UWAGA.

Mój tumblr, z którego dowiedzie się co aktualnie planuję i nad czym pracuję - tutaj. - możecie tu zadawać pytania i śledzić wszystko co wychodzi z pod mojej ręki. xx

wtorek, 29 maja 2012

Op. 11

Przez kolejne dwa dni Lou starał się jak tylko mógł, ale szczerze nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Wiem, może i moje czyny były trochę niezrozumiałe. To nie to, że byłem na niego zły. Właściwie to sam siebie nie rozumiałem... Było mi głupio... Niby jesteśmy ze sobą, ale chyba trochę się pośpieszyłem. W końcu do wszystkiego trzeba dojrzeć. Dla mnie to też nie było łatwe, ale nie bałem się. Przecież ufam mu... Nic złego nie może się stać. Ale to chyba normalne... Ludzie boją się rzeczy, których nie znają i nienawidzą tego, co jest inne... Dlaczego wszystko musi być tak cholernie trudne? Leżałem właśnie na łóżku, gdy po pokoju rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Tak... to na pewno Lou... Codziennie przychodzi, chociaż chyba sam nie wie po co... Przecież nie ma za co mnie przepraszać. Odetchnąłem ciężko, po czym wreszcie pozwoliłem mu wejść. Stanął w drzwiach i trochę wahał się czy wejść. Nie umiałem nawet na niego spojrzeć. Wiedziałem, że czuł się winny... A przecież nie miał powodu. 
-Harry... Możemy porozmawiać?
Skinąłem jedynie głową. Zamknął drzwi, po czym podszedł do łóżka i położył się tuż obok mnie. Leżeliśmy tak chwilę w ciszy, nawet się nie dotykając, ale miałem tak cholerną ochotę wtulić się w niego i przeprosić za moje zachowanie... Przecież to co robiłem, można porównać do typowego zachowania nastolatek, którymi targają hormony i inne gówna...
-Harry, co się z tobą dzieje? Zupełnie Cię nie rozumiem... Obrażasz się, jakby zrobił nie wiadomo co, a ja po prostu wolę z tym poczekać. Przecież to tylko seks... 
-Wiem... Wiem, Lou. Sam tego nie rozumiem... Masz racje, może to za szybko. Nie jestem na ciebie zły. Naprawdę. 
-Więc czemu się nie odzywasz? Czemu mnie zlewasz? Hazza, tęsknie za tobą...
Nie wytrzymałem. Jego stłumiony, łamiący się głos tylko rozmiękczył mnie jeszcze bardziej. Bez zastanowienia przewróciłem się na bok jednocześnie wtulając się w niego. Pachniał tak ładnie... Kocham ten jego lekko zapach. Zmieszanie proszku do prania i jakichś perfum. Lou zawsze używa delikatnych perfum. Poczułem jak oplata mnie ręką w pasie i przysuwa jeszcze bliżej siebie. Miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko, chociaż sam nie wiem czemu. Niczego już nie rozumiem... Co się ze mną dzieje? Moje serce lekko drżało i nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się wykrztusić z siebie nawet tak cichy szept.
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem... Już nie będę, obiecuje. 
Chłopak delikatnie jeździł dłonią po moich rokach, uspokajając moje myśli i kojąc zszargane nerwy. Jak on to robił, że zawsze wiedział czego mi potrzeba?
-Już dobrze... Zapomnijmy o tym, dobrze?
Przytaknąłem jedynie po czym wtuliłem się w niego jeszcze bardziej.
-Hej, Harry... Co powiesz na to, żebyśmy na jeden dzień pojechali do Holmes Chapel?
-Ale... Hm... Możemy, ale po co chcesz tam jechać?
-Tak po prostu. Spakuj się, zaraz wyjeżdżamy. Tylko nie bierz zbyt dużo rzeczy. Wracamy jutro wieczorem. Och, twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?
-Nie, nie. Ucieszy się, że przyjechałem. 
-Świetnie. 
Już po chwili nie było go w moim pokoju. Trochę zdziwiło mnie jego zachowanie. Co go nagle wzięło na odwiedziny mojej mamy? Mimo to cieszyło mnie, że spędzimy tam trochę czasu. Szybko się spakowałem i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie Lou. Podobno takie akcje na spontana najlepiej wychodzą... Myślę, że powinniśmy to robić częściej. Jechaliśmy jak zwykle koło trzech godzin. Około godziny 14 stanąłem przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Zapukałem delikatnie, po czym ujrzałem moją mamę. Naprawdę bardzo się cieszyła, z takiej niespodzianki. Zjedliśmy obiad po czym sam nie wiem co robiliśmy przez resztę dnia. Dużo rozmawiałem z mamą, no i nawet powiedziałem jej o Larrym... W sumie bałem się, że gorzej to przyjmie. Ale ona cieszyła się moim szczęściem. Ten czas tak szybko zleciał... Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno i poszliśmy spać. Rano o dziwo Lou wstał pierwszy. Zastałem go w kuchni spokojnie jedzącego śniadanie i bawiącego się telefonem. Swoją drogą nie obraziłbym się, gdyby chociaż raz to on zrobił mi śniadanie do łóżka. No ale takie romantyczne rzeczy raczej nie są w jego stylu. Jak zwykle rozsiedliśmy się przed telewizorem. Usiadłem na środku kanapy z nadzieją, że Lou siądzie obok i wtuli się we mnie, on jednak jakby nigdy nic zajął miejsce w fotelu. Mijały godziny i trochę się nudziłem... Denerwowało mnie, że Louis nie zwracał na mnie w ogóle uwagi... Wciąż z kimś sms'ował. Nie powiem, czułem się zazdrosny. I to cholernie. W końcu po obiedzie Tommo stanął przy oknie wpatrując się nie wiadomo gdzie, oczywiście z telefonem w ręku, i po prostu nie wytrzymałem. 
-Lou, z kim tak sms'ujesz?
-Hm? Z nikim ważnym. 
-Mhm... I piszesz z nikim ważnym przez pół dnia?
-Mhm. To naprawdę nic takiego. 
Widziałem jak coś przede mną ukrywa. Gdy tylko po raz setny po salonie rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości, natychmiast zerwałem się z łóżka i podszedłem do niego. Wyciągnąłem rękę do przodu, dając mu do zrozumienia, że ma mi dać telefon.
-Pokarz. 
-Nie. Harry, to moja prywatna korespondencja.
-Przez tą 'prywatną korespondencję' zupełnie mnie nie zauważasz! Z kim piszesz?
-Nie muszę ci tego mówić. Przestań być tak cholernie zazdrosny!
Nie wytrzymałem. Wiem, że byłem zazdrosny... Ale gdy tylko to słowo wydobyło się z jego ust poczułem się jakoś dziwnie... Siłą wyszarpnąłem mu telefon z ręki i widząc, że on już planuje mi go zaprać, wybiegłem do kuchni. O dziwo nie pobiegł za mną.
-Harry! Oddawaj to! Wszystko popsujesz! 
Mimo gróźb lecących z jego strony, otworzyłem wiadomość.
'Od: Liam.
Lou, czy Harry lubi białe róże? Wiem, że miały być czerwone, ale oni nie mają ich tyle... Starczy tylko na sypialnie... Ten mężczyzna sprzedał mi za to białe... Spokojnie możesz wysypać nimi całą drogę od drzwi frontowych, aż do waszego pokoju. Och, no i te świeczki. Wiesz co, te waniliowe były naprawdę mdlące. Wziąłem truskawkowe. Sprzedawczyni stwierdziła, że ten zapach w jakiś dziwny sposób wzbudza większy popęd (If you know, what i mean ^^). +Nie martw się. Zayn i Niall pojechali gdzieś i wrócą najprędzej za dwa dni. Ja tę noc spokojnie mogę spędzić u Danielle, więc możecie szaleć! To ja już nie przeszkadzam... Życzę miłej zabawy :) xx'
Nagle poczułem się... Jak ostatni debil. Boże, co ja sobie myślałem... Tak cholernie bałem się, że on mnie zdradza, albo coś... Podczas gdy on po prostu planował dla nas romantyczny wieczór... A ja to wszystko popsułem. Jestem okropny. Bez zastanowienia zostawiłem telefon Lou na pierwszym, lepszym blacie, po czym pędem ruszyłem w stronę salonu. Lou siedział wściekły na kanapie. Bez zastanowienia rzuciłem się na niego, wtulając tak mocno, jak tylko umiałem. On był taki wspaniały... Dosłownie miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Mimo to Tommo nie oplótł mnie ramieniem, jak to miał w zwyczaju robić.
-Zejdź ze mnie, Harry!
Jego głos był taki... wściekły. Odsunąłem się od niego z jeszcze większymi wyrzutami sumienia i patrzyłem jak cały zły, kontynuuje krzyczenie na mnie...
-Jesteś straszny! Okropny! Boże, jak ja cie nie lubie! To miała być niespodzianka! Czy ty zawsze musisz wszystko spieprzać?! Mógłbyś czasami po prostu odpuścić i mi zaufać!
-Lou... Przepraszam... Ale nie martw się! Mimo to cholernie cieszę się z twojej niespodzianki! I już nie mogę się doczekać.
Uśmiechnąłem się najładniej, jak tylko umiałem, ale to chyba nic nie dało... On wciąż był wściekły.
-Nie! Wszystko popsułeś! Nie będzie żadnej niespodzianki! Podziękuj sobie! I idź już sobie, nie chce cie...
Lou zachowuje się czasami jak dziecko... Gdy coś idzie nie po jego myśli złości się, tupie nóżkami i od razu rezygnuje. Swoją drogą mimo tej całej złości, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać... Chyba naprawdę zależało mu, a ja to popsułem... Po chwili opadł na kanapę i zakrył twarz rękoma... Najwidoczniej zmęczył się tym wydzieraniem na mnie.
-Miało być tak pięknie... Wszystko dopracowałem... Każdy najmniejszy szczegół... A ty to popsułeś... Tak po prostu...  Nie cierpię cie, Styles. 
Trochę zabolało... Naprawdę nie chciałem. Gdybym wiedział, że chodzi o jakąś niespodziankę, nie zrobiłbym tego. Ja się tylko martwiłem... To chyba nic złego być zazdrosnym, gdy twój chłopak cały czas sms'uje z kimś i nie zwraca na ciebie uwagi. Przygryzłem dolną wargę i delikatnie wtuliłem się w niego. 
-Przepraszam... Lou, naprawdę nie chciałem... Po prostu bałem się, że... że mnie zdradzasz... Mogłeś powiedzieć, że chodzi o jakąś niespodziankę... Nie złość się już, dobrze?
-Nie. Będę się złościł! Jesteś beznadziejny...
-Wiem... Jestem zły, okropny, beznadziejny, straszny... Wiem, nie cierpisz mnie i masz mnie dość... Lou naprawdę mi przykro... Ale przecież nadal możemy miło spędzić ten wieczór... No... Chyba nie zrezygnujesz z tak dokładnie przygotowanej niespodzianki tylko dlatego, że twój chłopak to niedojrzały i wciąż zazdrosny gówniarz, który zawsze wszystko psuje?
-Wiesz co... Harry, jesteś naprawdę... Naprawdę... grrrr....
Chyba nie znał więcej aż tak niepozytywnych określeń, więc warknął jedynie ze złości po czym delikatnie oplótł mój pas swoją ręką.
_________________________________________________________
Um... No cóż... Ogólnie to chciałam nie dodawać nic aż do piątku, ale mam już gotowy ten rozdział, więc... No więc dodaję. 
Och i przygotujcie się, że główną częścią następnego rozdziału będzie właśnie romantyczny wieczór Lou z Harrym (Nie umiem pisać romantycznych rzeczy, bo sama jestem raczej mało romantyczna, więc nie wiem jak mi wyjdzie.). Więc jeśli nie lubicie takich (+18) scen, to już ostrzegam, żebyście czytali od momentu gdzie będą '~~~~~~'. Ale przypomnę o tym jeszcze w następnym rozdziale :)

piątek, 25 maja 2012

Op. 10

Obudziłem się wieczorem. Harry spał jeszcze słodko. Nie chcąc go obudzić, po cichu wyślizgnąłem się z pokoju. Zwlekłem się do kuchni, gdzie właśnie kolacje jadł (jak to fanki nazwali ich już dawno temu) 'Ziall'. Ominąłem ich i udałem się do salonu. Liam pewnie wciąż siedział u siebie, bo nigdzie go nie zauważyłem. Opadłem na kanapę zastanawiając się, co robić przez resztę nocy. Może urządzimy sobie z Harrym noc filmową... To byłoby miłe, móc przez całą noc oglądać z nim jakieś komedie... Wtulać się w niego i co jakiś czas być obdarowywanym jego pocałunkami. Chociaż znając loczka, przez całą noc domagałby się jakichś pieszczot. Z rozmyśleń wyrwało mnie uczucie zapadającej się obok mnie kanapy. Nie zdążyłem nawet odwrócić głowy w tamtą stronę, a już poczułem jak ktoś wtula się w moją klatkę piersiową. Tylko jedna osoba ma taką burzę loków... Delikatnie ucałowałem go w czubek głowy, jednocześnie sprawiając, że uniósł głowę ukazując mi piękne zielone tęczówki i ten idealny uśmiech. 
-Czemu mnie zostawiłeś?
-Nie chciałem cię budzić. Tak słodko spałeś...
Harry wtulił się jedynie bardziej we mnie, mrucząc przy tym słodko jak mały kotek.
 -Co powiesz na noc filmową?
-Masz na myśli tylko ty... ja... sami... całą noc..?
Spojrzał na mnie figlarnie, jednocześnie oblizując wargi. Znów w jego głowie pojawiały się zapewne jakieś scenki. 
-Harry, ty zboczeńcu!
W odpowiedzi usłyszałem jedynie jego głośny śmiech.
-No wiesz co... Mógłbyś czasami się ogarnąć...
-Co ja za to mogę... To nie moja wina, że tak na mnie działasz. Po prostu w nocy wolałbym z tobą robić inne rzeczy. Z resztą cały dzień wolałbym z tobą robić inne rzeczy...
Poczułem jak jego ręka znów wędruje pod moją koszulkę. Odetchnąłem ciężko i 'pomogłem' mu zabrać rękę spod mojej bluzki. 
-Ty jesteś jakiś niewyżyty...
-No wiesz co... 
Poczułem jak odsuwa się ode mnie udając, że jest obrażony. Chciałem go pocałować, on jednak odwrócił głowę. Mimo to nie dałem za wygraną i chwytając jego podbródek, przekręciłem jego głowę w moją stronę. Gdy tylko nasze wzroki się spotkały, uśmiechnąłem się do niego po czym delikatnie pocałowałem. Trwaliśmy chwilę w takim stanie, po czym chłopak odsunął się ode mnie.
-To nie było miłe. 
Chyba chciał coś powiedzieć, ale dość nachalnie wpiłem się w jego usta, wędrując dłońmi na jego pośladki. Poczułem jak napiera na mnie i już po chwili leżałem na kanapie. Jak zwykle to on przejął kontrolę. Poddałem się zupełnie czując jak przez pocałunki się uśmiecha. Jego ręka znów wędrowała w dolne części mojego ciała. Na litość boską, Harry... ile można... Raz dziennie zdecydowanie mi wystarczy.
-Harry, uspokój się. 
-Ale ja nie chce.
-Mi raz dziennie zdecydowanie wystarczy.
-Ale mi nie.
-Nie myśl tylko o sobie...
-Nie myślę... To tobie chce sprawić przyjemność. Ale tobie jak zwykle źle. 
-Boże, Harry... Czy my musimy się cały czas kłócić? 
Chłopak mruknął niezadowolony, po czym zszedł ze mnie i wtulił się w moją klatkę piersiową. Czułem, że jest zły... zły albo smutny. 
-To nie jest tak, że ja nie chce...
-Daruj sobie Lou. Koniec tematu.
-Nie Harry. Teraz będziesz wielce obrażony, a ja nic złego nie zrobiłem. Po prostu chcę, żebyś trochę zwolnił. Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć, spokojnie. 
-Ale ja chce się tobą nacieszyć teraz. Już. Zaraz. 
-Jesteś w gorącej wodzie kąpany.
-Przepraszam. Nie moja wina. Z resztą nieważne.
Nagle do pokoju wkroczył Niall wraz z mulatem. Horan stanął koło kanapy i zaczął wpatrywać się w ekran telewizora, w którym właśnie leciał jakiś mecz. Malik z kolei stanął obok niego, obejmując go jedną ręką w pasie. 
-O! Patrz, Real gra z Bayernem.
-Świetnie. Idziemy już spać?
-No ale to jest półfinał... 
-Niall, nie obchodzi mnie to. Choć spać, już. 
Z cichym jękiem blondyn wyszedł z pokoju zaraz za Zayn'em. Nie zwracałem na nich zupełnie uwagi, w przeciwieństwie do Stylesa.
-Widziałeś to? Od razu widać kto robi za faceta w tym związku.
-Hm? O czym ty mówisz?
-No wiesz... Kto dyktuje zasady. To, że ogólnie oboje są mężczyznami, nie zmienia faktu, że w związku jeden jest 'kobitą', a drugi 'facetem'.
-Serio? Um... To u nas kto niby jest facetem?
Poczułem jedynie jak loczek znów góruje nade mną. Schylił się i przejeżdżając końcówką języka po moim uchu, wymruczał:
-Oczywiście, że ty.
Po chwili jego krocze zaczęło ocierać się o moje i wciąż nie zmieniając pozycji, szeptał dalej:
-I nie będę ani trochę zły, jeśli mi to teraz udowodnisz...
 Boże... Harry, ty naprawdę musisz to robić? Sam twój głos mnie podnieca... A co dopiero reszta. Napierał na mnie coraz bardziej i nawet nie zauważyłem, jak pozbył się mojej bluzki, a zaraz potem na podłodze znalazła się również jego górna część ubioru. Błądziłem swoimi zimnymi dłońmi po jego plecach, podczas gdy on przyssał się do mojej szyi. Chwilę później, odpinając mój pasek od spodni, wymruczał coś co spowodowało nagły przypływ ciepła w całym moim ciele. W dodatku nawet jego głos zdradzał, jak bardzo napalony był.
-Lou... Chce poczuć cię w sobie...
Zaniemówiłem. Wiedziałem, że prędzej czy później to się stanie, ale cholernie się tego bałem. Nie chciałem sprawić mu ani odrobiny bólu, po prostu nie przeżyłbym tego. Ale on tego tak cholernie pragnął... Mimo to odsunąłem go od siebie. Wyglądał naprawdę... strasznie. Trochę jakby bał się, że zrobił coś nie tak... i czułe, że najzwyczajniej w świecie jest mu głupio. Nie dziwię mu się... Sam nie umiałbym mu czegoś takie powiedzieć... Nie wiem czemu. 
-C... Coś nie tak?
-Nie, nie... Po prostu... Myślę, że powinniśmy z tym trochę poczekać... 
Widziałem jak przygryzając dolną wargę ze wstydu, ucieka gdzieś wzrokiem. 
-Ach... Tak... Może masz rację... To... Pójdę już spać.
Chciał go jakoś zatrzymać, ale on nawet nie biorąc swoich rzeczy, wybiegł z pokoju. Znowu spieprzyłem? Nie chciałem źle... Ale dla mnie to było coś naprawdę intymnego... I chociaż wiem, że on jest tym jedynym, wolałem z tym poczekać. Może zwyczajnie się bałem... Że nie zaspokoję go wystarczająco... że najzwyczajniej w świecie mu się nie spodoba. Nawet nie wiem kiedy, zasnąłem na kanapie. Rano wstałem najwcześniej z wszystkich chłopaków. Może to i lepiej, bo przynajmniej miałem czas, żeby się ogarnąć. Siedziałem właśnie w kuchni, robiąc sobie herbatę, gdy w pomieszczeniu pojawił się loczek. Nie patrząc nawet na mnie, zrobił sobie kanapki, po czym usiadł przy stole. Czułem, że coś jest nie tak. 
-Jesteś na mnie zły?
-Nie.
-Przecież widzę.
Nie odpowiedział. Już miałem kontynuować, gdy w pomieszczeniu pojawił się Liam. Uśmiechnięty od ucha do ucha, jak nigdy wcześniej. Zaparzył sobie kawy, po czym usiadł obok Harrego. Nie szło nie zauważyć napiętej atmosfery, panującej między mną, a loczkiem. 
-Co wy tacy źli? Powinniście się cieszyć... Niedługo jedziemy w trasę. W dodatku wy będziecie mieli siebie przez ten cały czas... A ja i Danielle nie będziemy się widzieć tak cholernie długo... Ach, właśnie... Wy też to słyszeliście? 
Widziałem jak Harry posmutniał jeszcze bardziej... Nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi... Całą noc spędziłem na kanapie, więc nic nie słyszałem.
-Chodzi ci o Niall i Zayn'a?
-Och, no tak... Przecież ty Harry, masz pokój zaraz obok nich... Nie żeby coś, rozumiem, że się kochają i bardzo mnie to cieszy... Ale mogliby być trochę ciszej.
-Mhm...
-To było lekkie przegięcie... To znaczy wy pewnie byliście zbyt zajęci sobą, żeby zwracać uwagę na takie rzeczy. Ale to było po prostu... Boże, Niall mógłby się czasami powstrzymać. I bez jego jęków wiemy, że do siebie pasują.
Nie odezwaliśmy się już ani słowem. Po chwili wszyscy udali się do swoich pokoi. Chciałem porozmawiać z Harrym, on jednak spławiał mnie.

wtorek, 22 maja 2012

Op. 9

Gdy tylko dotarliśmy do domu, niemal każdy miał dobry humor. Każdy z wyjątkiem mnie. Całą drogę zastanawiałem się. Tak bardzo chciałbym ujawnić się z Harrym. Bolało mnie trochę, że musieliśmy się ukrywać. Zupełnie tak, jakby on się mnie wstydził. Pogrążony w swoich rozmyśleniach, opadłem na kanapę w salonie. Nasze nowe gołąbeczki udały się do sypialni Horana. W ich ślad poszedł Liam. Miałem nadzieje, że Styles zostawi mnie na chwilę samego, abym mógł spokojnie to wszystko przemyśleć. Niestety poczułem jak siada obok mnie i obejmując mnie w pasie, przyciąga bliżej siebie. Odwróciłem głowę w jego stronę i ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem przed pocałunkiem, było jego zadziorne spojrzenie. Naprawdę trochę czułości mi nie przeszkadzało, jemu jednak jak zawsze tylko jedno w głowie. Już po chwili czułem jak jego ręce wędrują z pleców na moje pośladki. Zacisnął je jednocześnie sprawiając, że cicho zamruczałem. Po chwili leżałem już bez koszulki, podczas gdy schodził z pocałunkami w dół. Czułem jak rozpina mi spodnie i mimowolnie przeszły mnie dreszcze. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że w każdej chwili któryś z chłopaków może wejść do salonu. Naprawdę nie chciałem, żeby zastali nas w takim stanie. Podniosłem się na łokciach sprawiając, że i chłopak uniósł głowę ku górze, w moim kierunku. 
-Znowu coś nie tak?
-Daj spokój... Przecież nie możemy tego robić tutaj. 
Chłopak uśmiechnął się złośliwie, po czym przygryzając dolną wargę, zbliżył się do mojej twarzy. 
-Więc na co czekasz? Idziemy do mnie, czy do ciebie?
Odetchnąłem ciężko niezbyt wiedząc co powiedzieć. Nie miałem teraz ochoty na jego zabawy. Naprawdę dobijała mnie myśl, że musimy się ukrywać. Seks był zdecydowanie ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę. Chłopak chyba wyczuł moją niechęć, bo odsunął się ode mnie na dość dużą odległość. Wyglądał trochę... Nie umiem tego opisać. To była mieszanina smutku z rozzłoszczeniem.
-Lou, co z tobą? 
-Przepraszam, po prostu... Nie mam ochoty. 
-Od jakiegoś czasu w ogóle nie masz na mnie ochoty. Louis, nie rozumiem cię... Staram się jak mogę, staję na głowie, żeby było ci dobrze... A ty wciąż nie masz humoru, wciąż coś ci przeszkadza. 
-Harry to nie moja wina... 
-A może moja? Nie wiem już co mam zrobić, żeby cię zadowolić.
Milczałem... Co miałem mu powiedzieć? Prośby o ujawnienie się były bezcelowe. Jedynie zdenerwowałby się... Wiedziałem, że on nawet w najdalszej przyszłości nie planuje o nas nikomu mówić. Leżałem tak, uciekając wzorkiem jak tylko mogłem.
-Lou... Żałujesz, prawda?
-O czym ty bredzisz?
-Żałujesz... Że wybrałeś mnie, zamiast Eleanor. Wolałbyś, żeby to ona tu teraz była, prawda? Po prostu to powiedz...
-Harry, tu naprawdę nie o to chodzi... Po prostu... Przepraszam Harry, ja... Mógłbyś zostawić mnie samego...? Musze pomyśleć...
-Zdecyduj się wreszcie... Przecież nie trzymam cię na siłę. Możesz w każdej chwili mnie dla niej zostawić. Nie musisz się nade mną litować. 
-To naprawdę nie ma nic wspólnego z El!
-Więc powiedz mi, o co chodzi! Chyba, że masz przede mną jakieś pieprzone tajemnice!
Na moment ukryłem twarz w dłoniach. Nie chciałem się z nim kłócić... Mimo to wolałem już powiedzieć co mnie trapi, żeby tylko nie myślał, że chodzi o Eleanor. 
-Wiem, że tego nie chcesz... Wiem, że to dla ciebie trudne... Ale ja tak nie chce. 
-Lou, do cholery jasne! O czym ty mówisz?
-Mówię o tym, że... Nie chce się ukrywać. Nie chce udawać, że nic nas nie łączy. Chciałbym spokojnie wyjść z tobą na spacer, trzymając się za ręce. Chciałbym normalnie móc cię pocałować, podczas zwyczajnego robienia zakupów. Chciałbym mówić w wywiadach, jak wiele dla mnie znaczysz, nie tylko jako przyjaciel. I chciałbym, żeby każdy wiedział, co nas łączy. Nawet jeśli stracimy fanów, nawet jeśli to zniszczy One Direction. Nie ważne, Harry. To mnie nie obchodzi. Po prostu chce z tobą być. OFICJALNIE. Bez żadnych gierek. 
-Lou... Ty chyba nie wiesz o czym mówisz... Naprawdę chcesz to zniszczyć? To nie są tylko nasze marzenia... Ty zrujnujesz też marzenia reszty... Nie bądź takim egoistą.
Niby racja. Przecież muszę też myśleć o innych... Mimo to bałem się, że to jedynie wymówka. Że on po prostu nie chce się przyznać. Poczułem, jak dłońmi chwyta moją twarzy i delikatnie całuje. Kocham gdy to robi... Gdy jest taki czuły... Aż wszystko we mnie śpiewa. Po chwili oderwał się ode mnie i znów zaczął mówić. 
-Louis, to nie jest tak, że ja się ciebie wstydzę. Nawet tak nie myśl. Chciałbym móc powiedzieć o nas całemu światu, ale czasami są rzeczy ważniejsze. Oni są naszymi przyjaciółmi... Nie możemy im tego zrobić. 
Znów wtopił się w moje usta. On wiedział, jak wybijać mi takie pomysły z głowy. Po chwili już nie myślałem o tym w ogóle. Byłem zbyt zajęty oddawaniem pocałunków. Chyba poczuł, że już wszystko dobrze, bo jego jedna ręka powoli wędrowała w stronę mojego rozporka. Oderwał się jedynie na chwilę od moich warg.
-Ty. Ja. Moje łóżko. Teraz. I nie ma żadnych wykrętów. 
*UWAGA. W tym fragmencie wystąpić mogą sceny nieprzeznaczone dla młodszej części czytelników. Jeśli nie chce, nie czytaj go :)*
Nie minęła nawet minuta, gdy wylądowałem na jego idealnie pościelonym łóżku. W trakcie drogi tu, gdzieś 'zgubiłem' spodnie, więc teraz miałem na sobie jedynie bokserki, od których gumką co chwilę bawiła się ręka loczka. Jego głowa znajdowała się tuż nad moim kolegą, który już ledwo wytrzymywał. Spojrzał na mnie figlarnie oblizując usta, a ja dosłownie poczułem jak oblewają mnie zimne poty... Boże, jak on na mnie działa... Przygryzłem dolną wargę, jednocześnie jęcząc błagalnie jego imię. Po prostu nie mogłem już wytrzymać tych jego zabaw. Wreszcie poczułem, jak moje bokserki zjeżdżają w dół, a mojego członka otoczyło coś ciepłego. Ręka Styles'a zaczęła powoli jeździć w dół i w górę, wywołując u mnie ciche pojękiwanie o więcej. Wreszcie moim przyjacielem zajął się jego język i wręcz nie mogłem powstrzymać się od krzyczenia jego imienia. Był taki delikatny, zupełnie jakbyśmy kochali się po raz pierwszy. Odchyliłem głowę bardziej do tyłu, dając się ponieść emocją. Nie ważne, że pewnie cały dom mnie słyszał. Ważne, że czułe się nawet lepiej niż w niebie. Z minuty na minutę czułe, jak wszystko we mnie buzuje i wiedziałem, że długo już nie wytrzymam. W końcu wytrysnąłem prosto do buzi loczka, który bez żadnych problemów przełknął wszystko z uśmiechem, po czym wrócił do góry, obdarzając mnie namiętnym pocałunkiem. Hazza nie miał na sobie już bluzki, którą ściągnąłem mu w trakcie drogi do jego sypialni, tak więc moje ręce spokojnie wędrowały po jego plecach. Mimo, że był młodszy był jednak większy i silniejszy, dlatego trochę trudu sprawiła mi zamiana pozycji. Wreszcie usiadłem nie niego, lekko ocierając się o jego członka, wciąż jednak nie przestając go całować. Zsunąłem mu spodnie, w czym on mi pomógł. Wiedziałem jak cholernie jest napalony od samego rana, jednak tak bardzo kochałem się z nim drażnić... Zacząłem przygryzać jego ucho, jedną ręką delikatnie masując jego przyrodzenie. Chłopak sapał pode mną będąc chyba coraz bardziej poirytowany tymi gierkami. 
-Lou, nie baw się ze mnę, proszę... 
To było takie zabawne, gdy on zupełnie sobie nie radził z tym co się dzieje.
-Prosisz...? Ale o co...
Był w stanie jedynie dość głośno wyjęczeć moje imię. Z minuty na minutę bawiło mnie to coraz bardziej, podczas gdy on już odchodził od zmysłów.
-Nie, naprawdę nie wiem o co ci chodzi. 
-Proszę cię... Lou, ja już nie mogę... Zrób to wreszcie...
Czułem jak jego biodra wiją się pode mną błagając o trochę więcej czułości.
-Ale, co masz na myśli, mówiąc 'zrób to wreszcie'? 
-Boże święty, błagam! 
Postanowiłem, że jak na jeden dzień wystarczy już tego męczenia go. Jednym ruchem zsunąłem z niego ciasne, czarne bokserki, po czym ująłem jego penisa w rękę i zacząłem szybko poruszać nią raz w górę, raz w dół. Po chwili zjechałem głową w dół i zacząłem kręcić językiem kółeczka, na samym czubku jego 'przyjaciela'. Chłopak raz sapał, raz dyszał, raz jęczał nie wiadomo co... Co jakiś czas jedynie wydawał się z niego głośniejszy odgłos, przypominający krzyczenie mojego imienia. Wreszcie zacząłem energicznie ssać jego członka. Nie minęło zbyt dużo czasy, gdy chłopak z głośnym jękiem doszedł. Było dopiero wczesne popołudnie, ale po takich zabawach, bez problemu usnęliśmy, wtuleni w siebie.
________________________________________________________
Taki tam prezent. Trochę krótki, ale zawsze ;)
Mam nadzieję, że się podoba 
+Mam nadzieję, że przez to, że już nie nazywam się Directionerką, nie przestaniecie czytać tego bloga. Po prostu stwierdziłam, że nazywanie tak mnie jest w pewnym stopniu kłamstwem, a ja zbyt szanuję #PolishDirectioners i ogólnie zespół 1D, żeby was okłamywać. Mimo to (jak już wcześniej wspomniałam) szanuję i naprawdę lubię 1D. Um... Z drugiej strony... Może to chwilowe załamanie i niedługo sie ogarnę (bo ostatnimi czasy jakoś całkowicie zmieniły się moje poglądy i w ogóle wszystko)... Sama już nie wiem. Gubię się w tym wszystkim... No ale nie truję wam już. Może już zauważyliście (albo i nie) usunęłam starego twitter. Ale mam już nowego. Nazwa ta sama, tak więc chętnych zapraszam do followowania ;D xx 

sobota, 19 maja 2012

Op. 8

Gdy tylko się obudziłem poczułem jakiś ciężar na mojej klatce piersiowej. Zupełnie zapomniałem o wczorajszej wizycie Niall'a, dlatego zdziwiłem się na widok blondyna wtulonego we mnie. Wzdrygnąłem się lekko, przez co niechcący go obudziłem. Spojrzał  na mnie lekko zarumieniony po czym wstał do pozycji siedzącej. 
-Sorki... Zasnąłem. 
Odetchnąłem ciężko. To wszystko wydawało mi się takie dziwne... Przecież to był jeden z moich najlepszych przyjaciół. Nie musiał tłumaczyć się z takich rzeczy. Poczułem się lekko winny. Możliwe, że po ostatnich wydarzeniach odepchnąłem go od siebie sprawiając, że poczuł się trochę... niechciany. Naprawdę nie planowałem tego. W jakiś sposób on był dla mnie bardzo ważny. Po tamtej nocy widziałem, jak on się starał... Zależy mu na mnie, a ja zachowuje się... po prostu okropnie. Nie chciałem go stracić... Wiedziałem, że muszę mu w jakiś sposób dać do zrozumienia, jak wiele dla mnie znaczy. Ale nie byłem w stanie... Stanowczo nie dopuszczałem do siebie myśli, że moglibyśmy być razem. Chciałem tego, ale po prostu... nie mogłem. Nie umiałem. Nie chodziło głównie o moją religię, chociaż ona również pełniła dość ważną rolę. Po prostu to jest... inne. Może nie jestem dość dojrzały do postrzegania pewnych spraw w odpowiedni sposób. Mimowolnie czułem potrzebę bliskości z tym małym Irlandczykiem. Chcąc go jakoś zatrzymać, aby nigdzie nie uciekł, splotłem nasze dłonie razem. Chłopak z początku był lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się do mnie promiennie, jednocześnie od razu poprawiając mi humor. Ponownie, zupełnie jak wczorajszego wieczoru, położył się obok mnie. Dość długo trwaliśmy w milczeniu, gdy nagle on pierwszy je przerwał. 
-Zayn, myślę, że powinniśmy o tym porozmawiać.
Nie byłem na to gotowy, więc milczałem dalej. 
-Zayn... Rozumiem, że to dla ciebie ciężkie, ale musisz zdecydować. Ja nie mogę żyć wiecznie w niepewności.
Tak strasznie chciałem coś powiedzieć, ale zwyczajnie nie umiałem... A nawet gdybym mógł, nie wiedziałbym co. 
-Po prostu mi odpowiedz. Kochasz mnie, czy nie?
Ścisnąłem jego rękę mocniej, jakby chcąc w ten sposób mu odpowiedzieć. Ale to chyba nie wystarczyło. Nie dziwię się mu. Chciał po prostu być szczęśliwy. To normalne, że nie będzie wiecznie czekać, aż ja się zdecyduje. Jeśli wybrałbym jego... To by mnie uszczęśliwiło, ale nie ma nic za darmo. To jest równoznaczne z odrzuceniem mojej religii... Poza tym nie wiem, jak miałbym o tym powiedzieć rodzinie. Wyrzekliby się mnie. Na pewno. Rodzina Lou i Harrego nie ma nic przeciwko, ale to jest zupełnie inna sytuacja. Z rozmyśleń wyrwało mnie uczucie pustki w mojej dłoni. Zobaczyłam blondyna stojącego przy drzwiach z dość ponurą miną. 
-Ja tak nie chce. Daj znać jak do tego dojrzejesz. 
Zabolało, nie powiem, że nie. Ale należało mi się. Przecież przez ten cały czas to ja raniłem jego. Wszystko co robiłem dawało mu do zrozumienia, że go nie chce. Po raz któryś już tego ranka odetchnąłem ciężko wciąż nie podnosząc się z łóżka.
******
Obudził mnie jakiś słodki zapach. Po raz kolejny Harry sprezentował mi miłe przebudzenie. Śniadanie do łóżka i jego uśmiech już na starcie zapowiadały ten dzień pięknym. Podniosłem się radośnie i na chwilę wpiłem w jego usta, po czym na sam widok naleśników z dżemem, oblizałem się.
-Jesteś kochany. 
Odpowiedział mi jedynie kolejny raz ukazując szereg swoich idealnie biały i równiutkich ząbków. Byłem tak strasznie szczęśliwy. Nigdy nic nie układało mi się aż tak dobrze, jak teraz. Gdy tylko skończyłem spożywać śniadanie, Harry zabrał mi tace i odstawił gdzieś na bok. Wiedziałem co to oznaczało. Od wczoraj zachowywał się zupełnie inaczej. Wciąż oczekiwał ode mnie jakichś pieszczot, czułości. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu czasami przesadzał. No i nie byłem do tego przyzwyczajony. Kiedyś był inny. Mimo to wolę tego kochliwego Hazze. Składał na moich ustach delikatne pocałunki, jednocześnie napierając na mnie. Położyłem się więc z powrotem. Po chwili jego usta wędrowały już po mojej szyi, robiąc mi co jakiś czas małe malinki. Odchyliłem głowę bardziej do tyłu, dając mu większe pole do popisu i jednocześnie ciesząc się w pełni jego czułościami. Poczułem jak jego ręce wędrują z mojej klatki piersiowej gdzieś niżej i przygryzłem delikatnie wargę. Byłem naprawdę wściekły, gdy przypomniałem sobie o dzisiejszym wywiadzie. To miał byś ostatni wywiad przed naszą trasą. Potem już tylko tydzień przygotowywań i wyjeżdżamy. Jego dłonie wędrowały właśnie po moim podbrzuszu, doprowadzając mnie do białej gorączki, gdy lekko odepchnąłem go od siebie. Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie podoba ci się?
-Nawet nie wiesz jak bardzo, tylko... Powinniśmy się powoli zbierać. Za niecałą godzinę mamy wywiad. Do samego studia jedzie się około 20- 25 minut.
-No i? Mamy jeszcze 35 pozostałych, a mi to w zupełności wystarczy.
Ponownie przyssał się do mnie. Odetchnąłem ciężko i odepchnąłem go ponownie. 
-Harry, przestań. Jestem zupełnie nieogarnięty. Dokończymy wieczorem.
-Mam czekać do wieczora? Chyba żartujesz... Lou, jestem tak cholernie napalony...
-Więc ochłoń. 
Może i byłem lekko szorstki, ale wiedziałem, że muszę go jakoś ostudzić. Wstałem szybko udając się do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica ubrałem się i wyszedłem. Była dokładnie 10.30, gdy zszedłem do kuchni. Spotkałem Styles'a pijącego właśnie kawę. Wyglądał na lekko smutnego, ale jakoś się tym nie przejąłem. Odwdzięczę się mu później. Po drugiej stronie stołu siedział Malik, a obok niego jeszcze bardziej przygnębiony od mulata, Niall. Chyba tylko Liam miał dobry humor, bo podśpiewując coś pod nosem, mył właśnie szklankę. 
-Co wy wszyscy tacy ponurzy?
Harry posłał mi jedynie wściekły wzrok. Ale przecież nie mogłem pozwolić, żebyśmy spóźnili się na wywiad tylko dlatego, że jemu zachciało się porannych 'zabaw'. Ale czułe, że muszę coś zrobić, bo jest zły na mnie. Podszedłem do niego i usiadłem na niego okrakiem. Burknął coś pod nosem po czym uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Wplotłem więc rękę w jego bujne włosy i przybliżyłem głowę do jego ucha. Musnąłem delikatnie jego małżowinę, szepcząc jednocześnie:
-Obiecuje, że wynagrodzę ci to po wywiadzie. 
Jak zwykle Styles ociekał swoim zboczeniem. Uśmiechnął się do mnie figlarnie, po czym zacisnął swoje ręce na moich pośladkach. Boże, jak ja kocham, gdy on to robi. Każdy czulszy gest z jego strony, nawet jeśli to coś niestosownego, jest dla mnie przyjemny. Po prostu udowadnia mi, że mu na mnie zależy. Wreszcie zegar wybił 10.40 i Liam zaczął nas pośpieszać. Wywiad miał się zacząć o 11.30, ale w studiu musieliśmy zjawić się wcześniej. Wyszliśmy i udaliśmy się do samochodu. W jedną stronę prowadził Harry, a obok niego siedział jeden z naszych menadżerów. Ja z kolei usiadłem obok Niall'a, a naprzeciwko nas zasiadł Liam i Zayn. Dojechaliśmy około 11.03. Wywiad wypadł bez żadnych wpadek, choć cały czas musiałem się z Harrym pilnować. Wreszcie skończyło się i wróciliśmy do busa. Z powrotem prowadził Liam, który niedawno zdał prawo jazdy. Ja oczywiście usiadłem obok Harrego który automatycznie położył swoją rękę na moim udzie. Niall nie wyglądał na zadowolonego, że musi siedzieć obok Zayn'a co lekko mnie zdziwiło. Przecież wcześniej byli ze sobą tak blisko... Gdy tylko wyruszyliśmy ręka Hazzy zaczęła wędrować raz w górę, raz w dół. Nie minęło nawet pięć minut, gdy odezwał się Zayn.
-Czy wy naprawdę musicie się molestować przy nas?
Spojrzałem się na niego zdziwiony, po czym do moich uszu dobiegł śmiech Styles'a. Wiedziałem co to oznacza. 
-Molestować? Skoro tak nalegasz, to ja mogę dopiero zacząć go molestować.
Z jednej strony byłem na niego lekko zły za te popisy, a z drugiej cieszyło mnie, że to jest dla niego takie... naturalne. Że nie ma przed tym żadnych oporów. Poczułem jak wpija się w moje usta, a jego ręka wędruje wprost na moje jądra. Zaczął je masować przez spodnie, doprowadzając mnie do szaleństwa. Spojrzałem ukradkiem na Niall'a, którego wzrok zawiesił się na kroczu Zayna. Widziałem jak przygryza dolną wargę, po czym posmutniał i spuścił gdzieś wzrok. Zayn z kolei raz spoglądał na nas, raz na Niall'a, raz znowu uciekał wzrokiem gdzieś za okno. Wiedziałem co się święci. Wreszcie uwolniłem się od Harrego i dałem mu spojrzeniem do zrozumienia, o co chodzi. Ten jedynie uśmiechnął się chytrze. 
-Zayn, czemu nie pochwaliliście się?
-Czym?
-No jak to czym... Że ze sobą kręcicie.
-Nie wiem o czym ty bredzisz. Nie jestem pedałem. 
Boże. Czy oni naprawdę muszą być tacy dziecinni... Po jaką cholerę Styles się wtrąca? No i Zayn mógłby czasami pomyśleć, zanim coś powie. Gdy tylko Malik dokończył zdanie Niall odwrócił się i poprosił Liama, aby zatrzymał samochód. Przejeżdżaliśmy właśnie obok jakiegoś parku.
-Mam cię w dupie Malik. Spieprzaj.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów blondyn otworzył drzwi i wysiadł. Siedzieliśmy w ciszy czekając co zrobi mulat. Ten jednak wpatrywał się w plecy Horana i chyba niezbyt wiedział co powinien zrobić.
-Jesteś beznadziejny. Biegnij do niego i błagaj o przebaczenie.
-Ale...
-Nie ma ale. Jeśli to 'co pomyślą inni' obchodzi cię bardziej niż on, to zwyczajnie na niego nie zasługujesz. 
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale Zayn wyszedł z samochodu i podbiegł do blondyna. Nie wiem dokładnie o czym rozmawiali, ale już po chwili złączyli się w namiętnym pocałunku. Nie obchodziło ich, że w każdej chwili mogli ich przyłapać paparazzi. Myślę, że to mnie nawet trochę zabolało. Nie zapowiadało się ani trochę, aby Larry miał się kiedykolwiek ujawnić. To mnie trochę bolało.
_____________________________________________________
Z góry ostrzegam, że mogą być błędy. Nie miałam czasu sprawdzać. Dosłownie na chwilę wbiłam dziś na kompa, bo później mam gości. Ogólnie dodałabym to już wczoraj, ale nie miałam neta :(
Tak więc przepraszam i mam nadzieje, że się podoba :D xx

piątek, 11 maja 2012

Op. 7

To było zwyczajne popołudniu. Jak codziennie leżeliśmy na kanapie oglądając coś. Ciesząc się samym swoim towarzystwem i wolnością. Nie spodziewaliśmy się żadnych gości, więc zdziwiło mnie nagłe pukanie do drzwi. Lou mozolnie zwlókł się z kanapy i poszedł otworzyć. Dokładnie słyszałem każde słowo, które padło na przedpokoju. Było tak dobrze i jak zwykle coś musiało się spieprzyć.
-Hej, Lou. Wróciłam trochę szybciej z Paryża. Tęskniłam...
-El... To wspaniale. I jak? Albo wiesz co... Wejdź, porozmawiamy.
-A może... Porozmawialibyśmy na osobności? Naprawdę się stęskniłam...
Wiedziałem co to oznacza. Będzie się do niego dostawiać... Byłem pewien, że z niewiadomych mi powodów, on z nią nie zerwie. Nie powie jej o nas. Oczywiste było dla mnie jak to się skończy. Lou, jeśli myślisz, że ja będę żył w tym trójkąciku to się mylisz. Przez moment zupełnie zapomniałem o Eleanor. Czemu ona nie może dać mu spokoju? Naprawdę nie widzi, że mu na niej nie zależy? Albo naprawdę dobry z niego aktor...
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Tomlinsona. Stanął jedynie w progu, a zaraz za nim spostrzegłem trzymającą go za rękę dziewczynę.
-Harry, jakby co to my...
-Tak, tak, wiem. Będziecie u ciebie. 
Na pewno zauważył, że nie byłem zadowolony. Czemu nie zbył jej? Po cholerę to ciągnął... Byliśmy tak szczęśliwi... I podobno ja jestem egoistą. To on leciał na dwa fronty. Dosłownie zbulwersowałem się tak, że aż nie mogłem usiedzieć na miejscu. Wstałem i chodziłem chwilę po pokoju w tą i z powrotem. Myślę, że wyglądałem wtedy naprawdę głupio. Po prostu wszystko we mnie buzowało. Co on w ogóle odpieprza?Myśli, że ja tu będę siedzieć i czekać, podczas gdy on będzie się tam z nią pieprzył? No to się grubo myli. Mam go w dupie. Rozumiem, może być mu ciężko zerwać z nią teraz, ale... O czym ja pieprze?! Nie ma żadnego 'ale'! Albo ona, albo ja! Zupełnie wkurzony udałem się do swojego pokoju. Sypialnia moja i Lou była oddzielona jedynie cienką ścianą. Doskonale słyszałem ten jej piskliwy głosik i śmiechy. Świetnie się bawili. Po chwili ucichli... Może bawią się w 'kto wytrzyma dłużej nie mówiąc'? Proszę cię Styles, na co ty liczysz. Nie łudź się. Nie wytrzymałem nawet 5 minut. Gdzie poszedłem? A gdzie mogłem pójść... Pod drzwi Lou, żeby go upomnieć. Zapukałem raz, drugi, trzeci... Chyba sobie jaja robisz? Czyżbym przeszkadzał? Mam to w dupie. Otwieraj! Po chwili klucz w drzwiach przekręcił się i Lou delikatnie uchylił drzwi. Gdy tylko mnie zobaczył, wyszedł, owinięty jakimś ręcznikiem... Tak, to chyba był ręcznik. 
-Coś się stało?
-Domyśl się. 
Chłopak uciekł gdzieś wzrokiem. O, teraz ma wyrzuty sumienia? Boże, od kiedy ona tu jest każda moja myśl ocieka sarkazmem. 
-Harry, możemy porozmawiać o tym później?
Nie odpowiedziałem. Jeszcze bardziej zły ruszyłem w kierunku pokoju. Nie wiem jakim cudem drzwi zniosły siłę, z jaką je zatrzasnąłem. Usiadłem wściekły na łóżku. Chciałem pójść spać, albo uciec gdzieś, jak najdalej. Ale gdy właśnie rozmyślałem, gdzie się udam, coś mi przerwało. Ona to robi specjalnie? Droga Eleanor, nie musisz mi uświadamiać jak bardzo Louis jest dobry w łóżku. Wiem to aż za dobrze! Wiem też, że ty nie działasz i nigdy nie będzie działać na niego tak, jak ja. Na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Im dłużej wsłuchiwałem się w jej jęki, tym bardziej wszystko się we mnie gotowało. Nie wytrzymałem. Po raz kolejny udałem się w kierunku jego pokoju. Zapukałem raz, drugi, trzeci. I znowu musiałem dość długo czekać, zanim mi otworzył. 
-Harry!
-Och, przepraszam, że przeszkadzam ci w pieprzeniu się z nią w NASZYM łóżku!
Nie obchodziło mnie, czy to El to usłyszy. Miałem to gdzieś. Lou chyba zrozumiał o co chodzi, bo chciał mnie chwycić za rękę, ale uciekłem z powrotem do pokoju. Nie słyszałem już nic. Po chwili dopiero drzwi od jego sypialni trzasnęły, a zaraz potem ktoś wyszedł z naszego mieszkania. Nie wierzę, czyżby ją wyrzucił? Chyba trochę za późno. Boże, przecież on mnie najzwyczajniej w świecie zdradził, podczas gdy ja byłem za ścianą. To jest... obrzydliwe. Czułem jak po moich policzkach spływają łzy. Nie mogłem ich powstrzymać. Chociaż nie chciałem się rozklejać, nie mogłem na to nic poradzić. To za bardzo bolało. Właśnie próbowałem zatrzymać następną falę złych myśli i kolejny potok łez, gdy ktoś delikatnie zapukał do mojego pokoju. Wiedziałem kto to. Nie Lou, teraz spieprzaj. 
-Harry, otwórz. Proszę...
-Idź stąd.
-Nie zachowuj się jak dziecko i wpuść mnie. 
-Nie chce. 
-Chociaż porozmawiajmy. 
Nie umiałem mu odmówić. Byłem na niego cholernie zły, ale jeszcze bardziej chciałem go teraz zobaczyć, przytulić się. Poczuć jak oplata mnie ramieniem i mówi, że wszystko będzie dobrze. Nie wytrzymałem. Wstałem i otworzyłem drzwi, po czym nawet na niego nie patrząc, znów usiadłem na łóżku. Stanął naprzeciwko mnie, jedynie w spodniach od dresu. Boże, czemu on musiał być taki seksowny? Nawet gdybym chciał, nie umiałem oderwać od niego wzroku. 
-Harry, przepraszam...
-Nie Lou. Nie ma przepraszam! Ty mnie najzwyczajniej w świecie zdradziłeś? Ja nie mam zamiaru żyć w jakimś pierdolonym trójkącie!
Chyba chciał coś powiedzieć, ale telefon w jego kieszeni zaczął dzwonić. Eleanor. No, już nie jest na niego zła? Świetnie, teraz niech tu wróci i niech się pieprzą przez całą noc, a ja może jeszcze będę im kibicował zza ściany. Uroczo, nie powiem, że nie. Lou spojrzał na telefon, potem na mnie. 
-Harry, poczekaj, zaraz wrócimy do...
-Nie Lou! Nie wrócimy do tej rozmowy! Ona się kończy tu i teraz! Masz do wyboru! Albo ja, albo ona. Radzę ci szybko podjąć decyzję. 
Wyszedłem zostawiając go samego w mojej sypialni. Sam udałem się do kuchni. Chciałem pobyć trochę sam, niestety w kuchni spotkałem całą trójkę moich przyjaciół. Chyba po raz pierwszy byłem na nich aż tak zły za to, że w ogóle są. Jakby nigdy nic, stanąłem naprzeciwko drzwi wejściowych, chwytając w rękę butelkę mleka. Oparłem się o kuchenny blat i czekałem co stanie się dalej. Nie chciałem stawiać mu takiego ultimatum. Bałem się. Po prostu byłem pewien, że on wybierze ją. No bo niby czemu miałby wybrać mnie? Ona jest piękna, inteligentna, miła. Są ze sobą już długo, naprawę do siebie pasują. Nie rzuci jej dla kogoś takiego jak ja. Przecież nasz związek mógł zniszczyć całą naszą karierę. Pogrążyć marzenia nasze, jak i naszych przyjaciół. Oczywistym było, że danie mu wyboru, równa się z końcem naszego 'związku'. Właściwie nawet nie wiem, czy to związek. Nikt o nim nie wie, nie chodzimy na randki, nie okazujemy sobie uczuć przy nawet najbliższych znajomych. Z rozmyśleń wyrwał mnie Tommo, który nagle znalazł się w kuchni. Nawet nie słyszałem jak schodził po schodach. Jego telefon wciąż dzwonił. Spojrzał na chłopaków, po czym na mnie i na telefon. I znów ja, telefon, ja, telefon, ja, telefon... Przygryzł dolną warkę jednocześnie sprawiając, że aż mi ciśnienie podskoczyło. I już wyobrażałem sobie, jak mówi mi, że było miło, ale się skończyło... Gdy nagle z całej siły cisnął telefonem w podłogę i chyba zupełnie zapominając o chłopakach, jednym dużym krokiem znalazł się przede mną, namiętnie wpijając się w moje usta. W tym momencie zupełnie nie obchodziło mnie, że reszta zespołu patrzy. Położyłem ręce na jego biodrach i przycisnąłem go bardziej do siebie tak, że teraz stykaliśmy się niemal całą powierzchnią ciała. Czułem jak jedną ręką oplata moją szyję, a drugą wplątuje w moje włosy. Boże, on całuje tak wspaniale... nawet nie jestem w stanie tego opisać. Po chwili odsunął się ode mnie i wtulił w moją klatkę piersiową. Wreszcie był mój. Tylko i wyłącznie mój. I nikomu nigdy go nie oddam. Dopiero po jakiejś chwili dotarło do mnie, że trójka moich przyjaciół, siedziała właśnie przy stole nie mogąc odlepić od nas oczu. Liam był szczęśliwy, że wreszcie między nami jest zupełnie dobrze, ale dla Zayn'a i Niall'a to była jakaś nowość. Spojrzałem na nich i niezbyt wiedząc co zrobić, uśmiechnąłem się jedynie. Niall od razu odwzajemnił mój uśmiech, Zayn natomiast przez moment wygląda... nie umiem tego opisać. To było coś między wzburzeniem, a nawet lekkim obrzydzeniem i zupełnym brakiem zrozumienia. Słyszałem co prawda, że dla muzułmanów gejostwo jest... po prostu złe. Ale miałem nadzieje, że przez to nasze kontakty nie popsują się. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie Niall.
-Zayn, co to za mina?
-N... Nie, nic.
-Może zostawimy was samych?
Chciałem już coś powiedzieć, ale Liam wraz z blondynem wstali, jednocześnie wyganiając Zayn'a. Zostaliśmy sami. Trwaliśmy tak w zupełnej ciszy, wtuleni w siebie, dość długo. Dopiero po jakimś czasie Lou odezwał się.
-Kocham cię, Harry.
-Ja ciebie też, Lou.
-Przepraszam... Zachowałem się jak najgorsza świnia. Nienawidzę siebie za to...
-Już dobrze, Lou. Już dobrze...
Głaskałem go przez chwilę po głowię, po czym odsunął się ode mnie i oboje udaliśmy się do salonu. Nie ważne, że w telewizorze nie leciało nic ciekawego. Ważne, że on leżał obok mnie, wtulony w moją klatkę piersiową i co jakiś czas kręcił palcem kółeczka na moim brzuchu.
******
Leżałem właśnie na łóżku rozmyślając nad tym co przed chwilą się stało. Moi najlepsi przyjaciele okazali się parą... Nie jestem homofobem, ale po prostu... Po prostu to jest inne. Jeśli są szczęśliwi, to wspaniale. Życzę im jak najlepiej, ale to nie zmienia faktu, że to ciężkie. Szczególnie w mojej sytuacji. Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy do mojej sypialni powolnie wszedł Niall. Zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł obok mnie na łóżku.
-Hej Zayn... Możemy porozmawiać?
-Jasne. O czym?
-Chodzi o to... Widzisz... To nie jest łatwe.
-Po prostu to z siebie wyduś.
-Zobacz... Harry i Lou są ze sobą, jako para... I są bardzo szczęśliwi. Wiesz, nie przejmują się, co ludzie powiedzą i w ogóle... Pomyślałem... Wiesz, po tym tygodniu w Irlandii... Pomyślałem po prostu, że... Moglibyśmy... Spróbować?
To prawda. Ten tydzień w Mulingar zmienił coś we mnie. Od jakiegoś czasu czułem, że jakoś bardziej zbliżam się z Niall'em. A potem jeszcze... To się stało przypadkiem. Byliśmy razem z jego znajomymi w klubie. Wróciliśmy późno, zupełnie pijani. Nie wiedziałem co robiłem i tak jakoś... Tak jakoś wylądowaliśmy razem w łóżku. Nie mówię, że mi się nie podobało. Ale ja wtedy nie wiedziałem co robiłem. 
-Albo wiesz co... Masz racje, to głupi pomysł. Nie wiem co mnie napadło. Zapomnijmy o tym, ok?
Słysząc, że nie odpowiadam, już chciał wyjść, ale odruchowo chwyciłem go za nadgarstek. Nie chciałem, żeby sobie szedł. Wolałem żeby był przy mnie. Mimo to milczałem. Może po prostu bałem się odezwać? On chyba zrozumiał, bo nie odzywając się ani słowem, położył się obok mnie. Tego właśnie potrzebowałem. Chwili ciszy i jego obecności. To było wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia. 

wtorek, 8 maja 2012

Op. 6

Dzień zapowiadał mi się naprawdę dobrze. Po pocałunku z Lou, posiedzieliśmy jeszcze trochę u niego, wygłupiając się. Zachowywaliśmy się jak kiedyś... Jak stary, dobry Larry Stylinson. Wieczorem dopiero wróciłem do swojej sypialni. Czułem się jakiś... spełniony. Właściwie dla mnie każdy kolejny dzień był udany. Spokojnie mijał sobie tydzień, a ja nawet tego nie zauważyłem. Cieszyłem się, że wreszcie mamy trochę wolnego. Że nie musimy jeździć w trasy, na wywiady czy podpisywanie płyt. Co prawda zapowiadała się wielka trasa po Ameryce, ale mieliśmy jeszcze cały miesiąc. Więc jak tylko mogliśmy, korzystaliśmy z wakacji.  Nawet nie zauważyłem, jak dopadła nas codzienna rutyna. Wstawałem, jedliśmy wspólne śniadanie, potem siedzieliśmy trochę prze telewizorem, jedliśmy obiad, znowu trochę oglądania głupich seriali, wieczorem odpisywałem ludziom na twitterze i szedłem spać. I tak w kółko. Mi to nie przeszkadzało. Ale wydawało mi się, że Lou tak... To prawda, od tamtego pocałunku może nie zachowywaliśmy się jak typowa para... Jakieś przyjacielskie uściski i pocałunki w policzek. Ale nie czułem potrzeby robienia czegoś więcej. Wstałem tego dnia wyjątkowo wcześnie, była ósma rano. Zszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Po pomieszczeniu krzątał się już Liam. Widziałem jak on się starał, jak zagadywał Louisa. Ale on zupełnie go zlewał, więc nie czułem ani trochę zagrożenia, jakie mógł dla mnie stanowić. Stanąłem przy stole, zalewając herbatę, gdy poczułem na sobie wściekłe spojrzenie Payne'a. Podniosłem głowę.
-Czego chcesz?
-Ja? Myślę, że powinieneś to wiedzieć. 
-Louis jest mój. Przyzwyczaj się wreszcie.
-Właśnie o to mi do cholery chodzi! 
Spojrzałem na niego pytająco. Czemu tak nagle wybuchł?
-Czy ty siebie słyszysz?! 'Louis jest mój'? Traktujesz go jak rzecz! On nie jest twoją własnością! W ogóle nie rozumiem, co on w tobie widzi! Jesteś arogancki i egoistyczny! Nie zasługujesz na niego! 
Oniemiałem... Właściwie chłopak miał rację... Lou jest ideałem. Jest miły, przyjacielski, zawsze chce dla wszystkich jak najlepiej. Może cierpieć latami, żeby tylko choć przez chwile kogoś uszczęśliwić, a ja... A ja traktowałem go jak przedmiot. A uczucia okazywałem mu tylko gdy czegoś chciałem. Może faktycznie... Wsłuchiwałem się w dalszy monolog Liama.
-Louis przez ciebie tylko cierpi! Nie rozumiesz jak bardzo mu na tobie zależy? Mógłbyś go chociaż czasami pocałować, przytulić nie jak przyjaciela... Ale nie, bo ty sobie o nim przypominasz tylko, gdy wyczuwasz zagrożenie! A on mimo to jest ci wierny jak pies! Możesz go ignorować, dręczyć psychicznie, a nawet fizycznie... Ale dopóki przy nim będziesz, on będzie trwał w tym 'chorym związku'. 
Urwał... Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ugryzł się w język. Nie wiem czemu poczułem jak do moich oczu napływają łzy. On miał tyle racji... To mnie aż bolało. Nie mogłem ich powstrzymać... Łzy same pociekły po moich policzkach.
-Może masz racje... Lou jest ideałem... Jest miły i opiekuńczy. Zawsze chce dla każdego jak najlepiej i dba o mnie... A ja... Jestem do niczego. Li, ja naprawdę go kocham... Możesz mówić co chcesz, wyzywać mnie, jaki to ja straszny jestem... Ale ja naprawdę go kocham. Przepraszam. Myślałem tylko o sobie. Nawet nie przyszło mi na myśl, że on może przez to cierpieć... Chyba... Nie chce tego, ale muszę przyznać ci racje. Nie zasługuje na niego. On jest po prostu dla mnie za dobry. Chce jego szczęścia... Liam, błagam... Jeśli ja nie mogę, to chociaż ty... Proszę spraw, żeby był szczęśliwy. Żeby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. I nigdy nie złam mu serca. Usunę się... Jeśli tak będzie dla niego lepiej, to ja ci go oddam. Ty będziesz o niego dbał. Wiem to. Masz serce tak samo dobre jak on. 
Spojrzałem na niego przepraszając, że tak namieszałem. W tym momencie naprawdę cierpiałem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jakim dupkiem jestem. Lou potrzebuje ciepła. Potrzebuje, żeby go ktoś przytulił, powiedział, jaki jest ważny. Ja mu tego nigdy nie dałem. Byłem zbyt zapatrzony w swoje szczęście, żeby zauważyć jak bardzo on przez to cierpi. A z Li byłoby mu lepiej. On jest naprawdę dobrym chłopakiem. Uczuciowym, kochającym. Nie ważne... Jakoś pogodzę się ze stratą Lou, jeśli on dzięki temu będzie szczęśliwy. Po prostu chce dla niego jak najlepiej... Czy nie na tym polega miłość? Na dążeniu do szczęścia drugiej osoby? Więc ja zrobię wszystko, żeby jemu było dobrze. O dziwo Liam stał naprzeciwko mnie i aż mu szczęka opadła... Chyba nie myślał, że jestem w stanie choć przez chwilę myśleć o kimś innym, niż tylko o sobie. Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona, lekko mną potrząsając.
-Boże święty! Harry czy tobie do końca odbiło?! 
Jego oczy otworzyły się jeszcze bardziej, a ja stałem tak zupełnie nie wiedząc co teraz...
-Ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Nie wierzę... Po prostu nie wierzę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie ważny jesteś dla Louis'a. Nie jesteś tego świadomy nawet w połowie. Zrozum wreszcie! Chociażbym nie wiem jak się starał, ja nigdy go nie uszczęśliwię. Nie jestem w stanie tego zrobić. Mogę dawać z siebie wszystko, być dla niego jak anioł, ale jeden twój gest uszczęśliwi go bardziej, niż ja przez całe życie. Więc weź się wreszcie w garść i zacznij o niego dbać! Poza tym... Harry, ja nie kocham Lou.
-Jak to... nie kochasz... ale wtedy... w kuchni...
-Wiem, pocałowałem go. Styles do cholery jasnej, ja nie jestem gejem. Nie ciągnie mnie do niego. Chciałem po prostu, żebyś wreszcie zaczął działać. Słyszałem jak wychodziłeś z pokoju i wiedziałem, że udasz się do kuchni. Więc pocałowałem go wtedy, żebyś zobaczył, że świat nie kręci się w okół ciebie. Żebyś poczuł się zagrożony i zaczął działać.  Więc zamiast tu stać mi mazgaić się, jak to Lou na ciebie nie zasługuje, zrób coś, by samemu go uszczęśliwić. Ja wiem, że oddanie pałeczki mi jest łatwiejsze, ale mógłbyś też się czasami postarać.
Spojrzałem na niego pytająco. Niezbyt wiedziałem co dokładnie powinienem zrobić. W końcu Louis jeszcze spał. 
-No nie patrz tak na mnie! Możesz zacząć od śniadania do łóżka. 
Tak. To było tak oczywiste, a ja debil, nigdy by na to nie wpadł. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dziewiąta, więc niedługo Lou sam się obudzi. Postawiłem na coś szybkiego i prostego. Już po chwili szedłem w stronę jego pokoju z tacą. Może i to nie było w moim stylu, ale dla niego mogę się poświęcić. Po cichu otworzyłem drzwi i odstawiłem tacę na komodę, stojącą obok jego łóżka. Tommo spał tak słodko... I uśmiechał się nawet przez sen. Przeczesałem jego włosy i szepnąłem delikatnie.
-Lou, czaaaas wstawać... No dalej, już dziewiąta.
Mruknął jedynie coś w stylu 'jeszcze minutkę' i wtulił się bardziej w kawałek kołdry. Ale ja nie dawałem za wygraną. Znałem świetny sposób, by go przebudzić. Nachyliłem się powoli nad nim i wpiłem się w jego usta. Już po sekundzie chłopak odwzajemniał każdy mój pocałunek. Wreszcie oderwałem się od niego z uśmiechem.
-Zrobiłem ci śniadanie.
Wyglądał na lekko zdziwionego, gdy podałem mu tacę z posiłkiem. Z zadowoleniem zjadł wszystko po czym wypił kakao i spojrzał na mnie rozradowany. 
-No wiesz... Nawet głupiego 'dziękuje' nie usłyszę?
Tommo myślał przez chwilę nad czymś po czym wplótł ręce w moje włosy i zaczął mnie namiętnie całować. Siedziałem na brzegu łóżka, a on siedział za mną, więc ta pozycja była lekko niewygodna. Po chwili chłopak podniósł się i usiadł mi na kolanach, przy czym przypadkowo zwalił tacę i okruszki z talerza wylądowały na jego łóżku. Oderwałem się od niego, chcąc go jeszcze trochę pomęczyć.
-I patrz co zrobiłeś. Teraz to sprzątaj.
-Dobrze, już dobrze... Chciałem ci podziękować, ale skoro nie chcesz...
Wstał ze mnie i usiadł obok udając, że zbiera okruszki. Ale przecież nie mogłem mu tak po prostu odpuścić. Nachyliłem się i znów go pocałowałem. Zacząłem na niego lekko napierać, przez co musiał się położyć, a ja spokojnie wskoczyłem na niego, siadając mu na wysokości pasa. Dość długo trwaliśmy w tym pocałunku... To było takie miłe. Dosłownie czułem jak Lou emanuje szczęściem w tym momencie. On wręcz nim ociekał. A przecież nie zrobiłem niczego aż tak specjalnego. W końcu zabrakło nam powietrza i mimo szczerego braku ochoty na to, oderwałem się od niego. Siedziałem tak na nim wpatrując się w jego niesamowite, niebieskie tęczówki i wręcz nie mogłem wyjść z zachwytu... Był tak cholernie piękny. Po prostu idealny. Miał delikatne, ale wyraziste rysy twarzy... Trochę dziewczęcą urodę i ten wachlarz rzęs, który otaczał jego oczy. Tak, zupełnie straciłem dla niego głowę. Chłopak zaśmiał się trochę nerwowo.
-Harry, możesz już ze mnie zejść... Muszę posprzątać te okruszki. 
-Nie ważne... Zrobisz do później. 
-Później zapomnę. 
Zrezygnowany wstałem z niego i udałem się do salonu, zabierając po drodze tacę z talerzem i kubkiem. Już po pięciu minutach leżałem przed telewizorem, oglądając nową edycję X- Factor. Do moich uszu dobiegł dźwięk zamykających się drzwi i już po chwili ktoś schodził po schodach. Oczywiście było to Lou. Stał chwilę obok kanapy, na które leżałem, aż wreszcie dałem mu znak, aby położył się obok mnie. Tak też zrobił. Położył głowę na mojej klatce piersiowej i oplótł mnie w pasie ręką. Leżeliśmy tak z godzinę, aż do salonu przyczłapali się zaspani Niall z Zayn'em. Spojrzeli na nas ze zdziwieniem.
-No, no. Widzę, że Larry Stylinson wrócił. 
Czułem jak lekko się rumienie, a Lou zacisnął jedynie dłoń na mojej koszulce. No tak, oni o niczym nie wiedzieli. Nikt oprócz nas i Liam'a nie wiedział. Jakoś mi to nie przeszkadzało, chociaż przez to musiałem się bardziej pilnować.
________________________________________________________
Więc tak...
Po 1. Na blogu pojawiły się małe zmiany, otóż notki pojawiać się będą raz/ dwa razy na tydzień, gdyż te 5 komentarzy pojawiało się troszkę za szybko i nie nadążałam z pisaniem.
Po 2. W najbliższym czasie chciałabym otworzyć inny blog(ten wciąż będę oczywiście prowadzić). Będzie on również o Larrym, tyle że pojawi się tam kilka osobnych, krótszych (myślę, że będzie to nie więcej niż 6 rozdziałów, ale będą też One-shoty) opowiadań. Co wy na to? :)
Po 3. Chciałabym wam BARDZO podziękować za te 1000 wejść, tym bardziej, że już dobijamy do 2000 i to mnie naprawdę cieszysz. (Co prawda dość mało osób komentuje, ale pominę ten fakt, aby nie psuć atmosfery :D) Tak więc... MASSIVE THANK YOU ! 
I LOVE U! xx