim tempie. Wręcz przeciwnie. Jedynie męczyłby mnie będąc łagodniejszym. Zacisnąłem palce lewej ręki na jego lokach i zacząłem jęczeć jeszcze głośniej. Nie wiedziałem czy to możliwe, ale i tak mruczałem mu do ucha by robił to mocniej, szybciej, pewniej. Wreszcie doszedłem do takiego stanu, że mogłem jedynie sapać jego imię zawładnięty rozkoszą, która opętała całe moje ciało. Poczułem jak chłopak zwalnia. Teraz robił to o wiele mocniej, ale wolniej. Wiedziałem, że to dlatego, że zaraz dojdzie. Nie musiałem czekać długo, bo już po chwili chłopak doszedł z głośnym okrzykiem na ustach. Zupełnie wypompowany opadł na łóżko obok mnie ciężko dysząc. Przekręciłem głowę w jego stronę i zbliżyłem się lekko nasze twarze, by móc złożyć na jego ustach namiętny pocałunek. Wtuliłem się w niego i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
~~~~~~
Obudziłem się jakoś koło ósmej. O jedenastej mieliśmy mieć jakieś podpisywanie płyt, a później zaraz czekało nas dziesięć godzin jazdy do Atlanty. W sumie to nawet jedenaście. Czasami zastanawiam się, czemu nie moglibyśmy polecieć tam. Byłoby dużo szybciej. Siedzenie tyle czasu w autokarze nie jest miłe. W Atlancie mieliśmy być dopiero w nocy. Rano jakiś wywiad, a wieczorem znowu koncert. Później jechaliśmy do Filadelfii, skąd dwa dni potem mieliśmy wyruszyć do Nowego Jorku. Na trasie było również Chicago, Seattle, San Francisco, Los Angeles oraz jako ostatni przystanek, Nowy Orlean. Oczywiście z Chicago do Seattle lecieliśmy, wszędzie indziej jednak udać się musieliśmy busem. To strasznie ciężkie, wytrzymać tyle w samochodzie, ale jakoś idzie się przyzwyczaić. W Nowym Orleanie mieliśmy zatrzymać się tydzień, a później trasa po Ameryce Południowej. Przeciągnąłem się lekko i spojrzałem na śpiącego obok mnie Lou. Wyglądał tak uroczo. Chociaż to i tak nic w porównaniu z jego miną, gdy wczoraj oficjalnie się do nas przyznałem. Nawet nie wiecie, jak się tego bałem, ale warto było. Widok Lou najszczęśliwszego na świecie jest czymś, dla czego mogę poświęcić całe swoje życie. Nawet rozpłakał się ze szczęścia. To było słodkie. Przyglądałem mu się tak kilka minut i dopiero jego lekko zachrypnięty głos wybudził mnie z tego transu.
-Nie ładnie się tak na kogoś gapić.
-Nie gapię się. Ja tylko podziwiam.
-Podziwiasz?
Zamruczałem mu do ucha wtulając się w jego włosy.
-Mhm. Podziwiam jak bardzo idealnego mam chłopaka. 
Uśmiechnął się, wiem to. Zawsze się uśmiecha, gdy tak go nazywam. Kolejna rzecz w nim, która mnie urzeka i chyba nigdy nie przestanie.
_______________________________________________________________
Możliwe, że końcówka wyda się wam ckliwa XD mi przynajmniej się taka wydaje. 
Ostatnio po raz pierwszy od bardzo dawna miałam blokadę twórczą. Gdyby nie ona, ten rozdział ukazałby się już wczoraj, albo i nawet dwa dni temu.  Ehh... No ale co zrobić. Byłam pewna, że coś takiego jak 'brak weny' mnie nie spotka, a jednak się zdarzyło. Mimo to skończyłam w dość szybkim czasie, więc może jednak nie jest tak źle :D 
Mówię wam jednak o tym, abyście nie zdziwili się później, jeśli rozdziały zaczną się pojawiać rzadziej. 
+ Zbliżamy się do końca tego opowiadania, gdyż nawet gdybym na siłę próbowała je ciągnąć, nie mam żadnego pomysłu na dalsze części. (Koniec zapowiada mi się na ok. 20 rozdział, więc już niedługo) Dlatego też zadaje wam pytanie: Czy chcecie abym po skończeniu tego, zaczęła pisać coś od nowa? Oczywiście będzie to (tak myślę) Larry, gdyż mam już nawet na niego pomysł. Co wy na to? :) xx

sobota, 9 czerwca 2012

Op. 15

Po jakże interesującej rozmowie z Zayn'em, udałem się do swojego pokoju. Szczerze popsuł mi tylko humor. Dlaczego nie poprosił nawet, żebym wrócił? Niby mu zależy, ale nic z tym nie robi... Boże, Zayn. Do dupy jesteś! Mam się przespać z tą laską, żebyś wreszcie zaczął coś robić?! Ok, dobrze. Jak chcesz. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer rudej dziewczyny. Szybko napisałem sms'a prosząc o spotkanie. Oczywiście zgodziła się natychmiast wykazując się niesamowitym entuzjazmem. Mam nadzieje, że się we mnie nie zakocha... Nie planuje mieć z nią wspólnego nic więcej niż to jest potrzebne, by wzbudzić zazdrość w mulacie. Posiedziałem chwilę w sypialni po czym wyszedłem. Umówiliśmy się na 14, aby spokojnie gdzieś pójść. W końcu już po 17 jechaliśmy na przygotowania przed koncertem. Ruda dziewczyna miała na imię Caroline i ogólnie była dość miła. Trochę zbyt wygadana, ale miła. Posiedzieliśmy z godzinkę w kawiarni, rozmawiając na różne tematy. W końcu zaprosiłem ją do siebie. Chyba nie muszę mówić co robiliśmy, prawda? Na szczęście wszyscy byli w pokojach i nikt nie zauważył dziewczyny. Dopiero gdy wychodziła i poszedłem ją odprowadzić z jednego z pokoi wyszedł Zayn. TAK! Na to właśnie liczyłem! Spojrzał na mnie i posłał mi mordercze spojrzenie. No i wydawał się jakiś... załamany... Nawet zrobiło mi się go żal... Dziewczyna wyszła już dawno, a on wciąż stał wpatrując się we mnie.
-Ona... Co ona tu robiła?
-Odwiedzała mnie.
-Jak to... Odwiedzała... Czy wy...?
Posłałem mu znaczące spojrzenie. Tak, Zayn, pieprzyliśmy się. To nie było coś fajnego i szczerze mi się nie podobało. Dużo bardziej wolałem noce z tobą... Ale... Chwila... Zayn, gdzie ty idziesz? Zaraz za nim ruszyłem do jego sypialni. Zauważyłem jedynie jak zaczyna pakować swoje rzeczy.
-Zayn, co ty robisz? Czemu się pakujesz?
-Przegiąłeś! Po prostu przegiąłeś! Wracam do domu! Mam w dupie tą całą trasę, mam w dupie Amerykę, mam w dupie tą rudą dziwkę i mam w dupie ciebie!
Jego krzyki przywołały też resztę zespołu. Wszyscy stanęli koło mnie obserwując jak Zayn się pakuje. Liam czym prędzej doskoczył do niego powstrzymując go przed dalszym pakowanie walizki.
-Zayn, uspokój się! Nie możesz tak teraz wyjechać!
-Nie obchodzi mnie to. Odsuń się do cholery!
-Nie! Zayn, wieczorem gramy koncert! Co mamy powiedzieć fanom? Że wolałeś wrócić do domu?! Nie zachowuj się jak dziecko!
-Jak?! Podziękuj tej Irlandzkiej kurwie! Nie trzeba się było puszczać!
Zabolało. Cholernie zabolało. Nigdy nic nie dotknęło mnie tak bardzo ja to... On naprawdę tak o mnie myśli? Chyba powinienem być na niego wściekły, ale byłem... Zły na siebie samego. Może faktycznie przesadziłem... Liam wciąż nie dawał za wygraną.
-Zayn uspokój się!
-Nie. Liam odpieprz się ode mnie! 
-I co my mamy teraz zrobić?! No co?! Powiedz mi, co teraz?!
-Nie wiem! Nie obchodzi mnie to!
-Właśnie! Nic cię nie obchodzi! Masz wszystko w dupie!
-Zamknij się, dobrze ci radze! Gówno wiesz! Nie masz pojęcia o co chodzi, więc się nie wpierdalaj! I nie miej pretensji do mnie! Ja się starałem... Naprawdę cholernie się starałem! Ale twój jebany blond koleżka postarał się jeszcze bardziej! No dalej, Niall! Pochwal się! Powidz im co zrobiłeś. Jestem pewien, że będą z ciebie dumni! 
-Zayn... Posłuchaj Liama... Proszę, uspokój się.
-O nie, Niall! Nie uspokoję się! Po prostu przegiąłeś pałę! Przesadziłeś! Chciałeś się na mnie odgryźć?! BRAWO! Udało ci się! Złamałeś mnie! Możesz być z siebie zajebiście dumny!
-Zayn... Przestał. Porozmawiajmy. 
-Porozmawiajmy?! Proszę cię... Nie bądź żałosny! Teraz porozmawiajmy?! Teraz?! Kiedy już pieprzyłeś się z tą dziwką?! Nie! Nie zamierzam z tobą rozmawiać. Już nigdy!
-Co masz na myśli?
-Dobrze słyszałeś! Nie chce cię już NIGDY widzieć na oczy! Koniec tej pierdolonej zabawy w miłość. Koniec tej pierdolonej zabawy w One Direction. Bawcie się w to dalej, ale beze mnie. Ja mam dość. 
Posłałem wymowne spojrzenia chłopakom. Każdy zrozumiał o co chodzi. Lou szepnął jedynie na odchodne 'mówiłem, że masz nie przeginać'. Cholera! Wiem, Lou! Wiem, spieprzyłem. Nie pomyślałem, że to zajdzie tak daleko... Wiedziałem, że będzie zły. Ale nie myślałem, że aż tak. Naprawdę przesadziłem. Podszedłem do niego. Wciąż pakował byle jak ciuchy do torby. Delikatnie położyłem rękę na jego ramieniu, ale on natychmiast ją zwalił. Zayn, nawet nie wiesz, jak żałuje tego co zrobiłem.
-Hej... Przepraszam.
-Mam w dupie twoje przepraszam! Mówiłem! Ale nie, bo przecież zarwaliśmy! Pewnie nie mam nawet prawa się teraz unosić, prawda?!
-Uspokój się.
-Nie uspokoję się! I ty mi nie mów, że mam być spokojny! Bo sam na moim miejscu zabiłbyś mnie!
-Zayn! Nie krzycz na mnie!
Znowu to robił. Nienawidzę, gdy na mnie krzyczy. To zawsze tak strasznie boli... Mam ochotę się rozpłakać. Chłopak odetchnął ciężko.
-Więc, jak? Porozmawiamy?
-Nie. Nie zamierzam z tobą rozmawiać. 
-Zayn, proszę cię. Daj mi się wytłumaczyć.
-Wytłumaczyć? Teraz chcesz się tłumaczyć? Nie obchodzi mnie to.
Znowu spróbowałem go dotknąć. Potrzebowałem czuć jego ciało. Czuć jego dotyk i chociaż najmniejszą bliskość. I znowu to samo. 
-Przepraszam. Nie myślałem, że to tak wyjdzie... Wszystko ci wyjaśnię, tylko daj mi szansę. Proszę...
-Nie Niall. Miałeś szanse i to spieprzyłeś. Dlaczego miałbym cie teraz wysłuchać?
-Bo mi na tobie zależy. Zayn, ja cie kocham. I nie chce, żeby to się tak skończyło. Wiem, spieprzyłem. Wiem, przegiąłem. Jestem debilem i nie powinienem... Ale... Ty się mną w ogóle nie interesowałeś... Nie obchodziłem cię. Myślałem, że jeśli będziesz trochę zazdrosny... Myślałem, że zaczniesz się starać. Nie chciałem od razu iść z nią do łóżka. Zagalopowałem się trochę...
-Za późno Niall. Wracam do domu. I proszę, nie utrudniaj mi tego. Nie chce cię już znać, więc po prostu zejdź mi z drogi.
-Nie! Nie, Zayn, błagam! Daj mi jeszcze jedną szansę! Jedną! Przecież ty też spieprzyłeś... Nie zrzucaj wszystkiego na mnie...
-Wiem. Ale jak nigdy nie przespałbym się z kimś innym. 
-Ale gdyby nie ty, ja też bym tego nie zrobił! Gdybyś mnie wtedy tak nie traktował...
-Więc teraz to moja wina? Och, przepraszam, że pchnąłem cię z nią do łóżka.
-Zayn, wiesz co mam na myśli...
-Nie, nie wiem! 
-Nie musiałeś mnie zlewać! Czemu to robiłeś? Czemu?!
-Fuck! Co chcesz usłyszeć?! No powiedz, co chcesz usłyszeć? Chcesz usłyszeć, że nie umiałem?! Że po prostu bałem się, że się zagalopuje?! Wiedziałem, że gdy tylko zaczniemy od małych, niewinnych, przyjacielskich pieszczot, nie będę umiał powiedzieć 'stop'! Wiedziałem to, Niall! Dlatego łatwiej i lepiej dla nas obojga było trzymać się na dystans! Naprawdę tego nie rozumiesz?! Naprawdę nie domyśliłeś się tego?!
Zamilkłem. Nie chciałem tego usłyszeć. Łatwiej byłoby mi gdyby powiedział, że po prostu nie chciał bliskości ze mną. Mógłbym go teraz spokojnie puścić i nie mieć wyrzutów sumienia. Ale miałem. One mnie zżerały od środka. 
-Przepraszam... Nie wiedziałem... Myślałem, że się mnie wstydzisz, czy coś w tym stylu... Zayn, gdybyś mi powiedział o co chodzi, to by się tak nie skończyło. 
-Super. Dobrze wiedzieć. W takim razie, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, wychodzę.
Już chciał wyjść, ale stanąłem mu na drodze.
-Nie pozwolę ci odejść.
-Nie masz wyjścia. To moje życie. Mogę zrobić co zechcę.
-Nie pozwolę ci odejść.
-Zacięła ci się pływa? Och, jak mi przykro. A teraz przesuń się, chce przejść.
-Nie, Zayn. Nigdzie nie pójdziesz.
-Nie możesz mi zabronić.
-Właśnie to robię.
-Odsuń się, ładnie cię proszę. 
-Nie.
-Nie chce się kłócić. 
-Ja też nie. Dlatego proszę... Zostań.
-Nie. Zejdź mi z drogi.
-Błagam Zayn... Boże, błagam. Nie idź... Kocham cię, żałuje, przepraszam! Wynagrodzę ci to, to się już nigdy nie powtórzy. Przysięgam. Co mam jeszcze powiedzieć? Co mam zrobić, żebyś został? Zrobię wszystko... Proszę, jeszcze jedna szansa. 
-Nie Niall. Miałeś szanse, ale ją zmarnowałeś. 
Pękłem. Po prostu nie wytrzymałem. Z całych sił chwyciłem jego koszulkę i przyciągnąłem ku sobie, wtulając się w jego klatkę piersiową. Nawet nie drgną, podczas gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Wiem. Wiem, Zayn. Przepraszam. Na litość boską... Nie rób mi tego! Nie przeżyje bez ciebie! Błagam! Zayn, ja... Tak strasznie cie kocham. Naprawdę. Przepraszam. 
Płakałem. Może nawet za dużo, bo z moich oczu wylewały się wręcz hektolitry słonej cieczy, ale ja nie umiałem tego w żaden sposób zatrzymać. Tak strasznie się bałem... On był taki poważne, że już straciłem wszelką nadzieje, że uda mi się go przekonać do zostania. Nie ruszało go gdy głośno szlochałem wciąż wtulając się w jego klatkę piersiową. Nawet nie podniósł ręki by mnie objąć. Po prostu stał nieruchomo jakby wręcz brzydził się mnie dotknąć. 
-Niall, proszę cię. Nie utrudniaj mi tego.
-Będę. Ja... Ja... Nie mogę pozwolić ci odejść. Nie o to mi chodziło... To wszystko poszło w złym kierunku... A przecież miało być inaczej... Miałeś poczuć się dotknięty i zacząć się starać... Miałeś pokazywać mi jak bardzo ci na mnie zależy... To nie miało się tak skończyć. Mieliśmy być razem, mieliśmy być jeszcze szczęśliwsi niż Larry. Dlaczego... Dlaczego nam nie wyszło? Wiem, że spieprzyłem, ale... Nie umiem żyć bez ciebie. Twoje odejście niczego nie zmieni. Możesz wrócić do domu, ale ja i tak pojadę za tobą. Będę spał na twojej wycieraczce i co dzień błagał, żebyś się nade mną zlitował. Nie dam ci spokoju, bo najzwyczajniej w świecie cie kocham. I jesteś jedynym sensem mojego życia...
Poczułem jak klatka chłopaka zadrżała lekko. Chwila... On się zaśmiał? 
-Grozisz mi?
Jego ton... Był niby poważny i lekko kpiący, ale spokojny i radośniejszy. Chciałem coś powiedzieć, ale poczułem jak kładzie na moich plecach jedną dłoń i zaczyna powoli jeździć z góry na dół, jakby chciał mnie uspokoić. A przecież byłem spokojny. Może nie tyle spokojny co zmęczony tymi krzykami i płaczem. Nawet mówiąc swój jakże długi monolog nie byłem w stanie powiedzieć tego normalnie. Musiałem robić przerwy między zdaniami, aby pozbierać myśli i wziąć głęboki oddech, by znów nie zanieść się płaczem. 
-Niall, puść mnie. 
-Nie. Nigdzie nie pójdziesz.
-Puść. 
-Nie. Nie pozwolę ci odejść. 
-Dobrze... Dobrze, nigdzie się nie wybieram. Teraz ci lepiej? Skoro już nigdzie nie zamierzam jechać, możesz mnie puścić? 
Powoli rozluźniłem uścisk i odsunąłem się od niego, jakby wciąż bojąc się, że to tylko jakaś zagrywka i zaraz mi ucieknie. Chłopak stał naprzeciwko z poważną miną. Wciąż był zły... i to bardzo, a ja wcale mu się nie dziwię. 
-Jesteś naprawdę okropnym Irlandczykiem. Nawet nie umiem opisać słowami jak bardzo cię w tej chwili nie cierpię. Po prostu nienawidzę tego, że próbowałeś wzbudzić we mnie zazdrość bez względu na wszystko. I tego, że teraz i tak całą winę zwalasz na mnie. Oraz tego, że nigdy nie słuchasz i nigdy nie domyślasz się o co naprawdę mi chodzi. Ale najbardziej nienawidzę w tobie tego, że tak cholernie cię kocham, że najzwyczajniej w świecie nie umiałbym stąd wyjść i trzasnąć drzwiami, zostawiając cię zaryczanego i zupełnie załamanego.  
Automatycznie poczułem jak się rumienie i ulżyło mi. Zostaje... I sam powiedział, że mnie kocha... Wciąż mnie kocha. Więc... Czego chcieć więcej? Chyba ze szczęścia wtuliłem się w niego jak bardzo tylko umiałem. Niby objął mnie, ale to już nie było to samo co kiedyś. Czułem, że ma do mnie jakiś dystans. No tak, będę musiał sobie zapracować, by znów zaczął mi ufać.
-Niall. Chce żeby to było jasne. To, że zostaje nie oznacza, że teraz będziemy szczęśliwi i udamy, że nic się nie stało. Nie licz na to. Masz przerąbane jak w ruskim czołgu i minie trochę czasu, zanim znów między nami będzie dobrze.  
Pokiwałem jedynie głową. Nieważne... Ważne, że po prostu będzie tu ze mną. 
_______________________________________________________________
Wyszedł jakiś taki długo, ale to głównie przez dialogi :D 
Mam nadzieje, że się podoba. No i sprawę z Ziall'em mamy za sobą :)
W następnym już Larry. Dużo Larrego ;D xx

czwartek, 7 czerwca 2012

Op. 14

Siedzieliśmy akurat w samochodzie, kiedy zauważyłem jak Zayn co jakiś czas ukradkiem spogląda na mnie. Jeśli liczy, że sam go przeproszę, to niedoczekanie jego. Nie zamierzam. W końcu dojechaliśmy do hotelu i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem było ogłoszenie całemu towarzystwu, że punkt 20 wychodzimy do klubu. Liam oczywiście wolał posiedzieć z fanami na twitcamie, na szczęście reszta zgodziła się bez żadnego marudzenia. W duchu modliłem się, aby Zayn jechał z nami. W przeciwnym razie cały wypad straciłby sens. Poszedłem do pokoju, gdzie przygotowanie się zajęło mi około godziny, licząc z dość długim prysznicem i szykowaniem sobie stroju. Starałem się wyglądać jak najlepiej, żeby Zayn spokojnie mógł żałować, że się rozstaliśmy. Właściwie to ja z nim zerwałem, ale zrobiłem to przez niego. Nie czułem się więc ani trochę winny. Wreszcie kilka minut przed dwudziestą, całą czwórką wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Mulat wyglądał świetnie, muszę to przyznać. Miał na sobie obcisłe, beżowe spodnie, białą bokserkę i rozpiętą, czerwoną koszulę. Dosłownie szalałem widząc jak zapatrzony gdzieś w obraz za oknem, przygryza dolną wargę. Wyglądał tak cholernie seksownie, ale ja również się dziś wysiliłem. Czarne rurki, niebieski t-shirt z dużym dekoltem i jakiś szarawy sweterek. Nie szukaliśmy długo. W Miami roiło się od ekskluzywnych klubów. Muzyka grała głośno, alkohol lał się litrami, a ludzie ocierali się o siebie na każdym kroku. Wiedziałem aż za dobrze, że muszę się nieźle wysilić, żeby mulat poczuł się zazdrosny. Znalazłem wreszcie ofiarę idealną. Użyłem słowa 'ofiara'? Nie, nie miałem zamiaru zrobić jej nic złego. Po prostu trochę się do nie podostawiam i pozwolę się dotykać, oczywiście na oczach Malika. Była wysoka i szczupła. Długie, czerwone włosy sięgały jej do pasa. O dziwo wcale nie była typowym 'plastikiem', których tu było pełno, ale to dobrze. Zayn'a dużo bardziej zaboli jej zwyczajność. Już słyszę jak wyzywa mnie w myślach, że przecież on jest dużo lepszy od niej. Zaczęliśmy tańczyć i nie minęło zbyt dużo czasu, gdy pijana dziewczyna sama zaczęła się do mnie kleić. Z początku jakieś lekkie uśmiechy, kusicielski ton. Z czasem jednak przeobraziło się w bardziej pewne czyny. Szczytem było wpicie się w moje usta, tak namiętnie, że nawet mi się to podobało. Akurat w tym momencie obok nas tańczył Zayn. Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż? Pobawiłem się z nią jeszcze trochę, ignorując zazdrosne spojrzenia Malika, po czym dostałem cynka od Harrego, że czas się zbierać. Jakby nigdy nic pożegnałem się z nią, widząc jednak zadowoloną minę mulata, wziąłem od niej jeszcze numer i już po chwili siedziałem w samochodzie. Pierwszy odezwał się Lou, który doskonale znał mój plan.
-No, no, no. Widzę, że nieźle się bawiłeś, Niall. 
Zaśmiałem się cwaniacko. Louis jest geniuszem. Jego docinki jedynie jeszcze bardziej prowokowały Malika.
-A ty Zayn?
Chłopak odkaszlnął jedyni i milczał. O tak Zayn. Niech zazdrość zżera cię od środka. Może wtedy zauważysz, że jednak warto się choć trochę starać. Bo przecież nie wymagam od niego wiele. W ciszy dojechaliśmy do domu. W sumie z początku martwiłem się, że nie będzie miał kto prowadzić w drodze powrotnej. Harry jednak nawet nie zbliżył się do alkoholu. 
~~~~~~
Wszedłem do pokoju zaraz za Lou. Może to i dobrze, że nie wypiłem nawet łyka piwa, bo i bez tego jestem na niego cholernie napalony. Po pijaku pewnie nie mógłbym się powstrzymać i zrobiłbym coś głupiego. Zauważyłem jak dość pijany chłopak opada na łóżko z rozmarzoną miną. Podszedłem bliżej i nachylając się nad nim, wpiłem się w jego usta. Nie musiałem czekać ani minuty, a już po chwili Louis zamienił nas miejscami i teraz to ja leżałem, a on górował nade mną. Przygryzłem lekko dolną wargę czując jak schodzi z pocałunkami coraz niżej i wreszcie ściąga mi bluzkę. Znów wrócił z pocałunkami do moich ust, a jego lewa ręka zajęła się odpinaniem mi spodni. Gdy tylko zaraz za nimi, na podłodze znalazły się moje bokserki, rozchyliłem lekko nogi wiedząc, co to oznacza. Chłopak równie szybko pozbył się każdej niepotrzebnej części jego garderoby i nim się obejrzałem już poruszał się we mnie. Powoli i delikatnie sprawiając, że odpłynąłem do krainy zapomnienia. Moje zimne ręce badały każdy centymetr jego nagich pleców, aż w końcu zatrzymałem je na jego pośladkach, lekko je ściskając. Sprawiłem tym samym, że chłopak wszedł we mnie jeszcze głębiej, a ja wydałem z siebie cichy pomruk zadowolenia. Przymknąłem oczy całkowicie oddając się rozkoszy, którą on mi fundował. Słyszałem jak cicho pojękiwał mi do ucha doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Jedną dłoń wplotłem w jego roztrzepane teraz na wszystkie strony, włosy. Chciałem mieć go jak najbliżej siebie. Wreszcie przyśpieszył lekko tempo sprawiając, że już nie mogłem się powstrzymać od wydawania z siebie przeróżnych dźwięków. Sapałem z podniecenia, jęczałem jego imię i mruczałem mu do ucha, chcąc dać mu do zrozumienia, jak bardzo mnie zaspokaja... W jak cholernym raju znalazłem się dzięki niemu. Oplotłem go w pasie nogami, jednocześnie unosząc lekko biodra i dając Lou lepszy kąt, aby mógł wejść we mnie jeszcze głębiej. W końcu poczułem jak chłopak doszedł lekko przy tym jęcząc. Opadł zmęczony obok mnie i leżeliśmy tak chwilę w spokoju ciężko dysząc. Gd tylko Lou trochę odpoczął wpił sie w moje usta dosłownie na chwilę, by już po sekundzie przemówić.
-Harry, jeśli chcesz możemy zamienić się miejscami. 
Wiedziałem co to oznacza i szczerze modliłem się, aby sam mi to zaproponował. Widziałem jednak, że jest zmęczony i ja również nie byłem w pełni sił. Najpierw ten lot i strefy czasowe... No i potem jeszcze ta impreza. To potrafi człowieka wykończyć. 
-Z przyjemnością, ale już nie dzisiaj, dobrze? Chodźmy spać.
Chłopak mruknął coś i już po chwili spałem wtulony w jego klatkę piersiową. W sumie cieszyłem się, że nie jest na mnie zły po tym wywiadzie. Wiem, że on chce się przyznać... No ale jeszcze nie teraz. Nie czuje się jeszcze gotowy, by powiedzieć o tym całemu światu. Chociaż wiem, że to by go niesamowicie uszczęśliwiło...
~~~~~~
Rano moja głowa buzowała i dosłownie czułem jakby miała zaraz wybuchnąć. Chyba trochę za dużo wypiłem... Podniosło mnie na widok Niall'a obściskującego się z tą dziewczyną. Co to miało w ogóle być? Debil! Co on sobie myśli?! Niby byłem na niego wściekły, ale to mnie tak cholernie bolało. Myślałem, że zerwaliśmy tylko tymczasowo... A on już klei się do jakiejś laski! Niech go szlak! Boże, on w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, co mi robi. Ok, starałem się. Udawałem, że jest mi obojętny... Że mnie nie obchodzi... Ale tak naprawdę strasznie za nim tęsknie! Chce móc się do niego znów przytulić. Znów pobawić się jego włosami i słyszeć ten radosny śmiech. Kocham go... Nic na to nie poradzę, że mi go brakuje. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk trzaskania drzwiami. Czyżby i mojego małego blondynka męczył kac? Nie powinien wczoraj tyle pić... Chciałem mu powiedzieć, żeby przestał, ale skoro i jemu na mnie nie zależy... To czemu niby mam o niego dbać? Mimo to martwię się... Wstałem i udałem się do kuchni. Niall właśnie zaparzał sobie kawę. Idąc w jego ślady zacząłem przygotowywać sobie śniadanie. Oczywiście robiąc jajecznicę zrobiłem jej dużo za dużo, aby i dla niego spokojnie starczyło. Trochę się zdziwił gdy postawiłem przed nim talerz z jedzeniem, kiwną jedynie głową i zaczął jeść. 
-Niall...
-Hm?
-Dlaczego mi to robisz?
-Nie wiem o czym mówisz.
-O wczorajszym. Naprawdę mogłeś sobie darować tę rudą.
-Czemu? Spodobała mi się. Z resztą myślałem, że zerwaliśmy, więc to nie powinno ci przeszkadzać. 
-Ale przeszkadza. 
-Trudno. To już nie mój problem. Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej i nie traktować mnie jak powietrze.
-Niall, przecież dobrze wiesz, że nie robiłem tego specjalnie!
-Och, więc przez przypadek mnie zlewałeś?
-Czemu każesz mi wybierać między tobą, a rodziną?!
-Nie krzycz na mnie! 
-Przepraszam...
-Nie każe ci wybierać. Dobrze o tym wiesz. Nie musiałeś od razu mówić im o nas! Wystarczyło, żebyś po prostu zachowywał się jak zawsze. Jak za czasów, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. 
Milczałem. Co miałem mu powiedzieć? Że nie umiem już przytulić go jak kumpla? Że za każdym razem gdy się dotykamy chcę czegoś więcej? Że wciąż mi go mało i po prostu łatwiej było się odizolować? Zrezygnowany w ciszy skończyłem jeść śniadanie i wróciłem do pokoju. Cały czas siedząc tam miałem ochotę się do niego przytulić... W końcu, po tak długim czasie pocałować jego lekko dziś spierzchnięte wargi... Ale zwyczajnie nie mogłem.
_______________________________________________________________
Właściwie to nie miało być tu nocy Larrego... No ale czytając wasze komentarze doszłam do wniosku, że bardzo tego chcecie, więc ich wplotłam. Mam nadzieje, że się podoba :D xx

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Op. 13

Już jutro miał być ten dzień. Jedziemy w trasę. Nareszcie. Siedziałem akurat z Harrym wtulonym w moją klatkę piersiową i odpisywaliśmy fanom na Twitterze, gdy do domu wtargnęli jak burza Niall i Zayn. Blondyn szedł szybko z zatkniętymi uszami, krzycząc coś w stylu 'nie słucham cię, nie słucham cię, nie słucham', mulat z kolei biegł za nim wydzierając się jak bardzo dziecinny jest nasz mały Irlandczyk. Dosłownie wyzwiska leciały gdzie tylko popadło. Co im się znowu stało? Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem, jak Horan zatrzymał się na schodach i kłóci się z Malikiem.
-Jesteś naprawdę beznadziejny!
-Zachowujesz się jak dziecko! Boże święty, Niall dorośnij!
-Nie chce dorosnąć! Zresztą w ogóle nie mam ochoty z tobą rozmawiać! Mam cię dość!
I tyle ich było widać. Mruknąłem coś zastanawiając się o co tym razem się pokłócili, po czym zacząłem lekko głaskać loczka po włosach. Minęło może dziesięć minut gdy w salonie znalazł się wciąż wściekły Zayn. Usiadł jakby nigdy nic na fotelu i udawał, że półfinał kolejnej edycji X- Factora coś go obchodzi. 
-Zayn, co żeś znowu odwalił?
-Ja? Ja?! To on jest... Jest niedojrzały, egoistyczny. Niczego nie przemyśli i jest w gorącej wodzie kąpany! Czy to czy powiem o nas mojej rodzinie, zmienia cokolwiek? Przecież wie, że mi na nim zależy! Ale nie bo on potrzebuje, żeby cały świat o tym wiedział. Ja nie czuje wewnętrznej potrzeby chwalenia się nim! I jakoś żyje! 
-Uspokój się i porozmawiaj z nim. Tylko spokojnie.
-Nie mam zamiaru z nim rozmawiać! Z resztą to on zaczął tą całą awanturę... Nie będę się przed nim płaszczył i błagał, żeby do mnie wrócił. Niedoczekanie jego. 
Odetchnąłem ciężko i leżałem dalej nie chcąc się już wtrącać. Reszta dnia minęła nam spokojnie. Blondyn nie wychodził z pokoju przez cały czas, a Zayn udawał, że nic się nie stało. Jakby nigdy nawet nie zaczęli ze sobą kręcić. W końcu wybiła 22 i postanowiliśmy pójść już spać, bo przecież jutro musimy wcześnie wstać. Wszedłem pod prysznic zaraz po Harrym, po czym gdy tylko wyszedłem, udałem się do pokoju Stylesa. Chłopak drzemał, nie chcąc go więc budzić wślizgnąłem się po cichu pod kołdrę i wtuliłem w niego. Tak ładnie pachniał i co jakiś czas pochrapywał, co przypominało bardziej kocie mruczenie. Zatopiłem twarz w jego bujnych lokach i poczułem jak ściska lekko moją dłoń.
-Harry...
-Hm?
-Kocham cię.
-Ja cię też, LouLou. Dobranoc.
-Harry... Cieszę się, że już jest dobrze i nie kłócimy się jak Zayn z Niall'em. 
-Mhm. 
-Swoją drogą to przykro mi... Przecież widać, że się kochają.
-Lou, kochanie. Proszę, śpij już.
-Przepraszam. Masz rację. Dobranoc.
Loczek wtulił się we mnie i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Było mi z nim tak dobrze... Rano wstaliśmy przed szóstą, aby spakować się do końca. Około ósmej mieliśmy lot do Miami, gdzie graliśmy pierwszy koncert. Potem jechaliśmy jeszcze do Nowego Jorku i gdzieś tam dalej... Z resztą mniejsza z tym. Ważne, że jak zwykle przywitał mnie rano śniadaniem do łóżka. To jest naprawdę miłe, gdy tak się stara. Zjedliśmy i zaczęliśmy dokańczać pakowanie się. Około siódmej wszyscy siedzieli już w samochodzie, kierunek lotnisko. Lot był krótki i minął nam głownie na śmianiu się z Harrym. Zayn z Niall'em nie odzywali się do siebie, udawali wręcz jakby nigdy nic się nie stało. Jakby nie było żadnego pocałunku, żadnych wspólnych nocy, nic. Wreszcie wylądowaliśmy w pięknym, słonecznym Miami. Mówiłem już jak cudowne jest to miasto? Szybko przetransportowali nas do hotelu, a koncert mieliśmy mieć dopiero jutro wieczorem. Dziś czekał nas jedynie jeden mały wywiad i nic więcej. Na szczęście. Pokoje mieliśmy mieć osobne, ale nie sądzę abym się tego trzymał. A już tym bardziej nie Harry. Siedząc na łóżku i odpisując ludziom na Twitterze, doszedłem do wniosku, że to tylko kwestia czasu, aż loczek pojawi się w moim pokoju. Jakby na złość akurat w tym momencie po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk pukania. O dziwo nie stał tam jednak Styles, ale lekko zdezorientowany blondyn. Wpuściłem go do środka, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że zapewne przyszedł tu po radę, albo zwyczajną męską rozmowę. Usiadł na łóżku, a ja zająłem miejsce obok niego czekając, aż sam zacznie. Nie chciałem naciskać. Wiem, że to nie pomaga.
-Lou... Przepraszam, że cię w to mieszam... Po prostu muszę z kimś porozmawiać.
-Nie ma problemu, Niall. Mów co się dzieje. Najlepiej zacznij od początku.
-No więc... Gdy pojechaliśmy do Zayn'a, wiedziałem, że on się do mnie nie przyzna... Miałem taką nadzieje, ale wiedziałem, że tego nie zrobi. Pewnie wszystko było by w porządku... Ale on mnie wtedy cały czas tak cholernie odpychał. Dali nam osobne pokoje, ale i tak miałem nadzieje, że albo ja, albo on zmienimy pokój. Zayn nie przychodził, więc ja poszedłem no i ... Co mu to robiło, żeby mnie wpuścił? Przecież nie chciałem nic robić, po prostu... po prostu położyć się obok niego i wtulić... A on mnie wyrzucił... Spojrzał na mnie jak na idiotę i zwyczajnie zatrzasnął drzwi przed nosem. To bolało, bo nawet w dzień nie okazywał mi uczuć. Nawet głupiego przyjacielskiego uścisku... Nic, zero kontakty fizycznego, zero żartów, zero miłych słów. Po prostu traktował mnie, jakbym był zwykłym znajomym. Nawet nie przyjacielem, tylko znajomym... Zawsze gdy chciałem się do niego zbliżyć, naskakiwał na mnie. Wcześniej jakoś tuliliśmy się przy jego rodzinie i nic się nie działo, oni wiedzieli, że jesteśmy przyjaciółmi... A teraz już nie mogliśmy? Teraz nagle zaczęliby widzieć w tym jakieś podteksty? Nie mówię, że ma wyrzec się dla mnie swojej rodziny i religii... Ale niech przyznaje się do mnie chociaż, gdy jesteśmy sami. A on nawet gdy byliśmy sami udawał, że nic się nie stało. Że nic nas nie łączy. Lou to... To tak cholernie bolało. 
Poczułem, że jedynym co mogę zrobić, jest przytulenie go. Wtuliłem go w siebie i już po chwili podświadomość mówiła mi, że plami mi koszulkę. Ale co tam koszulka... Niech się wypłacze. To dziwne, jak dorośli i silni mężczyźni miękną pod wpływem miłości, prawda?
-Spokojnie, Niall. Wszystko będzie dobrze. Dla niego to też na pewno jest ciężkie. 
-A dla mnie nie? To jest cholernie ciężkie, a on mi tego nie ułatwia... Zobacz na ciebie i Harrego. Dogadujecie się, nie macie takich problemów. 
-Ale kiedyś też je mieliśmy. Każdy miał. Niall raz jest pod górkę, raz z górki. Teraz po prostu przyszedł czas na lekki kryzys. Ale nie kończcie tego tylko przez chwilę słabości. 
-Nie chcę tego kończyć... Ale czuje, że mu na mnie nie zależy tak, jak powinno. Larry na każdym korku okazuje sobie czułości, bo chcecie udowodnić sobie, że wam na sobie zależy. On mi tego nie pokazuje. Nawet jeśli mu zależy, to ja tego nie widzę. A chciałbym. I wy się staracie, bo wiecie, że w każdej chwili ktoś może wam ukraść tą drugą osobę... A Zayn nie. Nie czuje zagrożenia, więc mnie zlewa. Może... Może powinienem zrobić coś, żeby poczuł się zazdrosny... Co o tym myślisz?
-Niall, takie gierki nikomu nie wychodzą na dobre. Może i pomagają, ale są bolesne i niepotrzebne. 
-Więc... Więc co mam zrobić? Masz jakiś inny pomysł?
-Ja... Może... Nie, nie mam... Niall, tylko proszę, nie przesadzaj. 
Chłopak wstał niemal natychmiast. 
-Lou, idziemy dziś do klubu. 
-Do klubu? No nie wiem...
-Idziemy. Lou, musimy! Inaczej nie ma możliwości, żeby Zayn poczuł się zazdrosny!
-Jesteś pewien, że to lepsze, niż porozmawianie z nim?
-Tak. Rozmowy z nim kończą się kłótnią. 
Kiwnąłem jedynie głową, a jego już nie było w pomieszczeniu. Naprawdę woli bawić się w takie gry? To nie jest dobre... Ale jak chce. To jego życie. Może akurat tego potrzebuje ich związek? Odetchnąłem ciężko i po raz kolejny ktoś wtargnął do mojego pokoju.
-LouLou. Idziemy zaraz na wywiad. Szykuj się.
-Och, jasne Liam. Hej, poczekaj. Idziesz dziś z nami do klubu?
-Hm... Nie, raczej nie. Posiedzę tu... Może zrobię twitcama.
-Twitcama? Znowu? No dobrze, jak wolisz.
Minęło może pół godziny, a my siedzieliśmy na kanapie w studio i nagrywaliśmy wywiad na żywo. Kobieta, która była prowadzącą, strasznie dużo gadała i śmiała się. Co więcej strasznie naciskała na nasze bromance. 
-Tak więc... To pytanie zadawane było pewnie już tysiące razy, ale... Czy Larry jest prawdziwy? Fanki domagają się takich informacji. 
Spojrzałem na Harrego. Niech on mówi, w końcu to jemu zależy, żeby nikt o tym nie widział. Ja mogę w każdej chwili ogłosić 'LARRY IS REAL!', ale on pewnie tego nie chce.
-Po raz kolejny powtarzam. Larry jest prawdziwy tylko i wyłącznie jako przyjacielski kontakt między mną, a Lou. 
-Tak, ale podobno ostatnimi czasy Lou zerwał ze swoją tymczasową dziewczyną...
-To nie ma nic do rzeczy. Lou nie zerwał z Eleanor dla mnie, są to tylko spekulacje. To co łączy mnie i Lou jest miłością, jest niesamowitą miłością, ale tylko braterską.
Wlepiłem wzrok gdzieś w dal, nie chcąc dalej tego słuchać. Co jest fajnego w tym, że twój chłopak mówi właśnie całemu światu, że cie nie kocha? To naprawdę nie jest miłe. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos prezenterki.
-Lou, a co ty powiesz na ten temat?
-Ja... Zgadzam się z Harrym.
-Tylko? Na pewno nie chcesz nas poinformować o jakimś skrywanym romansie w zespole? Lou, tylko szczerze. Co łączy się z Harrym?
-Ja... Myślę... Ja go kocham... 
Chwila ciszy i ten przerażony wzrok Stylesa. No już dobrze, dobrze. Chcąc jakoś rozluźnić sytuację wybuchłem naprawdę sztucznym śmiechem, wszyscy jednak uwierzyli mi.
-Oszaleliście. Kocham go jak najlepszego przyjaciela. Naprawdę nie rozumiem tej całej akcji. Kiedy przyjaciółki tulą się do siebie, całują się i okazują sobie uczucia, to jest naturalne... Oczywistym jest, że są tylko przyjaciółkami i nikt nie szuka podtekstów. Ale jeśli ja i Harry tylko dotkniemy się publicznie, od razu wszyscy myślą, że coś nas łączy. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Przepraszam, jeśli zawiedliśmy nasze fanki.
-No cóż... W takim razie...
Kobieta zaczęła dopytywać o różne inne rzeczy, nie słuchałem jej jednak zbytnio. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, jak na przykład planowanie dzisiejszej nocy z loczkiem. 
_______________________________________________________________
Myślę, że dodaje rozdziały za często XD Serio, nikt inny nie dodaje co kilka dni (a ja  potrafię co 3). to przegięcie o.o
No ale ja mam wręcz za dużo weny. Tak więc proszę, enjoy :) xx

sobota, 2 czerwca 2012

Op. 12

Jechaliśmy właśnie do domu. Lou wciąż wyglądał na lekko złego, za to jak popsułem mu plany... No ale chyba kiedyś mi wybaczy. W mojej głowie już obmyślałem co mógłbym z nim robić całą noc... Boże, Harry. Zboczeniec z ciebie! Chociaż... Patrząc na Lou... Boże jak można być tak idealnym? Miał tak świetnie wyćwiczone ciało. Idealny, lekki kaloryfer i ta zarumieniona karnacja... Do tego niebiesko- szare oczy, w których tonąłem po kilka razy dziennie... No i te słynne pośladki! Jego pupa... Nie jedna dziewczyna by mu jej pozazdrościła. Nie ma więc nic dziwnego, że patrząc na niego miałem same grzeszne myśli. Ale na samą myśl co by było, gdybyśmy dziś posunęli się... trochę dalej... Boże HARRY! Uspokój się! Wreszcie stanęliśmy przed drzwiami do domu. Lou stał za mną i delikatnie pchnął drzwi, gdy tylko przekręciłem klucz w zamku. Wziął ode mnie torbę i postawił ją zaraz przy drzwiach, jednocześnie zamykając je. Szybko ściągnąłem buty i stałem tak napawając się tym pięknym widokiem... Od samych drzwi prowadziła dość szeroka ścieżka ułożona z płatków białych róż... Po bokach co jakiś czas stały świeczki, będące teraz jedynym oświetleniem domu. Mógłbym tak stać i napawać się tym widokiem, gdyby nie Lou, który delikatnie muskając moje ucho, wyszeptał...
-Może i popsułeś tę niespodziankę, ale wciąż mam na ciebie ochotę...
Oboje powoli ruszyliśmy do mojej sypialni. Byłem tak napalony, że chciałem być tam jak najszybciej, ale przecież nie mogłem popsuć tej całej atmosfery. Wreszcie stanąłem przed drzwiami do swojej sypialni. Pchnąłem je lekko po czym moje oczy otworzyły się szerzej. Wszędzie na podłodze i na łóżku rozsypane były płatki róż. Komoda stojąca obok łóżka cała zastawiona była świeczkami różnej wielkości. Gdzieś po kątach pokoju porozstawiane były jeszcze małe świeczki, przez co oświetlone było całe pomieszczenie. Lekko, ale wystarczająco bym widział co się dzieje. Gdy tylko podszedłem bliżej łóżka poczułem jak ręce Tommo zjeżdżają z moich bioder, prosto na podbrzusze. Przygryzłem delikatnie wargę napawając się pocałunkami którymi obdarowywał mój kark i szyję. Stał za mną, naprawdę blisko i bez problemu czułem, że jego kolega jest równie niecierpliwy jak ja. Wreszcie stanąłem przodem do niego i zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, wpił się w moje warki jakbyśmy nie całowali się od wieków. Jedną ręką oplotłem jego szyję, drugą z kolei ścisnąłem jego pośladek sprawiając, że wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. Starałem się być jeszcze bliżej niego tak, że stykaliśmy się niemal całą powierzchnią ciała. Po chwili chłopak zaczął zjeżdżać z pocałunkami niżej, na moją szyję. Minęła sekunda, gdy pod wpływem napierającego na mnie Lou, leżałem już na łóżku. Równie szybko jak się na nim znalazłem, została ściągnięta ze mnie koszulka. Chłopak całował delikatnie całą moją klatkę piersiową, co jakiś czas przygryzając sutki, gdy tylko do nich dojeżdżał. Powodował przy tym moje ciche jęki, które były jednocześnie oznaką, że jestem naprawdę napalony... Szybkim ruchem pozbyłem się koszulki Louisa i teraz spokojnie mogłem cieszyć się widokiem jego idealnie wyrzeźbionej klaty. Wreszcie dojechał z pocałunkami do mojego podbrzusza. W mgnieniu oka zdjął ze mnie spodnie i rzucił je gdzieś w kąt. Delikatnie i powoli przejechał czubkiem języka wzdłuż linii moich bokserek sprawiając, że zupełnie straciłem kontrolę nad tym co się działo. Już miałem nadzieje, że wreszcie zaopiekuje się moim przyjacielem, gdy on wrócił do całowania mnie, jednocześnie lewą ręką lekko masując mojego członka przez materiał bokserek. 
-Looooou... Znowu to robisz...
Starałem się mówić normalnie, ale dosłownie 'wysapałem' mu to w usta. Chłopak uśmiechnął się jedynie cwaniacko, po czym zjechał głową niżej i zsunął ze mnie bokserski. Czułem się trochę niezręcznie leżąc przed nim zupełnie nago ze stojącym penisem, i ciężko dysząc... Gdy tylko poczułem jak chłopak przejeżdża językiem od trzonu aż po sam czubek mojego kolegi, odchyliłem głowę do tyło i wydałem z siebie cichy, przeciągliwy jęk. Starałem się jakoś uregulować mój oddech, jednak ani trochę mi to nie wychodziło. Na szczęście dziś Tommo nie bawił się ze mną tak jak ostatnio i bez zbędnego tracenia czasu, wziął mojego członka do ust... Wystarczyło, że spojrzałem w dół, a podniecałem się dziesięć razy bardziej na widok tego co on ze mną robił. Nie muszę chyba opisywać co się działo w każdej minucie naszego zbliżenia. W każdym bądź razie pewnie nie umiałbym wyrazić słowami tego, co czułem. W końcu po niedługim czasie doszedłem i zupełnie zmęczony Lou położył się obok oplatając mnie ramieniem. Leżałem tak ciężko dysząc przez parę minut po czym doszedłem do wniosku, że należałoby mu się odwdzięczyć. Usiadłem więc na niego na wysokości jego bioder, po czym złożyłem na jego ustach kilka pojedynczych pocałunków i zacząłem zjeżdżać głową w dół. Widziałem jak delikatnie przygryza wargę i dosłownie na moment wróciłem na górę, aby wyszeptać mu jedynie do ucha
-Kocham cię, Lou.
Już chciałem się odsunąć i wrócić do wcześniej wykonywanej czynności, gdy po pomieszczeniu rozbrzmiał jego cichy, delikatny głos. 
-Harry...
Zaczął powoli, jakby nie był pewien czy powinien dokańczać. Zamarłem w bezruchu dając mu do zrozumienia, że czekam aż zacznie kontynuować. 
-Nadal... Nadal chcesz to zrobić? 
Spojrzałem na niego lekko zdziwiony. Naprawdę nie wierzyłem, że on to powiedział. Zdecydował się? Może dlatego jest ta cała akcja z romantycznym wieczorem tylko we dwoje... Może po prostu chciał żeby do tego doszło w jakichś specjalnych okolicznościach. Mimo to miałem dziwne przeczucie, że on to robi tylko ze względu na mnie. 
-Lou, jeśli nie chcesz, możemy poczekać. 
-Ale ja chce Harry. 
W odpowiedzi wpiłem się w jego usta. Poczułem jak chłopak przewraca mnie na plecy i po raz kolejny to on górował nade mną. Czułem jak delikatnie rozsuwa moje nogi i zszedł ze mnie tak, że mogłem spokojnie opleść go udami w pasie. Mimo namiętnych pocałunków czułem jak chłopak wyciąga coś z szafki przy moim łóżku. Nagle oderwał się ode mnie, jakby nie był do końca pewien, czy powinniśmy to robić. 
-Jesteś pewien, że tego chcesz?
Uśmiechnąłem się jedynie dając mu do zrozumienia, że niczego w moim życiu nie byłem bardziej pewny, niż tego. Poczułem jak rozsmarowuje coś maziowatego na moich pośladkach i oblizałem figlarnie wargi. Zanim przymknąłem oczy, może ze strachu, a może z rozkoszy, zauważyłem jedynie jak nasuwa na swojego członka prezerwatywę. Oplotłem jego szyje i plecy ramionami, i czekałem. Trochę bałem się, że to będzie nie wiadomo jak bolało, ale może ze względu na niesamowitą delikatność Tommo, nie poczułem nic specjalnie nieprzyjemnego. Co prawda czułem się trochę nieswojo, gdy powoli zaczął ruszać się we mnie, ale z czasem pchnięcia stawały się szybsze i pewniejsze, a mi było na tyle dobrze, że z trudem powstrzymywałem jęki. Im dłużej to trwało, tym bardziej byłem zły na Louisa, że robi to tak wolno. Zawładnęło mną jakieś dziwne uczucie... W końcu czując, że Lou zwalnia- pewnie by się ze mną trochę pobawić, czego nie cierpiałem- nie wytrzymałem. Zbliżyłem swoją twarz do jego ucha i przygryzłem je lekko, po czym starając się jak tylko mogłem, wyszeptałem
-Szybciej Lou... Błagam, rób to szybciej...
 Nie musiałem długo czekać. Na twarzy chłopaka pojawił się cwaniacki uśmiech a jego biodra znacznie przyśpieszyły tempo. Wbiłem w niego lekko paznokcie i nie mogąc oprzeć się chęci poinformowania całego świata jak mi dobrze, zacząłem z początku cicho jęczeć, co później przeobraziło się w głośne krzyki jego imienia. Odchyliłem głowę do tyłu nie mogąc uwierzyć, że może mi być z kimś tak dobrze. Ścisnąłem jeszcze mocniej jego biodra, po czym poczułem jak obejmuje jedną ręką mojego penisa. Wydałem z siebie dość głośny pomruk zadowolenia czując, jak ściskając go delikatnie, jeździ ręką w górę i w dół, doprowadzając mnie tym do obłędu. Niemal równo doszedłem w jego ręce, a on we mnie. Oboje krzyknęliśmy coś, po czym zmęczeni opadliśmy na łóżko. Pod wpływem tych wszystkich emocji, byłem wstanie jedynie wtulić się w jego klatkę piersiową i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Tak, to zdecydowanie była najlepsza noc w moim życiu. 
~~~~~~
Naprawdę nie miałem ochoty wstawać, ale promienie słońca, które wdarły do pokoju przez nie do końca zasłonięte zasłony, bezlitośnie świeciły mi po oczach. Odetchnąłem ciężko i otworzyłem oczy. Coś cholernie ciążyło mi na klacie. Spojrzałem w dół i mój wzrok spotkał figlarnie roztrzepane loczki Harrego. Najdelikatniej jak tylko umiałem, zdjąłem go z siebie i powoli wyszedłem z pokoju, uprzednio zarzucając na siebie jakieś bokserki. Nie mogąc powstrzymać ziewania, zszedłem po schodach i udałem się do kuchni. O dziwo dostrzegłem krzątającą się po niej postać jakiegoś chłopaka. Przekrzywiłem lekko głowę w prawo, po czym od razu zgadłem kto nim był. Spojrzałem jeszcze szybko za siebie, aby obejrzeć stan domu, lecz o dziwo nigdzie nie znalazłem ani jednego płatka róż. No tak, w pokoju też nigdzie ich nie myło. Uśmiechnąłem się lekko, po czym wtuliłem w plecy Liama.
-Posprzątałeś to wszystko? Dziękuje, kochany jesteś.
-To nic wielkiego. Jak minął wieczór?
Na samą myśl wczorajszej nocy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Rozmarzyłem się trochę przypominając sobie jak miło spędziłem ten czas z loczkiem.
-Świetnie. 
Odsunąłem się od chłopaka pozwalając mu nałożyć na trzy talerze po naleśniku. Och, jak ja kocham naleśniki na śniadanie. Mógłbym je jeść codziennie. Postanowiłem, że dobrze byłoby obudzić Harrego. Chociaż nie wiem, czy będę miał serce to zrobić. Mimo to udałem się z powrotem na górę. Cichutko otworzyłem drzwi i podszedłem do śpiącego Stylesa. Nachyliłem się nad nim i powoli pocałowałem w policzek, po czym zjechałem z pocałunkiem na kącik jego ust, aż wreszcie doszedłem do lekko rozłożonych warg chłopaka. Czując jak odwzajemnia pocałunek, wyprostowałem się i pogładziłem go lekko po włosach.
-Wstawaj Harry. Liam zrobił śniadanie. 
Chłopak przeciągnął się mrucząc niesłychanie uroczo. 
-LouLou, nie ładnie tak budzić ludzi. 
-Och, więc nie podobała ci się moja pobudka? Dobrze, następnym razem wyleje na ciebie kubeł zimnej wody. Co ty na to?
Spojrzałem na niego rozbawiony tym, jak usilnie próbował wstać do pozycji siedzącej. Po chwili niczym pięcioletnie dziecko przetarł oczy rękoma ściśniętymi w pięści i ziewnął. Rozejrzał się po pokoju, chyba z zamiarem znalezienia jakiejś bielizny, oboje jednak nie mieliśmy pojęcia co stało się z jego majtkami. 
-Louis... Widziałeś gdzieś moje bokserki?
-Ostatni raz wczoraj wieczorem. 
Rozbawił mnie wyraz jego lekko zawstydzonej twarzy. Przygryzł dolną warkę, po czym nachylił się, aby zajrzeć pod łóżko. Trochę niemożliwym było dla mnie, żeby to właśnie tam wylądowały jego bokserki, ale o dziwo chłopak zadowolony wrócił do pozycji siedzącej z kawałkiem materiału w ręce. Po raz kolejny ziewnął i wsunął na siebie majtki, aby spokojnie udać się ze mną na śniadanie. Oczywiście gdy tylko wstał, pierwszym co zrobił było namiętne pocałowanie mnie i oplecenie mojej szyi swoimi ramionami. Miałem nadzieje, że wreszcie pójdziemy zjeść te pięknie pachnące naleśniki, chłopak jednak ani myślał mnie puszczać. 
-Harry, śniadanie. 
-Lou, ja. 
-Harry, jestem głodny.
-Lou, a ja spragniony czułości.
-Harry, tobie zawsze brakuje miłości.
-Lou, wczoraj wieczorem mi jej nie brakowało.
Zaśmiałem się na samą myśl jak komicznie musiała wyglądać ta wymiana zdań. W końcu poczułem jak zostaje oswobodzony z uścisku. Udaliśmy się na dół do kuchni, gdzie zaraz po zjedzeniu śniadania, pozostaliśmy aby rozmawiać na dość błahe tematy. To właśnie lubiłem. Nie specjalnego, zwyczajnie wspólne zjedzone śniadanie i rozmowa o jakichś głupotach. Naprawdę nic więcej Harry nie musiał mi dawać.
_____________________________________________________________
Eh... Nie skomentuje tego rozdziału -.- Mam nadzieje, że chociaż wam się podoba :)
A jeśli chodzi o Ziall'a to obiecuje, że już niedługo akcja zacznie się kręcić głównie wokół nich (może nawet trochę za bardzo, bo to w końcu op. o Larrym).
+Nawet nie wiecie jak jaram się tym, że niedługo będzie tu 5000 wejść! A pamiętam jak zaczęłam pisać tego bloga i cieszyłam się każdym pojedynczym wejściem. Boże dziękuje, dziękuje, dziękuj! Jesteście tacy kochani i wgl. Moje małe serduszko skacze i piszczy ze szczęścia! Love ya! xx