Więc tak... na wstępie chciałabym powiedzieć, że ten rozdział chyba mi nie wyszedł... Pisałam go dość szybko i nie wiem... Jakoś tak nie jestem jego pewna, no ale dodaje.
No i naprawdę dziekuję za te komentarze... Może nie jest ich jakoś niesamowicie dużo, ale każde słowo jest dla mnie jakąś cholerną motywacją i aż chce mi się pisać :)
Ach. I przepraszam za te błędy w poprzednim rozdziale... Pisałam go na szybko, bo akurat miałam wenę i nie chciałam, żeby uciekła... I zupełnie zapomniałam go potem sprawdzić. Obiecuje, że postaram się, aby to się nie powtórzyło :) Miłego czytania, koty xx
_________________________________________________________________
Jak co weekend chłopcy zaproponowali wyjście do klubu. Oczywiście Harry był zbyt zajęty przesiadywaniem u siebie w pokoju, aby wyjść gdziekolwiek. Od czasu tamtej nocy... To było już tydzień temu... On zachowuje się dziwnie. Wiem aż za dobrze, o co chodzi. Zwyczajnie w świecie się brzydzi. To widać. Gdy uda się go wygonić z pokoju traktuje mnie jak powietrze... A za każdym razem gdy przez przypadek nasze ciała się dotkną, odskakuje jak oparzony. Styles, dupek z ciebie! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak to cholernie boli! Myślisz, że mi jest łatwo? Przeżyłem najpiękniejszą noc w życiu, ale w zamian dostałem twoje obrzydzenie do mojej osoby. Wolałbym cofnąć czas, żeby móc choć patrzeć w twoje tak piękne zielone oczy, oglądać ten uśmiech i słuchać głosu. Żałowałem, że wtedy go nie powstrzymałem. Przecież wiedziałem, jak to się skończy... Boże, błagam... zrób coś... Nie daje rady. Z każdym dniem brakuje mi go coraz bardziej, a każde jego zlanie mnie, łamie moje serce... Chociaż jeśli chodzi o moje serce, to z niego już chyba nic nie zostało. Czuję się taki... pusty, nijaki, gdy go nie ma. Już nawet nie mogę płakać, bo wszystkie łzy wypłakałem w poduszkę w pierwsze kilka nocy po imprezie. Co prawda Liam starał się jak mógł, by mnie jakoś pocieszyć... Ale nic to nie pomagało. Jego ramiona, głos, pocałunki w policzek, czułe słowa, zapach... One nigdy nie dorównają Hazzie. Nigdy nikt mu nie dorówna. Nie miałem sił na żadną imprezę, więc zostałem w domu. Liam poszedł w moje ślady. Nie chciał zostawiać mnie samego, chociaż niby w domu był też Harry. Niby, bo był tylko ciałem. Jego umysł odpłyną i nawet nie planował wrócić. Niall i Zayn wyszli już, a ja stałem właśnie w kuchni, gotując wodę na moją ulubioną herbatę, gdy poczułem jak ktoś przytula się do mnie od tyłu. To tak bardzo przypominało mi uścisk Harrego, chociaż czułem, że to nie on. Odwróciłem się i spojrzałem zdezorientowany na Payne'a. Chłopak stał naprzeciwko mnie z poważną miną, wciąż trzymając moje biodra. -Liam, o co chodzi?
Byłem trochę zdezorientowany. Nigdy nie byliśmy aż tak... blisko. I w dodatku ta jego powaga.
-Louis, zapomnij o nim.
Zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc co zrobić. Mówił mi to już tak często, a jednak teraz to było takie... inne.
-To nie takie łatwe...
-To jest łatwe, ale ty po prostu nie chcesz... Lou... Czemu go kochasz? Przecież przez niego tylko cierpisz... Mógłbym... Ze mną było by ci lepiej.
Gdy tylko dotarły do mnie jego słowa, było już za późno. Chłopak wplótł rękę w moje włosy i czułem jak składa na moich ustak ciąg pocałunków. Nie powiem, to było miłe. Od niego biło ciepło i uczucie, którego ja teraz najbardziej potrzebowałem. Ale mimo to, wciąż nie był Harrym. Wreszcie udało mi się go od siebie odepchnąć, ale tylko na chwilę.
-Lou, chociaż daj mi spróbować...
I znowu... Jego ciepłe, miękkie usta. Były takie przyjemne... Nie odwzajemniałem pocałunków, ale też nie opierałem się jakoś specjalnie. Po prostu stałem jakby nie wiedząc, co zrobić. Dopiero gdy do kuchni wpadł jak burza Styles, odepchnąłem Liama od siebie, mając nadzieje, że może on nie zauważy tego pocałunku. Ale widział... Aż za dobrze. Niby nic nas nie łączyło, on nic do mnie nie czuł... Spojrzałem na niego i oniemiałem. Wyglądał, jakby chciał zabić Payne'a samym wzrokiem. Sam myślałem, że zaraz się na niego rzuci. Po chwili przeniósł swój wzrok na mnie i ani trochę nie zmienił wyrazu twarzy. Wciąż był cholernie wściekły, co naprawdę mnie zdziwiło. Czyżby czuł się... Nie, to nie możliwe. Zazdrosny?
-No, no. Co ja widzę. Chyba wam nie przeszkodziłem?
Jego głos był tak cholernie przesiąknięty sarkazmem. Staliśmy w milczeniu, a on ciągnął dalej, depcząc tym samy moje serce jeszcze bardziej.
-Brawo Louis. Wiesz, nie myślałem, że jesteś aż tak puszczalski. Nie ładnie tak lecieć na trzy fronty...
Zaniemówiłem. Chłopak nawet nie czekał, aż coś zrobimy. Po prostu wziął kartonik z sokiem pomarańczowym i jakby nigdy nic, wrócił do swojego pokoju. Czułem się tak cholernie głupio... Choć z drugiej strony cieszyło mnie to, bo jakby nie patrzeć można to uznać za okaz zazdrości. Nie mogąc wytrzymać tej ciszy, wybiegłem udając się do swojego pokoju. Przez moment powróciła do mnie nadzieje, że może jednak... może coś go ruszyło... może zaczęło mu na mnie zależeć. Chociaż wiedziałem, że to niemożliwe. Wciąż się łudziłem. Nadzieja matką głupich... Więc ja muszę być naprawdę debilem. Odetchnąłem ciężko zamykając drzwi na klucz. Nie miałem ochoty nikogo teraz widzieć. Natłok myśli nie pozwalał mi na nic... Leżałem na łóżku rozmyślając. A właściwie marząc... Jak dobrze byłoby mieć go tylko dla siebie. Jak małe rzeczy, przy nim pięknieją. Śniłem o rzeczach tak różnych... Od wspólnie spędzonych nocy, delikatnych scen zazdrości, aż po głupoty typu śniadanie zjedzone razem, lub leżenie wtulonym w niego na kanapie i oglądanie Glee. To jest taka szara codzienność, która w jego obecności staje się piękna, kolorowa i milsza z każdą minutą. Nie wiem kiedy zasnąłem.
~~~~~~
Wstałem dość późno. Było około 12. Pół nocy nie spałem, wściekając się to na Louisa, to na Liama, to znowu na siebie. Co to miało być?! Jeszcze kilka nocy wcześniej spał ze mną, a teraz spokojnie lizał się z Paynem... Puszczalska dziwka! To samo Liam! A co z Danielle? Poza tym PO CHUJ SIĘ LIAM WCINA?! Kurwa, po co w ogóle ktokolwiek wcina się w Larrego Stylinsona?! Dopiero teraz... Po raz pierwszy głośno powiedziałem to sobie w myślach... Wiem, że to nie prawda, ale mimo wszystko... LOUIS JEST MÓJ! Jest mój i nikogo innego. Zawsze był i zawsze będzie. Wiem, on nie należy do mnie... Ale poczułem się tak cholernie zazdrosny. I dopiero teraz poczułem, że naprawdę mogę go stracić. Nie mogłem na to pozwolić. Nawet gdybym miał przez to spieprzyć wszystko... Przyjaźń z Liamem, naszą karierę... To i tak nie jest ważne. Po prostu jego osoba była dla mnie zbyt cenna... Na samą myśl, że on może być z Paynem... Czułem się niepotrzebny i jakiś przybity. Nie mogłem tak po prostu oddać Lou bez walki. Swoją drogą Louis jest naprawdę okropny! Czy on nie rozumie, jakie to dla mnie ciężkie? Nie mógł poczekać, dać mi trochę czasu? Nie mogę tak z dnia na dzień powiedzieć sobie 'Styles, jesteś gejem' i po prostu zmienić całe swoje życie. Z tym trzeba się... Oswoić. Może racja, trochę się przed tym broniłem. Nie chciałem, żeby tak wyszło... Nie chciałem zakochać się we własnym przyjacielu. Bałem się tego... Gdyby on dał mi ten czas... Ale nie, on musiał puścić się z Liamem. Z rozmyśleń wyrwał mnie hałas dochodzący z dołu. Pewnie reszta już wstała. Postanowiłem walczyć. Walczyć o Louisa... O naszą przyjaźń... i coś więcej. Wsunąłem na siebie jakieś jeansy i narzuciłem bluzę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, odsłoniłem okna i otworzyłem je na oścież. Do pokoju wpadło wreszcie słońce i mnóstwo świeżego powietrza. Szybkim krokiem udałem się na dół. Przyczyną hałasu okazał sie Zayn, próbujący przygotować śniadanie dla Niall'a. Blondyn siedział z roześmianą miną, chyba świetnie się bawił, obserwując męczącego się Malika. Minąłem kuchnię i udałem się do salonu. Chciałem jedynie rzucić okiem, czy Lou już wstał, ale na sam widok siedzącego obok niego Liama, przyśpieszyłem kroku. Tommo siedział na środku kanapy, a po jego lewej stronie znajdował się wcześniej wspomniany chłopak. Nie Payne, nie oddam ci go tak łatwo. Usiadłem po drugiej stronie udając, że zaciekawił mnie film. Ale kątem oka wciąż obserwowałem rękę Liama, która co jakiś czas palcami szturchała dłoń Louisa, jakby chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. To mnie tak cholernie denerwowało. Miałem ochotę po prostu wstać i zacząć się wydzierać na niego, żeby spieprzał i zostawił mnie i Lou w spokoju. Wreszcie spostrzegłem jak Payne chyba próbuje złapać Tommo za rękę i nie wytrzymałem. Nie myślałem zbytnio co robię, po prostu musiałem jakoś dać im do zrozumienia, do kogo należy Boo Bear. Odruchowo moja ręka powędrowała na wewnętrzną stronę uda Louisa. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja ani myślałem przestać oglądać film, choć tak naprawdę nie wiem nawet o co w nim chodziło. Po chwili wstał jak oparzony i wybiegł do swojego pokoju. Przez moment miałem obawy... Co jeśli on nic do mnie nie czuje? Może zwyczajnie zaspokajał mną swoje potrzeby... Mimo to wstałem i udałem się w stronę sypialni Lou. Zapukałem i już chciałem wejść, gdy zauważyłem, że drzwi są zakluczone. Cholera. Zapukałem jeszcze raz i czekałem na otwarcie. Ale on chyba nawet nie planował mnie wpuścić.
-Lou, otwórz.
-Daj mi spokój.
-Nie, masz mnie wpuścić.
-Nie Harry. Idź stąd.
-Po prostu otwórz!
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Nie wytrzymałem. Nie wiem czemu, byłem wściekły, że nie chce mnie wpuścić.
-Louis, przestań pieprzyć! Masz natychmiast otworzyć te cholerne drzwi!
O dziwo podziałało. Już po chwili słyszałem jak przekręca klucz w drzwiach i wreszcie staną w progu. Patrzył gdzieś w bok, unikając moje spojrzenia.
-Mogę wejść?
-Jeśli naprawdę musisz...
Musiałem. Właściwie wręcz wtargnąłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Chciałem coś powiedzieć, ale widząc, jak Lou ucieka wzrokiem w każdy możliwy kąt nie wytrzymałem. Jakby odruchowo chwyciłem jego twarz i po prostu... pocałowałem. Wreszcie, wreszcie czułem jego usta. Boże, nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to ciężkie było, ale za to jakie przyjemne. Chłopak przez moment opierał mi się, więc przygwoździłem go do ściany. Nie mogłem przecież tak po prostu pozwolić mu uciec. Poczułem jak z całych sił odpycha mnie od siebie. Mimo, że cholernie tego nie chciałem, wreszcie nasze usta się rozłączyły.
-Harry... Proszę, przestań.
-Nie Lou. To ty przestań. Nie pozwolę, by ktokolwiek mi ciebie ukradł.
Dopiero gdy to usłyszał jakoś się do mnie... przekonał. Sam wplótł ręce w moje włosy i zaczął mnie całować. Czułem się tak... dziwnie szczęśliwy. Gdzieś w podświadomości czekałem na to tak cholernie długo. I wreszcie jest. Trzymam go w swoich ramionach i całujemy się bez żadnych oporów, żadnych przymusów. Gdy wreszcie zabrakło nam powietrza, oderwałem się od niego z lekko niezadowoloną miną. Nie wiem czemu, ale czułem, że jest mu... głupio? Wtulił się we mnie, by tylko nie musieć patrzeć mi w oczy.