Przez kolejne dwa dni Lou starał się jak tylko mógł, ale szczerze nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Wiem, może i moje czyny były trochę niezrozumiałe. To nie to, że byłem na niego zły. Właściwie to sam siebie nie rozumiałem... Było mi głupio... Niby jesteśmy ze sobą, ale chyba trochę się pośpieszyłem. W końcu do wszystkiego trzeba dojrzeć. Dla mnie to też nie było łatwe, ale nie bałem się. Przecież ufam mu... Nic złego nie może się stać. Ale to chyba normalne... Ludzie boją się rzeczy, których nie znają i nienawidzą tego, co jest inne... Dlaczego wszystko musi być tak cholernie trudne? Leżałem właśnie na łóżku, gdy po pokoju rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Tak... to na pewno Lou... Codziennie przychodzi, chociaż chyba sam nie wie po co... Przecież nie ma za co mnie przepraszać. Odetchnąłem ciężko, po czym wreszcie pozwoliłem mu wejść. Stanął w drzwiach i trochę wahał się czy wejść. Nie umiałem nawet na niego spojrzeć. Wiedziałem, że czuł się winny... A przecież nie miał powodu.
-Harry... Możemy porozmawiać?
Skinąłem jedynie głową. Zamknął drzwi, po czym podszedł do łóżka i położył się tuż obok mnie. Leżeliśmy tak chwilę w ciszy, nawet się nie dotykając, ale miałem tak cholerną ochotę wtulić się w niego i przeprosić za moje zachowanie... Przecież to co robiłem, można porównać do typowego zachowania nastolatek, którymi targają hormony i inne gówna...
-Harry, co się z tobą dzieje? Zupełnie Cię nie rozumiem... Obrażasz się, jakby zrobił nie wiadomo co, a ja po prostu wolę z tym poczekać. Przecież to tylko seks...
-Wiem... Wiem, Lou. Sam tego nie rozumiem... Masz racje, może to za szybko. Nie jestem na ciebie zły. Naprawdę.
-Więc czemu się nie odzywasz? Czemu mnie zlewasz? Hazza, tęsknie za tobą...
Nie wytrzymałem. Jego stłumiony, łamiący się głos tylko rozmiękczył mnie jeszcze bardziej. Bez zastanowienia przewróciłem się na bok jednocześnie wtulając się w niego. Pachniał tak ładnie... Kocham ten jego lekko zapach. Zmieszanie proszku do prania i jakichś perfum. Lou zawsze używa delikatnych perfum. Poczułem jak oplata mnie ręką w pasie i przysuwa jeszcze bliżej siebie. Miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko, chociaż sam nie wiem czemu. Niczego już nie rozumiem... Co się ze mną dzieje? Moje serce lekko drżało i nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się wykrztusić z siebie nawet tak cichy szept.
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem... Już nie będę, obiecuje.
Chłopak delikatnie jeździł dłonią po moich rokach, uspokajając moje myśli i kojąc zszargane nerwy. Jak on to robił, że zawsze wiedział czego mi potrzeba?
-Już dobrze... Zapomnijmy o tym, dobrze?
Przytaknąłem jedynie po czym wtuliłem się w niego jeszcze bardziej.
-Hej, Harry... Co powiesz na to, żebyśmy na jeden dzień pojechali do Holmes Chapel?
-Ale... Hm... Możemy, ale po co chcesz tam jechać?
-Tak po prostu. Spakuj się, zaraz wyjeżdżamy. Tylko nie bierz zbyt dużo rzeczy. Wracamy jutro wieczorem. Och, twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?
-Nie, nie. Ucieszy się, że przyjechałem.
-Świetnie.
Już po chwili nie było go w moim pokoju. Trochę zdziwiło mnie jego zachowanie. Co go nagle wzięło na odwiedziny mojej mamy? Mimo to cieszyło mnie, że spędzimy tam trochę czasu. Szybko się spakowałem i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie Lou. Podobno takie akcje na spontana najlepiej wychodzą... Myślę, że powinniśmy to robić częściej. Jechaliśmy jak zwykle koło trzech godzin. Około godziny 14 stanąłem przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Zapukałem delikatnie, po czym ujrzałem moją mamę. Naprawdę bardzo się cieszyła, z takiej niespodzianki. Zjedliśmy obiad po czym sam nie wiem co robiliśmy przez resztę dnia. Dużo rozmawiałem z mamą, no i nawet powiedziałem jej o Larrym... W sumie bałem się, że gorzej to przyjmie. Ale ona cieszyła się moim szczęściem. Ten czas tak szybko zleciał... Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno i poszliśmy spać. Rano o dziwo Lou wstał pierwszy. Zastałem go w kuchni spokojnie jedzącego śniadanie i bawiącego się telefonem. Swoją drogą nie obraziłbym się, gdyby chociaż raz to on zrobił mi śniadanie do łóżka. No ale takie romantyczne rzeczy raczej nie są w jego stylu. Jak zwykle rozsiedliśmy się przed telewizorem. Usiadłem na środku kanapy z nadzieją, że Lou siądzie obok i wtuli się we mnie, on jednak jakby nigdy nic zajął miejsce w fotelu. Mijały godziny i trochę się nudziłem... Denerwowało mnie, że Louis nie zwracał na mnie w ogóle uwagi... Wciąż z kimś sms'ował. Nie powiem, czułem się zazdrosny. I to cholernie. W końcu po obiedzie Tommo stanął przy oknie wpatrując się nie wiadomo gdzie, oczywiście z telefonem w ręku, i po prostu nie wytrzymałem.
-Lou, z kim tak sms'ujesz?
-Hm? Z nikim ważnym.
-Mhm... I piszesz z nikim ważnym przez pół dnia?
-Mhm. To naprawdę nic takiego.
Widziałem jak coś przede mną ukrywa. Gdy tylko po raz setny po salonie rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości, natychmiast zerwałem się z łóżka i podszedłem do niego. Wyciągnąłem rękę do przodu, dając mu do zrozumienia, że ma mi dać telefon.
-Pokarz.
-Nie. Harry, to moja prywatna korespondencja.
-Przez tą 'prywatną korespondencję' zupełnie mnie nie zauważasz! Z kim piszesz?
-Nie muszę ci tego mówić. Przestań być tak cholernie zazdrosny!
Nie wytrzymałem. Wiem, że byłem zazdrosny... Ale gdy tylko to słowo wydobyło się z jego ust poczułem się jakoś dziwnie... Siłą wyszarpnąłem mu telefon z ręki i widząc, że on już planuje mi go zaprać, wybiegłem do kuchni. O dziwo nie pobiegł za mną.
-Harry! Oddawaj to! Wszystko popsujesz!
Mimo gróźb lecących z jego strony, otworzyłem wiadomość.
'Od: Liam.
Lou, czy Harry lubi białe róże? Wiem, że miały być czerwone, ale oni nie mają ich tyle... Starczy tylko na sypialnie... Ten mężczyzna sprzedał mi za to białe... Spokojnie możesz wysypać nimi całą drogę od drzwi frontowych, aż do waszego pokoju. Och, no i te świeczki. Wiesz co, te waniliowe były naprawdę mdlące. Wziąłem truskawkowe. Sprzedawczyni stwierdziła, że ten zapach w jakiś dziwny sposób wzbudza większy popęd (If you know, what i mean ^^). +Nie martw się. Zayn i Niall pojechali gdzieś i wrócą najprędzej za dwa dni. Ja tę noc spokojnie mogę spędzić u Danielle, więc możecie szaleć! To ja już nie przeszkadzam... Życzę miłej zabawy :) xx'
Nagle poczułem się... Jak ostatni debil. Boże, co ja sobie myślałem... Tak cholernie bałem się, że on mnie zdradza, albo coś... Podczas gdy on po prostu planował dla nas romantyczny wieczór... A ja to wszystko popsułem. Jestem okropny. Bez zastanowienia zostawiłem telefon Lou na pierwszym, lepszym blacie, po czym pędem ruszyłem w stronę salonu. Lou siedział wściekły na kanapie. Bez zastanowienia rzuciłem się na niego, wtulając tak mocno, jak tylko umiałem. On był taki wspaniały... Dosłownie miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Mimo to Tommo nie oplótł mnie ramieniem, jak to miał w zwyczaju robić.
-Zejdź ze mnie, Harry!
Jego głos był taki... wściekły. Odsunąłem się od niego z jeszcze większymi wyrzutami sumienia i patrzyłem jak cały zły, kontynuuje krzyczenie na mnie...
-Jesteś straszny! Okropny! Boże, jak ja cie nie lubie! To miała być niespodzianka! Czy ty zawsze musisz wszystko spieprzać?! Mógłbyś czasami po prostu odpuścić i mi zaufać!
-Lou... Przepraszam... Ale nie martw się! Mimo to cholernie cieszę się z twojej niespodzianki! I już nie mogę się doczekać.
Uśmiechnąłem się najładniej, jak tylko umiałem, ale to chyba nic nie dało... On wciąż był wściekły.
-Nie! Wszystko popsułeś! Nie będzie żadnej niespodzianki! Podziękuj sobie! I idź już sobie, nie chce cie...
Lou zachowuje się czasami jak dziecko... Gdy coś idzie nie po jego myśli złości się, tupie nóżkami i od razu rezygnuje. Swoją drogą mimo tej całej złości, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać... Chyba naprawdę zależało mu, a ja to popsułem... Po chwili opadł na kanapę i zakrył twarz rękoma... Najwidoczniej zmęczył się tym wydzieraniem na mnie.
-Miało być tak pięknie... Wszystko dopracowałem... Każdy najmniejszy szczegół... A ty to popsułeś... Tak po prostu... Nie cierpię cie, Styles.
Trochę zabolało... Naprawdę nie chciałem. Gdybym wiedział, że chodzi o jakąś niespodziankę, nie zrobiłbym tego. Ja się tylko martwiłem... To chyba nic złego być zazdrosnym, gdy twój chłopak cały czas sms'uje z kimś i nie zwraca na ciebie uwagi. Przygryzłem dolną wargę i delikatnie wtuliłem się w niego.
-Przepraszam... Lou, naprawdę nie chciałem... Po prostu bałem się, że... że mnie zdradzasz... Mogłeś powiedzieć, że chodzi o jakąś niespodziankę... Nie złość się już, dobrze?
-Nie. Będę się złościł! Jesteś beznadziejny...
-Wiem... Jestem zły, okropny, beznadziejny, straszny... Wiem, nie cierpisz mnie i masz mnie dość... Lou naprawdę mi przykro... Ale przecież nadal możemy miło spędzić ten wieczór... No... Chyba nie zrezygnujesz z tak dokładnie przygotowanej niespodzianki tylko dlatego, że twój chłopak to niedojrzały i wciąż zazdrosny gówniarz, który zawsze wszystko psuje?
-Wiesz co... Harry, jesteś naprawdę... Naprawdę... grrrr....
Chyba nie znał więcej aż tak niepozytywnych określeń, więc warknął jedynie ze złości po czym delikatnie oplótł mój pas swoją ręką.
_________________________________________________________
Um... No cóż... Ogólnie to chciałam nie dodawać nic aż do piątku, ale mam już gotowy ten rozdział, więc... No więc dodaję.
Och i przygotujcie się, że główną częścią następnego rozdziału będzie właśnie romantyczny wieczór Lou z Harrym (Nie umiem pisać romantycznych rzeczy, bo sama jestem raczej mało romantyczna, więc nie wiem jak mi wyjdzie.). Więc jeśli nie lubicie takich (+18) scen, to już ostrzegam, żebyście czytali od momentu gdzie będą '~~~~~~'. Ale przypomnę o tym jeszcze w następnym rozdziale :)
Nie wytrzymałem. Jego stłumiony, łamiący się głos tylko rozmiękczył mnie jeszcze bardziej. Bez zastanowienia przewróciłem się na bok jednocześnie wtulając się w niego. Pachniał tak ładnie... Kocham ten jego lekko zapach. Zmieszanie proszku do prania i jakichś perfum. Lou zawsze używa delikatnych perfum. Poczułem jak oplata mnie ręką w pasie i przysuwa jeszcze bliżej siebie. Miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko, chociaż sam nie wiem czemu. Niczego już nie rozumiem... Co się ze mną dzieje? Moje serce lekko drżało i nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się wykrztusić z siebie nawet tak cichy szept.
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem... Już nie będę, obiecuje.
Chłopak delikatnie jeździł dłonią po moich rokach, uspokajając moje myśli i kojąc zszargane nerwy. Jak on to robił, że zawsze wiedział czego mi potrzeba?
-Już dobrze... Zapomnijmy o tym, dobrze?
Przytaknąłem jedynie po czym wtuliłem się w niego jeszcze bardziej.
-Hej, Harry... Co powiesz na to, żebyśmy na jeden dzień pojechali do Holmes Chapel?
-Ale... Hm... Możemy, ale po co chcesz tam jechać?
-Tak po prostu. Spakuj się, zaraz wyjeżdżamy. Tylko nie bierz zbyt dużo rzeczy. Wracamy jutro wieczorem. Och, twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?
-Nie, nie. Ucieszy się, że przyjechałem.
-Świetnie.
Już po chwili nie było go w moim pokoju. Trochę zdziwiło mnie jego zachowanie. Co go nagle wzięło na odwiedziny mojej mamy? Mimo to cieszyło mnie, że spędzimy tam trochę czasu. Szybko się spakowałem i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie Lou. Podobno takie akcje na spontana najlepiej wychodzą... Myślę, że powinniśmy to robić częściej. Jechaliśmy jak zwykle koło trzech godzin. Około godziny 14 stanąłem przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Zapukałem delikatnie, po czym ujrzałem moją mamę. Naprawdę bardzo się cieszyła, z takiej niespodzianki. Zjedliśmy obiad po czym sam nie wiem co robiliśmy przez resztę dnia. Dużo rozmawiałem z mamą, no i nawet powiedziałem jej o Larrym... W sumie bałem się, że gorzej to przyjmie. Ale ona cieszyła się moim szczęściem. Ten czas tak szybko zleciał... Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno i poszliśmy spać. Rano o dziwo Lou wstał pierwszy. Zastałem go w kuchni spokojnie jedzącego śniadanie i bawiącego się telefonem. Swoją drogą nie obraziłbym się, gdyby chociaż raz to on zrobił mi śniadanie do łóżka. No ale takie romantyczne rzeczy raczej nie są w jego stylu. Jak zwykle rozsiedliśmy się przed telewizorem. Usiadłem na środku kanapy z nadzieją, że Lou siądzie obok i wtuli się we mnie, on jednak jakby nigdy nic zajął miejsce w fotelu. Mijały godziny i trochę się nudziłem... Denerwowało mnie, że Louis nie zwracał na mnie w ogóle uwagi... Wciąż z kimś sms'ował. Nie powiem, czułem się zazdrosny. I to cholernie. W końcu po obiedzie Tommo stanął przy oknie wpatrując się nie wiadomo gdzie, oczywiście z telefonem w ręku, i po prostu nie wytrzymałem.
-Lou, z kim tak sms'ujesz?
-Hm? Z nikim ważnym.
-Mhm... I piszesz z nikim ważnym przez pół dnia?
-Mhm. To naprawdę nic takiego.
Widziałem jak coś przede mną ukrywa. Gdy tylko po raz setny po salonie rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości, natychmiast zerwałem się z łóżka i podszedłem do niego. Wyciągnąłem rękę do przodu, dając mu do zrozumienia, że ma mi dać telefon.
-Pokarz.
-Nie. Harry, to moja prywatna korespondencja.
-Przez tą 'prywatną korespondencję' zupełnie mnie nie zauważasz! Z kim piszesz?
-Nie muszę ci tego mówić. Przestań być tak cholernie zazdrosny!
Nie wytrzymałem. Wiem, że byłem zazdrosny... Ale gdy tylko to słowo wydobyło się z jego ust poczułem się jakoś dziwnie... Siłą wyszarpnąłem mu telefon z ręki i widząc, że on już planuje mi go zaprać, wybiegłem do kuchni. O dziwo nie pobiegł za mną.
-Harry! Oddawaj to! Wszystko popsujesz!
Mimo gróźb lecących z jego strony, otworzyłem wiadomość.
'Od: Liam.
Lou, czy Harry lubi białe róże? Wiem, że miały być czerwone, ale oni nie mają ich tyle... Starczy tylko na sypialnie... Ten mężczyzna sprzedał mi za to białe... Spokojnie możesz wysypać nimi całą drogę od drzwi frontowych, aż do waszego pokoju. Och, no i te świeczki. Wiesz co, te waniliowe były naprawdę mdlące. Wziąłem truskawkowe. Sprzedawczyni stwierdziła, że ten zapach w jakiś dziwny sposób wzbudza większy popęd (If you know, what i mean ^^). +Nie martw się. Zayn i Niall pojechali gdzieś i wrócą najprędzej za dwa dni. Ja tę noc spokojnie mogę spędzić u Danielle, więc możecie szaleć! To ja już nie przeszkadzam... Życzę miłej zabawy :) xx'
Nagle poczułem się... Jak ostatni debil. Boże, co ja sobie myślałem... Tak cholernie bałem się, że on mnie zdradza, albo coś... Podczas gdy on po prostu planował dla nas romantyczny wieczór... A ja to wszystko popsułem. Jestem okropny. Bez zastanowienia zostawiłem telefon Lou na pierwszym, lepszym blacie, po czym pędem ruszyłem w stronę salonu. Lou siedział wściekły na kanapie. Bez zastanowienia rzuciłem się na niego, wtulając tak mocno, jak tylko umiałem. On był taki wspaniały... Dosłownie miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Mimo to Tommo nie oplótł mnie ramieniem, jak to miał w zwyczaju robić.
-Zejdź ze mnie, Harry!
Jego głos był taki... wściekły. Odsunąłem się od niego z jeszcze większymi wyrzutami sumienia i patrzyłem jak cały zły, kontynuuje krzyczenie na mnie...
-Jesteś straszny! Okropny! Boże, jak ja cie nie lubie! To miała być niespodzianka! Czy ty zawsze musisz wszystko spieprzać?! Mógłbyś czasami po prostu odpuścić i mi zaufać!
-Lou... Przepraszam... Ale nie martw się! Mimo to cholernie cieszę się z twojej niespodzianki! I już nie mogę się doczekać.
Uśmiechnąłem się najładniej, jak tylko umiałem, ale to chyba nic nie dało... On wciąż był wściekły.
-Nie! Wszystko popsułeś! Nie będzie żadnej niespodzianki! Podziękuj sobie! I idź już sobie, nie chce cie...
Lou zachowuje się czasami jak dziecko... Gdy coś idzie nie po jego myśli złości się, tupie nóżkami i od razu rezygnuje. Swoją drogą mimo tej całej złości, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać... Chyba naprawdę zależało mu, a ja to popsułem... Po chwili opadł na kanapę i zakrył twarz rękoma... Najwidoczniej zmęczył się tym wydzieraniem na mnie.
-Miało być tak pięknie... Wszystko dopracowałem... Każdy najmniejszy szczegół... A ty to popsułeś... Tak po prostu... Nie cierpię cie, Styles.
Trochę zabolało... Naprawdę nie chciałem. Gdybym wiedział, że chodzi o jakąś niespodziankę, nie zrobiłbym tego. Ja się tylko martwiłem... To chyba nic złego być zazdrosnym, gdy twój chłopak cały czas sms'uje z kimś i nie zwraca na ciebie uwagi. Przygryzłem dolną wargę i delikatnie wtuliłem się w niego.
-Przepraszam... Lou, naprawdę nie chciałem... Po prostu bałem się, że... że mnie zdradzasz... Mogłeś powiedzieć, że chodzi o jakąś niespodziankę... Nie złość się już, dobrze?
-Nie. Będę się złościł! Jesteś beznadziejny...
-Wiem... Jestem zły, okropny, beznadziejny, straszny... Wiem, nie cierpisz mnie i masz mnie dość... Lou naprawdę mi przykro... Ale przecież nadal możemy miło spędzić ten wieczór... No... Chyba nie zrezygnujesz z tak dokładnie przygotowanej niespodzianki tylko dlatego, że twój chłopak to niedojrzały i wciąż zazdrosny gówniarz, który zawsze wszystko psuje?
-Wiesz co... Harry, jesteś naprawdę... Naprawdę... grrrr....
Chyba nie znał więcej aż tak niepozytywnych określeń, więc warknął jedynie ze złości po czym delikatnie oplótł mój pas swoją ręką.
_________________________________________________________
Um... No cóż... Ogólnie to chciałam nie dodawać nic aż do piątku, ale mam już gotowy ten rozdział, więc... No więc dodaję.
Och i przygotujcie się, że główną częścią następnego rozdziału będzie właśnie romantyczny wieczór Lou z Harrym (Nie umiem pisać romantycznych rzeczy, bo sama jestem raczej mało romantyczna, więc nie wiem jak mi wyjdzie.). Więc jeśli nie lubicie takich (+18) scen, to już ostrzegam, żebyście czytali od momentu gdzie będą '~~~~~~'. Ale przypomnę o tym jeszcze w następnym rozdziale :)